REKLAMA

Nowy król kieszonkowych aparatów? Canon G7 X – recenzja Spider’s Web

Nowy król kieszonkowych aparatów? Canon G7 X – recenzja Spider’s Web
REKLAMA

Canon G7X zadebiutował we wrześniu tego roku na targach Photokina i od razu skupił na sobie uwagę mediów i fotografów. Konstrukcja była bliźniaczo podobna do aparatu Sony RX100 III, który zebrał na całym świecie świetne recenzje. G7 X ma jednak kilka asów w rękawie. Jakich? Zapraszam do recenzji.

REKLAMA

Canon ma duże doświadczenie w tworzeniu zaawansowanych kompaktów, ale ciągle szuka idealnego balansu pomiędzy jakością obrazu a wielkością aparatu. Z jednej strony mamy udaną serię „zwykłych” kompaktów, pokroju PowerShot S120, które mimo ambicji nie wynoszą się ponad ramy swojej kategorii. Z drugiej strony mamy cenioną i rozwijaną od lat linię PowerShot G, która boryka się jednak z własną tożsamością. Właściwie co generację zmienia się podejście do kształtu, wielkości, jakości i funkcji aparatów. Ostatnim aparatem tej serii jest testowany przeze mnie G1X II, którego wspominam bardzo dobrze, choć rozmiarem przypominał on bardziej bezlusterkowca, niż kompakt.

Canon G7 X (1 of 18)

A przecież wszystko sprowadza się do rozmiaru. Nie sztuką jest zrobić duży aparat kompaktowy, który da świetne zdjęcia. Sztuką jest utrzymanie jakości przy jednoczesnej miniaturyzacji. W ostatnich latach najlepsze proporcje uzyskało Sony ze swoim RX100, który stał się wyznacznikiem na rynku zaawansowanych, miniaturowych kompaktów.

Canon G7 X jest odpowiedzią na Sony RX100 i niemal jego bratem bliźniakiem. W pewnych kwestiach oferuje jednak znacznie więcej od aparatu Sony.

Najważniejszym elementem Canona G7 X jest jednocalowa matryca CMOS o rozdzielczości 20,2 mln. pikseli – czyli dokładnie jak u głównego rywala. Drugim najistotniejszym elementem jest wbudowany obiektyw, który jest stabilizowany, a w przeliczeniu na mały obrazek oferuje zakres 24-100 mm (krotność zooma x4,2). Mamy tu doskonałe światło f/1.8 – f/2.8. Główny konkurent oferuje takie samo światło przy niższym zakresie ogniskowych, wynoszącym 24-70 mm (zoom x2,9).

[gallery columns="2" link="file" ids="294758,294764"]

Canon G7 X oferuje oczywiście zapis plików RAW, pracę w trybach półautomatycznych i manualnych, ma odchylany i dotykowy ekran LCD (nie ma za to wizjera), oraz wbudowaną lampę błyskową. Matryca pracuje na czułościach ISO 125-12.800, a najkrótszy czas migawki to 1/2000 s. W trybie seryjnym aparat wykona do 6,5 kl/s z pełnym śledzeniem ostrości. Najlepsza jakość filmów to 1920 x 1080 px (Full HD), z szybkością 60 lub 30 kl/s. Aparat ma także wbudowaną łączność Wi-Fi i NFC.

Obsługa i jakość wykonania aparatu

W aparacie nie znajdziemy metalowej konstrukcji, ale mimo tego jakość wykonania stoi na najwyższym poziomie. Wszystko jest ze sobą doskonale spasowane i wzbudza zaufanie, a chropowata struktura platiku jest przyjemna w dotyku. Podobnie jak w Sony RX100, także Canon G7 X cierpi na brak uchwytu z przodu. Mamy tu co prawda dobrze wyprofilowany grip pod kciuk, ale zakup dodatkowego, przyklejanego gripa na przednią część obudowy jest właściwie koniecznością.

