REKLAMA

Wyobraź sobie, że nagle YouTube bardzo zwolnił, bo tak postanowiły telekomy. To możliwy scenariusz

Kiedyś może nadjeść taki dzień, że YouTube albo jakiś Twój inny ulubiony serwis internetowy bardzo zwolni. Każda treść będzie się ładowała godzinami. Korzystanie z niego stanie się po prostu nieznośne. Co wtedy zrobisz? Zapewne poszukasz alternatywy.

11.11.2014 12.39
Wyobraź sobie świat, gdzie neutralność sieci nie istnieje
REKLAMA
REKLAMA

Jeśli już znajdziesz alternatywę okaże się, że jest to serwis, który dziwnym trafem należy do grupy kapitałowej Twojego dostarczyciela internetu. I działa on płynnie. Może jest zaprojektowany gorzej niż Twój ulubiony serwis i może oferuje gorszej jakoś treści, ale DZIAŁA.

Potem zaczynasz w Twojej głowie pojawia się myśl - w sumie dlaczego mój ulubiony serwis tak bardzo zwolnił, a tamten działa płynnie? Dlaczego filmy na YouTubie bufferują tak długo, a tam odpalają się od razu? Czy to wina Twojego ulubionego serwisu albo YouTube’a? Być może tak, ale dużo bardziej prawdopodobną odpowiedzią jest to, że właśnie zostałeś świadkiem złamania zasady neutralności sieci.

Brzmi niewinnie, prawda? I dość enigmatycznie.

Neutralność sieci. Czyli co? Internet ma być jak Szwajcaria? Ma nie wtrącać się do moich spraw, tylko dostarczać mi dobrej klasy zegarki i wyśmienitą czekoladę? Nie. Zasada neutralność sieci to jeden z filarów, na jakim został zbudowany współczesny internet. I teraz jest podkopywany przez dostarczycieli internetu.

Neutralność sieci zakłada, że każda z internetowych usług jest sobie równa pod co najmniej jednym względem - szybkości łącza. Światłowody czy wszelkie technologie bezprzewodowe powinny być ślepe. Nie powinny rozróżniać poszczególnych serwisów czy sklepów i internetowych. Każdemu graczowi powinny dawać możliwość korzystania z takiej samej przepustowości.

acta sopa

Niestety, to jedynie dżentelmeńska umowa, która nigdzie nie została skodyfikowana. Przez lata wszyscy wychodzili z założenia, że neutralna sieć po prostu opłaca się wszystkim. I firmom internatowym, i dostawcom łącz, i użytkownikom. Jeden internet - jedna prędkość, uzależniona oczywiście od dostawcy usługi.

Okazało się jednak, że można firmy internatowe podzielić na lepsze i gorsze. Te lepsze to takie, które są lubiane przez dostawców internetu, a te gorsze to te, które mają z nimi na pieńku. Te lepsze mogą korzystać z maksymalnej szybkości łącza, a te gorsze… Cóż, muszą zapłacić haracz.

Tak dzieje się w tej chwili z Netfliksem w Stanach Zjednoczonych.

Dostarczyciele internetu specjalnie spowalniają łącze kiedy rozpoznają, że klient danego dostarczyciela loguje się lub zaczyna oglądać film czy odcinek serialu poprzez najbardziej znany serwis streamingowy. Aby uniknąć pogorszenia się doświadczenia swoich użytkowników, Netflix musi płacić haracz dostawcom, za to, żeby ci realizowali zasadę neutralności sieci, czyli specjalnie nie spowalniali łącza.

Absurd, prawda? Okazuje się, że nie. FCC, czyli amerykański odpowiednik polskiego Urzędu Komunikacji Elektronicznej, zostawił dostarczycielom furtkę umożliwiającą tworzenie tzw. „pasów szybkiego ruchu” w internecie, czyli właśnie usankcjonował łamanie neutralności sieci. Nie smarujesz, nie jedziesz.

W dyskusję dopiero teraz włączył się prezydent Barack Obama. I powiedział jasno - dopóki ja będę prezydentem zrobię wszystko, żeby neutralność sieci była zachowana.

Obamie należą się gromkie brawa. Zrozumiał, że internet jest dobrem, ale dobrem specyficznym. Można je opodatkowywać jak Viktor Orban czy tworzyć „pasy szybkiego ruchu” jak Comcast. Można też twierdzić, znów jak Comcast, że „internet nie pojawił się przez przypadek ani nie był darem z niebios - został zbudowany przez firmy takie jak nasza, które zainwestowały w budowę sieci i infrastruktury”, co można przetłumaczyć na zwykły język jako „w swej łaskawości daliśmy wam internet, ale kurna nam za to zapłaćcie i grajcie na naszych warunkach”.

Podejście Obamy, co wynika z jego oświadczenia opublikowanego na stronie internetowej Białego Domu, zakłada, że internet nie jest tylko częścią infrastruktury jak autostrady czy mediów jak prasa czy telewizja.

Dzisiaj internet jest przede wszystkim globalną platformą wymiany myśli i informacji. Miejscem, w którym tworzą się innowacje i rozwijają całe kultury. Internet wychodzi poza ramy ekonomiczne, społeczne czy tradycyjne podziały kulturowe lub rasowe. To nie jest dobro jak każde inne. To nasz kościec.

Jeśli nie chcemy, żeby zeżarł go rak „pasów szybkiego ruchu” i ordynarnych haraczy to musimy działać. Z pozoru wydaje się, że sprawa nie dotyczy nas tutaj, w Polsce, bo dyskusja toczy się gdzieś za Wielką Wodą. Bolesna prawda jest jednak taka, że jeżeli raz powstanie trwały mechanizm niweczący neutralność sieci to będzie on po kolei niweczył misternie utkane sieci na całym świecie.

Tutaj nie chodzi tylko to, że YouTube czy Netflix będzie zamulał. Tutaj chodzi o to, że grupa szkolnych chuliganów chce zabrać kieszonkowe całej szkole i jeszcze chce je wyłudzić od dzieciaków z innych dzielnic.

REKLAMA

Zatem, jeśli kiedyś Twój ulubiony serwis bardzo zwolni, zastanów się czy przypadkiem nie obudziłeś się w rzeczywistości, w której plan chuliganów znakomicie się powiódł.

*Zdjęcie główne: Joseph Gruber/Flickr/CC BY 2.0. Zdjęcie w tekście Shutterstock.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA