Zoom.me, czyli ramka Kusznierewicza w praktyce - recenzja Spider's Web
Ramka Zoom.me będąca dzieckiem Mateusza Kusznierewicza wzbudza spore emocje. Dla niektórych jest to ciekawy pomysł który może znaleźć zadowoloną grupę odbiorców, a dla innych to przykład na to, że polska branża tech nie ma w sobie ani krzty innowacyjności. Trudno mieć jednak wątpliwości dotyczące tego, czy ramka się sprzeda, choćby ze względu na wsparcie marketingowe sieci T-Mobile i współpracującego z operatorem Roberta Lewandowskiego. Sam produkt miał już swoją premierę i postanowiłem mu się bliżej przyjrzeć.
Zoom.me to nowy projekt Mateusza Kusznierewicza. Polski sportowiec stał się tym samym twórcą startupu technologicznego. Pierwszy produkt jego firmy, wspieranej przez pracowników odpowiedzialnych za rozwój Goclevera, i reklamowany hasłem “najlepszy prezent to Ty” to tylko i aż cyfrowa ramka na zdjęcia.
Nie jest to ani pierwsza, ani ostatnia cyfrowa ramka do zdjęć podłączana do sieci.
Premiera projektu rozwijanego przez Kusznierewicza przez ostatni rok odbyła się pod koniec października w warszawskim Och Teatrze, gdzie autor projektu odsłonił karty. Przed prezentacją Zoom.me zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać, ponieważ zapowiedzi były dość enigmatyczne.
W pierwszej chwili po zaprezentowaniu produktu poczułem lekki zawód. Ramka na zdjęcia to nie jest w żadnym razie przełomowy i innowacyjny produkt. Ot, zwykły ekran LCD w grubej obudowie do postawienia na biurku lub szafce nocnej, który łączy się z siecią w celu zaciągnięcia z serwera nowych zdjęć.
Warto było jednak posłuchać prezentacji w trakcie której o produkcie opowiedział jego twórca.
Mateusz Kusznierewicz dość jasno określił grupę docelową swojego projektu. Są w niej głównie… osoby starsze, a dokładnie ich bliscy. Zoom.me rozpatrywać można w kontekście pomysłu na prezent. To dobre podejście i z pewnością pomoże tutaj subsydiowanie urządzenia przez T-Mobile oraz kampania promocyjna, która ruszyła na nieco ponad miesiąc przed Świętami.
Celem Zoom.me jest danie użytkownikom smartfonów szansy na jak najprostsze wysłanie zdjęć do swoich mniej technicznych bliskich bez Facebooka, chmury i innych skomplikowanych rozwiązań. Tylko tyle i aż tyle. Ramka Zoom.me, nazywana pieszczotliwie “zoomką” to nic innego jak hardware’owy odbiornik fotografii dodanych przez posiadacza smartfonów do aplikacji.
Po kliknięciu przycisku wyślij na telefonie ma dziać się magia.
Już na oficjalnej prezentacji w październiku widziałem jak radzi sobie Zoom.me. Teraz miałem okazję przekonać się o tym w praktyce. W tym celu skonfigurowałem samodzielnie ramkę i wysłałem sam do siebie kilka testowych zdjęć wykonanych iPhone’m.
Testowana przeze mnie “zoomka” połączyła się z siecią za pomocą karty SIM z sieci T-Mobile bez żadnych problemów, a po wstępnej konfiguracji aplikacji na smartfona przesłanie zdjęcia zajęło zaledwie kilkanaście sekund.
Po krótkich chwilach spędzonych z Zoom.me nie mam jednak wątpliwości, że osoby nie korzystające na co dzień ze smartfonów lub tabletów będą mieć trudności ze wstępną konfiguracją tego sprzętu.
Nie polecam zakupu tego gadżetu dla dziadka lub babci i wysyłania go nierozpakowanego pocztą. Może spowodować to sporo frustracji po obu stronach. Lepiej skonfigurować go samemu i dopiero wręczyć bliskiej osobie.
Na szczęście jeśli osoba kupująca “zoomkę” na prezent dla członka rodziny poświęci zaledwie chwilę na konfigurację i przekaże już ustawiony sprzęt to z późniejszym korzystaniem, to nie powinno być już żadnego problemu z odbieraniem fotografii
Zoom.me w praktyce
Nowy produkt sygnowany nazwiskiem Mateusza Kusznierewicza, który jest ojcem projektu, odebrałem jeszcze przed jego premierą. Skorzystałem z niego niestety dopiero po rynkowym debiucie kiedy to w sklepie z aplikacjami pojawiły się stosowne programy do jego obsługi. Wcześniej mogłem wyłącznie sprawdzić zawartość zestawu.