Canon G7 X (3 of 18)

Konstruktorom udało się zmieścić sensowną liczbę elementów sterujących na tej małej obudowie. Na górnej ściance, obok włącznika i spustu migawki otoczonego dźwigienką zooma, znajdziemy dwa pokrętła. Górnym zmieniamy tryb wykonywania zdjęć (Auto, P, Tv, Av, M, tryb własny, wideo i tryby kreatywne), a dolne pokrętło odpowiada za kompensację ekspozycji w zakresie od -3 do +3 EV. Pokrętło ekspozycji działa trochę topornie i wymaga użycia sporej siły by przekręcić tarczę. Przy próbie zmiany czułości o 1/3 EV często kończy się przeskokiem o 2 EV.

Canon G7 X (11 of 18)

Na górnej ściance jest też wysuwana lampa błyskowa, której jednak nie można odchylać do tyłu, by odbić błysk od sufitu. Szkoda, bo to bardzo przydatna funkcja w pomieszczeniach.

Na tylnej ściance znajdziemy dosyć standardowy zestaw przycisków znany z innych aparatów Canona. Najbardziej wyróżnia się pokrętło, wewnątrz którego znajduje się przycisk funkcyjny aktywujący szybkie menu ekranowe. Daje ono dostęp do 14 najważniejszych parametrów.

Canon G7 X (4 of 18)

Bardzo ważnym elementem obsługi jest też pierścień wokół obiektywu. Domyślnie odpowiada on za główny parametr ekspozycji (np. zmianę przysłony w trybie Av), ale można mu także przypisać wiele innych funkcji, jak choćby zmianę czułości ISO, manualne ustawianie ostrości, zmianę ogniskowej obiektywu, balans bieli, etc. Wybór funkcji pokrętła domyślnie zmienia się przyciskiem RING FUNC. na tylnej ściance. To wygodne rozwiązanie, które bardzo usprawnia pracę z aparatem.

Canon G7 X (10 of 18)

Dodatkowo na lewej ściance mamy przycisk zwalniający lampę błyskową, a na prawej przycisk uruchamiający łączność Wi-Fi. Aparat wyposażono w dwa złącza: mini USB i micro HDMI. U dołu jest tez oczywiście standardowy gwint statywowy.

Kadrowanie na ekranie, kadrowanie na smartfonie

Canon G7 X nie jest wyposażony w wizjer, a więc kadruje się na ekranie. Ma on wielkość 3 cali, proporcje 3:2 i rozdzielczość 1,04 mln punktów. Jakość obrazu jest bardzo dobra i nawet w słabym oświetleniu obraz jest płynny. Dopiero przy całkowitym braku światła można zaobserwować lagi.

Canon G7 X (7 of 18)

Ekran możemy odchylać do góry, aż do kąta 180 stopni, więc możemy go skierować do przodu. Nie ma natomiast możliwości odchylania ekranu do dołu, by wygodnie kadrować znad głowy. Takie rozwiązanie jest na pewno mniej funkcjonalne, ale z drugiej strony, przegub budzi większe zaufanie. Filigranowe konstrukcje zawiasów w wymyślnych ekranach Sony zawsze budzą moje obawy.

Canon G7 X (13 of 18)

Ekranik jest dotykowy, co przydaje się np. przy wybieraniu aktywnego pola ostrości. Poprzez dotyk możemy np. wskazać obiekt, który AF aparatu będzie od tej pory śledził. Swoją drogą, ta funkcja działa naprawdę dobrze. W trybie podglądu możemy łatwo przeglądać zdjęcia gestami znanymi ze smartfonów.

