Branża wideo całkowicie odpłynęła - na celownik bierze "piratów", którzy płacą za treści w Sieci
Geofencing to zmora naszych czasów. Twórcy „kontentu”, by ułatwić sobie życie, zaczęli segregować swoich potencjalnych klientów na lepszych i gorszych, w zależności od statystycznej majętności danego narodu. Robić to muszą również ich partnerzy, tacy jak Netflix. Efektem może być tylko zwiększony ruch na sieciach BitTorrent.
Czemu niektórzy z nas decydują się na „piracenie” filmów i seriali zamiast na korzystanie z legalnych źródeł? Powody są dwa. Pierwszy, najbardziej oczywisty, to fakt, że nie chcemy płacić tyle, ile dostawcy treści od nas żądają. Drugim jest wygoda: pobranie filmu z torrentów to kilka klików myszką, co jest dużo łatwiejsze i szybsze od kupna w sklepie czy wypożyczenia strumieniowanej, zabezpieczonej DRM wersji. O tym jak ważny jest ten drugi czynnik niech świadczy chociażby popularność Spotify, który oferuje taką samą wygodę co pirackie witryny, żąda od użytkowników niewielkich opłat i w efekcie całkowicie zniechęca większość z nas do muzycznego piractwa. W ślady Spotify zaczęły iść usługi VoD, z Netflixem i Hulu na czele. Branża filmowa jest jednak znacznie bardziej skomplikowana od tej muzycznej, czego efektem jest wprowadzenie geofencingu, a więc regulowania dostępności danych treści w zależności od regionu geograficznego odbiorcy.
Geofencing służy interesom przede wszystkim wytwórni filmowych i telewizyjnych. Dzięki niemu można chociażby wprowadzać różne ceny za treści w zależności od majętności danego regionu, koordynować premiery z lokalnymi dystrybutorami filmowymi i telewizjami czy blokować dostęp do treści, dla których nie przygotowano lokalnych tłumaczeń. Partnerzy twórców, tacy jak Netflix, mogą operować tylko dzięki ich łasce, więc zgadzają się na wprowadzanie ograniczeń geograficznych, dzięki czemu mogą oferować znacznie niższe ceny subskrypcji swoim klientom. Niestety, jest też skutek uboczny takiego działania: jesteśmy segregowani na lepszych i gorszych, a takie kraje jak Polska mogą o usługach pokroju Netflixa co najwyżej pomarzyć.
Nie ma zabezpieczeń nie do złamania
Internauta to kreatywna bestia, więc szybko pojawiły się sposoby na omijanie tych blokad. Prepaidowe karty kredytowe kupowane przez Internet od banków z innego kraju, serwery proxy czy VPN-y oszukujące usługodawcę co do kraju pochodzenia internautów to przykładowe metody na dobranie się do zagranicznych serwisów typu VoD.
Ci z kolei, jak nietrudno się domyślić, starają się zwalczać ten proceder. Najprawdopodobniej nie dlatego, że chcą, a dlatego, że wytwórnie filmowo-telewizyjne od nich tego żądają. Dziś wiele internetowych serwisów donosi, że Netflix wprowadził nowe zabezpieczenia, blokujące dostęp „zagranicznym piratom” do jego treści. To najgłupsze działanie, jakie można sobie wyobrazić, choć nie winiłbym za to samego Netflixa.
Wcielmy się bowiem w rolę takiego internauty. Chce on obejrzeć serial „House of Cards”, który jest autorską produkcją Netflixa i nie jest on zainteresowany posiadaniem go na własność na płytach Blu-ray / DVD. Ma dwa wyjścia: odwiedzić stronę z torrentami lub zapłacić za trud nakręcenia tego serialu. Ma on dobre chęci, więc instaluje odpowiednie oprogramowanie, zdobywa odpowiednią kartę płatniczą, ogląda ten serial mimo oczywistego dyskomfortu powodowanego przez wykorzystywanie tych narzędzi oraz brak polskich napisów (do pirackich wersji znajdzie bez problemu amatorskie, polskie napisy). Za jego lojalność nagradzany jest blokadą.
Przecież to nie ma sensu
Owa blokada za chwilę będzie na nowo złamana. Dostawcy usług VPN i proxy zmienią konfigurację swoich sieci i jedyny efekt, jaki zostanie uzyskany, to dalszy dyskomfort osoby, która uparcie i z coraz mniejszą wiarą w to co robi chce płacić za legalne filmy i seriale, by zachęcić ich twórców do dalszego ich tworzenia. Podziwiam tych ludzi, ja za bardzo cenię sobie swój czas, by wciskać na siłę pieniądze osobom, które ich ode mnie bardzo nie chcą. Jednocześnie te same osoby ochoczo liczą „straty” poniesione w wyniku piractwa. Jakie straty? Przecież nie chcecie ode mnie pieniędzy, drodzy (!) dostawcy, więc i tak nie jestem w stanie tego kupić, i tak. Co straciliście?
Chcę dożyć czasów, w których wytwórnie zaczną nas na nowo traktować, jako najcenniejszy zasób jaki mają. W normalnym świecie to one są dla nas i dzięki nam istnieją, a tymczasem to my jesteśmy traktowani jako szkodnicy i zło konieczne. Nie chcę kombinować, mało kto z nas chce to robić. I dlatego tego nie robimy, odpalamy klienta BitTorrent czy inne ustrojstwo i jesteśmy zniechęceni do bycia „legalnymi”.
Na deser, polecam komiks, który idealnie podsumowuje cały powyższy wpis.
*Grafiki pochodzą z Shuttestock, a ostatnia to kadr z filmu "Piraci z Karaibów".