Pudełko wygląda całkiem nieźle. Zdobią je duże kolorowe zdjęcia przedstawiające uśmiechnięte postaci i kolorowe, acz niezbyt krzykliwe grafiki i hasła zachęcające do zakupu. W środku oprócz instrukcji znalazła się oczywiście ramka Zoom.me i zasilacz produkcji Goclevera. Końcówka kabla została zaprojektowana tak, żeby podpierać ramkę.
Ramka jest znacznie grubsza niż klasyczne tablety, a ekran ma panoramiczne proporcje.
Wygląda na to, że twórcy Zoom.me wzięli niepowalający jakością ekran z jednego z tabletów Goclever i dobudowali do niego potężną obudowę w kształcie ramki. Ta jest bardzo gruba, a wyświetlacz kryje się głęboko pod szkłem. Zoom.me można ustawić w dwóch pozycjach, czyli pionowej i poziomej, na co pozwalają dwa gniazda ładowania.
Sprzęt wyposażony został też w baterię, dzięki czemu można zabrać ramkę na fotel lub na spacer i przeglądać wirtualny album bez konieczności szamotania się z kablem. Bardzo dobrym pomysłem jest chowanie w obudowie portów na zatrzask. Po ściśnięciu urządzenia krawędź się odchyla dopiero wtedy widać wtedy porty i sloty na karty.
Oprogramowanie Zoom.me
Na software napędzający cały projekt i łączący autora zdjęcia z odbiorcą składają się dwa elementy: oprogramowanie samej ramki i aplikacja na smartfony. Osoby zaznajomione z rynkiem mobilnym bez problemu zauważą, że od środka ramkę Kusznierewicza napędza system Google Android. Interfejs jest prosty i nie ma żadnych zbędnych funkcji. Ramkę można połączyć z siecią Wi-Fi lub zdać się na połączenie 3G po włożeniu do środka karty SIM.
Początkowa konfiguracja składa się z kilku prostych kroków, ale sformułowania na ekranie nie zawsze są w pełni jednoznaczne. Aplikacja mobilna jest atrakcyjna wizualnie, chociaż momentami trzeba nauczyć się które przyciski za co odpowiadają. Bez problemu udało mi się w kilka minut ją opanować, ale wymagało to klikania metodą prób i błędów. Na szczęście potem można o aplikacji praktycznie zapomnieć i skupić się na przesyłaniu zdjęć do właściciela ramki.
Ramce brakuje niestety stabilności i nie mówię tutaj o oprogramowaniu.
Próbując zabrać ją z szafki kilkukrotnie zdarzyło mi się przewrócić ją ekranem do dołu, który na szczęście okazał się wytrzymały. Kabel podtrzymuje ramkę od tyłu, ale jej front gdzie znajduje się szkło jest narażony na pęknięcie. Przydałaby się nóżka, jakiś ogranicznik z przodu lub po prostu stojak - a może nawet stacja dokująca z ładowaniem indukcyjnym?
Nie obraziłbym się też za opcję powieszenia Zoom.me na ścianie z możliwością wyciągnięcia kabla w dyskretny sposób z dowolnej strony. Z pewnością nie zaszkodziłoby też dopracować oprogramowania i zamontować ekranu z lepszą reakcją na dotyk. W obecnej wersji obsługa Zoom.me pozostawia nieco do życzenia patrząc z perspektywy posiadacza smartfona.
Jak na pierwszą wersję jest jednak bardzo dobrze.
Zoom.me powstawało przez rok i nie jest to wbrew pozorom długi czas. Na szczęście produkt jest kompletny i działa dokładnie tak, jak producent obiecuje. Mam jednak nadzieję, że kolejna wersja wprowadzi nieco udogodnień i jeszcze więcej uproszczeń. Twórcy starali się uprościć oprogramowanie jak tylko się da, ale nie wszystkie komunikaty są jasne i klarowne.
Aplikacji mobilnej na iOS brakuje nieco responsywności. Najbardziej brakuje mi jednak funkcji poinformowania autora zdjęcia już z poziomu ramki, że się widziało fotografię. Niekoniecznie w formie wiadomości, rozmowy wideo - wystarczy dodatkowy przycisk “śliczna fotka!” na ramkce i moduł powiadomień w aplikacji mobilnej.
Konieczność dzwonienia do dziadka lub babci “idź sprawdzić, czy przyszło nowe zdjęcie” zabija całą ideę projektu. Nie ma też pewności, że osoba obdarowana Zoom.me będzie sprawdzać nowe zdjęcia regularnie, zwłaszcza jeśli po stronie nadawcy zdjęć regularności zabraknie.