[gallery link="file" columns="2" ids="294810,294811"]

Kadrować można jednak także na znacznie większym ekranie, dzięki wykorzystaniu Wi-Fi. Canon G7 X może połączyć się ze smartfonem, tabletem lub komputerem za pomocą sieci Wi-Fi, którą sam utworzy, lub za pośrednictwem istniejącej sieci Wi-Fi. Po zainstalowaniu aplikacji Canon CameraWindow możemy sparować nasze urządzenie z Canonem. Od tej pory możemy przesyłać do pamięci urządzenia zdjęcia z aparatu lub włączyć zdalne sterowanie. Opcje kontroli nad aparatem są bardzo mizerne, bo możemy jedynie wyzwalać migawkę, ustawić timer i kontrolować zoom. Taki zdalny podgląd może być jednak na wagę złota.

Szybkość działania

Trzeba jasno zaznaczyć, że Canon G7 X nie jest demonem szybkości. Aparat pod tym względem niestety bardziej przypomina zupełnie amatorskie kompakty, niż nowoczesne bezlusterkowce, nie mówiąc o lustrzankach.

Najbardziej irytuje powolna zmiana ogniskowej obiektywu. Przejechanie całego zakresu ogniskowych zajmuje prawie 3 sekundy. Wpływa to też na szybkość uruchamiania aparatu, bo zanim obiektyw wysunie się do rozmiarów roboczych, mijają wieki (a konkretnie – ok. 2 sekundy).

Canon G7 X (12 of 18)

Reakcja na spust migawki jest co prawda bardzo żwawa, ale czasem irytujące są chwilowe przerwy po zapisie zdjęć, nawet kiedy korzysta się z szybkiej karty SD. Na co dzień to nie przeszkadza, ale kiedy oczekuje się po sprzęcie szybkiej reakcji, można się mocno zawieść.

Tym bardziej, że autofocus także nie jest przesadnie szybki. Mamy tu raczej poziom typowy dla kompaktów, a przecież jesteśmy w sferze kompaktów premium, aspirujących do zastąpienia bezlusterkowców, a czasem wręcz lustrzanek. W kiepskim oświetleniu autofocus potrafi myśleć nawet przez 2-3 sekundy. Mimo wszystko są to osiągi porównywalne z głównym konkurentem, Sony RX100 III. Szkoda, że w tych aparatach nie stosuje się jeszcze modułów AF z najszybszych bezlusterkowców.

Podczas korzystania z aparatu irytowały mnie drobne lagi przy zmianie nastaw. Po przekręceniu pokrętła aparat reaguje z opóźnieniem. Podobna sytuacja występuje przy korzystaniu z dotyku na ekraniku. Reakcje na gesty powiększania i przewijania zdjęć wykonywane są z opóźnieniem.

Bateria

Canon G7 X (9 of 18)

Żywotność akumulatora to największa wada Canona G7 X. Nie wiem czy było to spowodowane temperaturami, jakie panują obecnie na zewnątrz, czy „ten typ tak ma”, ale na jednym ładowaniu udawało mi się zrobić ok. 200 zdjęć. To naprawdę słaby wynik, więc użytkownik G7 X powinien nastawić się na zakup kilku dodatkowych akumulatorów. Ładowanie baterii w dedykowanej ładowarce zajmuje ok. 2,5 godz. Szkoda, że zabrakło możliwości ładowania poprzez złącze USB.

Ciekawostki z menu

Canon oferuje programowy filtr szary, o skuteczności 3 EV. Działa on bardzo sprawnie i faktycznie ogranicza światło o trzy działki.

[gallery link="file" ids="294801,294795,294791"]

W menu możemy także ustawić powiększenie aktywnego punktu AF w formie powiększenia w ramce, dzięki czemu możemy ocenić ostrość kluczowego fragmentu zdjęcia jeszcze przed wyzwoleniem migawki. Kolejnym dodatkiem jest możliwość włączenia wyzwolenia migawki po dotknięciu ekranu. Aparat może także wykrywać mrugnięcia okiem i wyzwalać migawkę w monecie, gdy wszyscy na zdjęciu mają otwarte oczy. Mamy także wykrywanie uśmiechu.

