Sukces tabletu Jolla - producent zebrał blisko 2 mln dol.! Powiedział też "A", teraz czekamy na "B"
Zamiast 380 tys. dol. - prawie 2 mln. Takim właśnie rezultatem zakończyła się akcja crowdfundingowa organizowana przez Jollę, która do wprowadzenia na rynek swojego autorskiego tabletu potrzebowała pomocy użytkowników. Nie udało się jednak zrealizować wszystkich założeń i w dalszym ciągu wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Patrząc na całą akcję z boku, można mówić o sporym sukcesie. 1 824 055 dol. to prawie pięciokrotnie więcej niż zakładano, a większość funduszy udało się zebrać w ciągu pierwszych kilkunastu godzin od startu akcji. Dodatkowo całą zbiórkę można określić jako naprawdę ekspresową - od startu do zakończenia nie minął nawet miesiąc.
Jednocześnie udało się nawet przekroczyć dwa dodane po kilku dniach progi finansowania.
Przy 1,5 mln dol. Jolla zapowiedziała wprowadzenie wsparcia dla kart pamięci o pojemności do 128 GB (zamiast początkowych 32 GB), natomiast przy 1,75 mln - opcję dzielenia ekranu i uruchamiania jednocześnie dwóch aplikacji. Całkiem istotne nowości na, jakby nie było, mocno niszowy projekt i system. Nie udało się tylko uzbierać 2,5 mln dol., które pozwoliłyby na stworzenie wersji z modułem 3G - najwyraźniej zainteresowanie potencjalnych klientów było niewystarczające.
Mamy więc górę pieniędzy, jeden z najszybciej i najpokaźniej dofinansowanych produktów w historii Indiegogo (7. miejsce, choć do czołówki oczywiście brakuje sporo). Gdzie więc doszukiwać się negatywów?
Po pierwsze, nie wiemy tak naprawdę na jak wiele gotówki liczyli tak naprawdę twórcy projektu. Owszem, teoretycznym celem było wspomniane już wcześniej 380 tys. dol., ale jest to nic innego niż próg minimalny, nie górna granica czy szczyt marzeń. Czy akcja była prawdziwym sukcesem pod względem finansowanym, mogliby nam powiedzieć tylko jej twórcy, czego... pewnie nie zrobią, albo i tak powiedzą, że jest cudownie. Nie można oczywiście odrzucić wersji, że faktycznie tak jest.
Po drugie, można bez większego ryzyka założyć, że zdecydowana większość kupujących to dotychczasowi fani Sailfish OS i Jolli.
Dynamika wzrostu zebranych funduszy była niemal dokładnie odwrotna, niż w przypadku większości crowdfundingowych projektów. Fantastyczny start i o wiele spokojniejszy koniec - na pierwszy milion wystarczyły dwa dni, na drugi - nie wystarczyło prawie 3 razy tyle czasu.
Wiele mogłyby w tym momencie rozjaśnić statystyki dotyczące tego, jak wielu z kupujących posiadało wcześniej telefon z Sailfish OS, ale takich danych nie ma jeszcze pewnie nawet Jolla. Wyraźnie widać jednak, że na starcie na produkt rzucili się ci, którzy kupiliby go tak czy inaczej, natomiast liczba tych, którzy zdecydowali się na zakup dopiero po tym, jak projekt stał się naprawdę głośny, jest zauważalnie mniejsza.
Jeśli dodać do tego tak naprawdę niezbyt wysoką jednostkową sprzedaż (bo czym innym była ta akcja, jak nie przedsprzedażą?) - zaledwie kilka tysięcy sztuk, pojawia się chyba najważniejsze pytanie: jakie plany na przyszłość ma Jolla?
Jeśli brać pod uwagę liczbę sprzedanych sztuk, to patrząc na całą sprawę obiektywnie, zamieszanie wokół firmy i lokowanie jej wśród nawet średnich producentów jest co najmniej delikatną przesadą.
Mimo to, zawsze gdy mówi się o "ważnych systemach operacyjnych", jednym tchem wymienia się Sailfisha tuż obok Firefox OS czy Tizena. Systemów, za którymi stoją o wiele większe podmioty i które już trafiły na wielokrotnie więcej urządzeń niż dzieło Jolli. Czy Finowie, poza przetrwaniem i sprzedażą kilku(dziesięciu) tysięcy sztuk swoich produktów mają jakiś plan na dalszy, najlepiej dość gwałtowny wzrost? Czy zdobędą się na to, aby pokazać klientom realny argument za przejściem na ich platformę, któremu nie da się odmówić?
Oby tak właśnie było, bo sama otoczka małej, innowacyjnej i sympatycznej firmy może nie wystarczyć na zbyt długo.