Nowy system Microsoftu powinien nazywać się Windows 15
Zgodnie z oczekiwaniami Microsoft jeszcze w tym roku poinformował o nowej wersji swojego najbardziej rozpoznawalnego produktu. Ma być lepiej, spójniej i wygodniej, ale od rozwiązań software’owych uwagę odwraca nazewnictwo. Ciekaw jestem czy pominięcie dziewiątki w numeracji ma nas odciągnąć od meritum, czyli kapitulacji Redmond w kwestii nowoczesnego interfejsu.
Nie czekałem tak jak mój redakcyjny kolega, Maciek Gajewski, z zapartym tchem na prezentację nowego wydania Windowsa. Wprowadzone przez Microsoft nowości w oprogramowaniu interesują mnie bowiem już tylko czysto zawodowo, a nie jako konsumenta. Z oprogramowaniem MS na rzecz OS X od Apple pożegnałem się kilka miesięcy temu i nie żałuję tej decyzji.
Wszystko dlatego, że Windows 10 powinien debiutować dwa lata temu, a nie za rok.
Wielokrotnie powtarzałem, że Microsoft miał dobry pomysł na ósemkę, ale zawiodło wykonanie. W dużym uproszczeniu system Windows 8.x można nazywać drugą Vistą. Użytkownicy nie tylko nie pokochali pasjami tej wersji systemu operacyjnego, ale zupełnie odmieniony interfejs po prostu nie sprawdził się na komputerach stacjonarnych.
Entuzjaści kafelków próbowali nas przekonywać, że “trzymamy komputery źle”, a Modern UI to szczyt ergonomii. Pewnie te same osoby twierdziły wcześniej, że Centrum Powiadomień w Windows Phone to zbędny bajer, Windows RT jest przyszłościowym projektem, a słabsza grafika w Xbox One wcale nie jest problemem.
Te pobożne życzenia mają jednak to do siebie, że życie je weryfikuje.
Microsoft po dwóch latach upierania się przy kafelkach wreszcie odpuścił. Zastanawiam się tylko, dlaczego w Redmond nie mogli zaprojektować nowego systemu raz, a porządnie i przez dwa lata dostawaliśmy system w wersji beta? Przepraszam, ale nie uwierzę, że dla tęgich głów z Microsoftu wprowadzenie Menu Start z kafelkami i aplikacji Modern w oknach było tzw. rocket science.
Na ogłoszenie wprowadzenia znaczących usprawnień interfejsy systemu Windows użytkownicy ósemki czekają już dwa lata, a do komercyjnej premiery Windows 10 pozostało jeszcze co najmniej pół roku. Przez te 2,5 roku Microsoft nie tylko skutecznie zniechęcił użytkowników do kafelków, ale z pewnością przekonał wiele osób do przesiadki na Linuksa, OS X lub Chrome OS.
Brakuje mi jeszcze odpowiedzi na kilka trudnych pytań.
Patrząc na zrzuty ekranu jestem wreszcie zadowolony z tego, jak wygląda Windows. Jest teraz znacznie spójniej, a estetyka kolejnej generacji Modern UI zaczyna mi się wreszcie podobać. Pozostaje pytanie, co teraz stanie się z aplikacjami Modern. Dostępnych pozycji w Windows Store jest jak na lekarstwo, a aktualizacja do Windows 10 może uczynić część z nich kompletnie nieużytecznymi.
Do dnia premiery nie będziemy wiedzieć, ile programów wysypie się przy zmianie rozmiaru okna, a ile będzie wyświetlane ciągle w tych samych proporcjach z dodatkiem czarnych pasów - jeśli na takie rozwiązanie zdecyduje się Microsoft. Czy deweloperzy zechcą poświęcić czas na dopasowanie interfejsu swoich programów pod różne wielkości ekranu?
To dopiero pokaże czas, ale mam co do tego uzasadnione obawy.
Microsoft sypie w deweloperów dolarami, czy to w przypadku programistów aplikacji mobilnych, czy to producentów gier na konsole. To jednak za mało, skoro nie mają oni dla kogo pisać aplikacji. Windows 10 ma szansę to zmienić, ale to po raz kolejny zaledwie obietnica świetlanej przyszłości, a nie teraźniejszość. Czy programiści i użytkownicy zaufają gigantowi z Redmond po raz kolejny?
Zastanawiam się też, czy Microsoft wreszcie poprawi chociażby skalowanie interfejsu pulpitu na urządzeniach z ekranami o rozdzielczości wyższej niż Full HD i przekątnej do 20 cali. Dzisiaj tablety i laptopy o fenomenalnej rozdzielczości są po prostu nieużywalne na dłuższą metę w trybie pulpitu, a skalowanie interfejsu systemu nie dotyczy wielu aplikacji firm trzecich, z takimi aplikacjami jak Google Chrome lub pakiet Adobe na czele.
Od wszystkich tych problemów Microsoft chce jednak odwrócić uwagę, bo nie są to wcale miłe i przyjemne kwestie.
Wybranie nazwy nowego systemu w postaci Windows 10 uważam za strzał w... dziesiątkę. O nowym systemie jest co prawda głośno, a chociaż internet stroi sobie żarty, to i tak lepiej, niż miałby się pytać o konkrety. Przyznam też, że jestem nieco rozczarowany, bo aż prosi się o docinki, takie jak chociażby… windOwS X.
Trafiłem też na ciekawe spostrzeżenie, że idealną nazwą dla nowego systemu Microsoftu byłby... Windows 15. Nie tylko zawarta byłaby w niej data wypuszczenia oprogramowania na rynek, ale byłoby to też symboliczne połączenie Windows 7 i 8. O takim romansie przecież dobitnie przypomina firma Satyi Nadelli.
Nowy Windows 10 ma być w końcu siódemką... z najlepszymi elementami z ósemki.
---
Zdjęcie główne pochodzi z serwisu Shutterstock.