Canon G7 X zdjecie (27 of 32)

[gallery link="file" ids="294815,294819,294821"]

Jeśli chodzi o tryby kreatywne, do dyspozycji mamy hybrydowy tryb automtyczny, który sam wybierze za nas tryb, zdjęcia HDR, a także zdjęcia twórcze, gdzie aparat sam kadruje ujęcia i nakłada na zdjęcia filtry (widać to na przykładach wyżej). Jest to całkiem ciekawa funkcja do niezobowiązujących ujęć.

Jakość zdjęć

Jeżeli używałeś już matrycy jednocalowej, dokładnie wiesz, czego można spodziewać się po zdjęciach z Canona G7 X. Mam tu deja vu, bo jakość jest właściwie identyczna, jak w Sony RX100 III. To oznacza, że jest świetnie. Jakość jest znacznie lepsza niż w przypadku zwykłych kompaktów, czy smartfonów i w zasadzie ociera się o poziom bezlusterkowców.

[gallery columns="2" link="file" ids="294831,294832"]

Już wielokrotnie wspominałem, że jednocalowe matryce to obecnie najlepszy kompromis między rozmiarem matrycy, a jakością obrazka. Ten format ma przyszłość i być może za kilka lat będzie tak popularny, jak dziś APS-C.

Ostrość/rozdzielczość

W Canonie G7 X mamy całkiem spory zakres dostępnych ogniskowych, jak i światosiły, a ostrość zdjęć zmienia się w zależności od kombinacji tych dwóch parametrów. Na najszerszym kącie (24 mm) jakość jest świetna już od pełnego otworu przysłony (f/1.8). Centrum kadry jest bardzo ostre. Skrajne rogi wypadają nieco gorzej, ale nie ma mowy o żadnym "mydełku". Co ciekawe, przymykanie przysłony wcale nie sprawia, że zdjęcia są ostrzejsze. Wbrew rozsądkowi, na f/8 rozdzielczość optyczna jest zauważalnie niższa. Być może od tej wartości widzimy już ograniczenia związane z limitem dyfrakcyjnym.

IMG_0688-Resizer-1200Q100M

Inaczej wygląda kwestia na najdłuższej ogniskowej (100 mm). Tutaj pełna dziura (f/2.8) daje lekko mydlany obraz i dopiero po przymknięciu przysłony do f/4 możemy mówić o ostrym obrazie, choć rogi minimalnie odstają ostrością od centrum. Powyżej f/4 jakość zaczyna spadać - na f/8 mamy już początki mydełka, a na f/11 jest już bardzo kiepsko.

Opisane wyżej zachowanie dotyczy ogniskowania na obiekty odległe od aparatu. Przy wykonywaniu zdjęć makro (blisko minimalnej odległości ostrzenia) jest inaczej – musimy wówczas przymknąć przysłonę o jedną działkę by mówić o jakiejkolwiek ostrości. Niezależnie od ogniskowej, „pełna dziura” owocuje całkowitym mydłem.

Wynika z tego, że aparatu po prostu trzeba się nauczyć i omijać najbardziej niekorzystne kombinacje przysłony, ogniskowej i odległości ostrzenia.

Szumy

Bardzo podoba mi się zachowanie Canona G7 X na wysokich czułościach w plikach JPG. Canon nie stara się na siłę wygładzić obrazka. Poziom odszumiania jest bardzo mały, dzięki czemu zdjęcia mają ciekawą teksturę i zachowują detal.

Graniczny poziom użyteczności ISO postawiłbym w okolicach ISO 2000. Do ISO 1600 właściwie nie ma się do czego przyczepić. Nawet na ISO 3200 obszary ostre w zupełności się bronią, za to coś niedobrego dzieje się w miejscach leżących poza głębią ostrości. Zaczyna się tam tworzyć papka. Powyżej ISO 3200 tworzą się kolorowe plamki, które całkowicie psują odbiór zdjęcia.

Canon G7 X test ISO

Odwzorowanie nieostrości

Standardowo dla kompaktów, największe rozmycie uzyskamy dla kombinacji najkrótszej ogniskowej i największego otworu przysłony. Bokeh jest wtedy trochę mdły, co wynika chyba z braku ostrości nawet w ostrych obszarach zdjęcia. Na najdłuższej ogniskowej występuje tzw. cebulowy bokeh. Kółeczka nie są jednolite i wyglądają jak plamki oleju albo przekrojona cebula.

Generalnie bokeh jest budyniowy, grzeczny i bez charakteru, ale Canon G7 X to w końcu aparat kompaktowy z obiektywem typu zoom.

Tryb filmowy

Tryb filmowy w Canonie G7 X nie jest szczególnie rozbudowany. Aparat potrafi nagrywać w maksymalnej jakości 1920 x 1080 px z szybkością 60 lub 30 kl/s. Nie ma tu żadnych trybów slow-motion dla niższych rozdzielczości. Podczas nagrywania nie można także zmieniać czułości ISO, czasu naświetlania, ani przysłony. Możemy kontrolować jedynie kompensację ekspozycji (od -2 do +2 EV) i AF. Plusem jest fakt, że obie zmienne możemy kontrolować poprzez dotyk ekranu – nie trzeba przesuwać pokręteł, które wydają głośne kliki.

Podsumowując

Canon G7 X jest zdecydowanie jednym z najciekawszych aparatów kompaktowych dostępnych obecnie na rynku. Ma świetną matrycę i bardzo dobry i jasny obiektyw o dużym zakresie ogniskowych. Dodatkowo jest świetnie wykonany i ma kilka ciekawych rozwiązań konstrukcyjnych. Najważniejsza jest jednak jakość zdjęć, która jest świetna. Canon G7 X chyba najlepiej na rynku balansuje trzy pozornie wykluczające się zmienne: świetną jakość zdjęć, kompaktowe rozmiary i uniwersalność.

Aparat ma jednak swoje wady, a największymi są bateria oraz ogólna szybkość działania aparatu.

W przypadku Canona G7 X nie sposób pominąć jego cenę. Aparat kosztuje obecnie ok. 2400 zł, a zatem jest o ok. 800 zł tańszy od głównego rywala, Sony RX100 III. Oba aparaty dają niemal identyczną jakość zdjęć (prawdopodobnie jest w nich ta sama matryca), natomiast wyższa cena RX100 III wynika z zastosowania wysuwanego, cyfrowego wizjera. Nie jest to element niezbędny, więc Canon bardzo ciekawie wstrzelił się w przedział cenowy między Sony RX100 II i III, oferując taką samą jakość i większy zakres ogniskowych od najnowszej RX-setki. Myślę, że wiele osób czekało na taki aparat.

Plusy:

  • Jakość wykonania korpusu
  • Duży zakres ogniskowych obiektywu (24-100 mm)
  • Świetne światło obiektywu (f/1.8 – 2.8)
  • Możliwość uzyskania małej głębi ostrości
  • Świetna jakość zdjęć do ISO 1600 włącznie
  • Bardzo dobre JPG-i z aparatu
  • Dotykowy i odchylany ekran (przydałaby się jednak możliwość odchylania do dołu)
  • Świetne pokrętło wokół obiektywu obsługujące wiele funkcji
  • Możliwość zdalnego sterowania aparatem przez Wi-Fi (opcji jest tu jednak niewiele)

Minusy:

  • Bateria!
  • Ogólna szybkość działania aparatu
  • „Mydełko” przy zdjęciach makro na dużych otworach przysłony
  • Przeciętny wygląd obszarów poza głębią ostrości
  • Trudne w obsłudze pokrętła na górze korpusu
  • Brak możliwości odchylenia do tyłu lampy błyskowej
  • Niezbyt rozbudowany tryb filmowy.

REKLAMA

Duża paczka ze zdjęciami w formacie JPG i RAW jest dostępna do pobrania pod tym linkiem. Archiwum ZIP, 482 MB.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA