Destiny mimo wersji alfa jest jedną z najlepszych gier, w jakie grałem na PlayStation 4 - wideo i pierwsze wrażenia Spider's Web
Seria HALO znalazła się w dobrych rękach 343 Industries, natomiast legendarne studio Bungie zajęło się własnym, multi-platformowym tytułem. Miałem okazję spędzić kilka dni z wersją alfa ich gry, dokładnie zaglądać w każdy, najciemniejszy kąt Destiny. Szykuje się hit na miarę Halo?
Kiedy pierwszy raz na własne oczy zobaczyłem fragmenty rozgrywki z Destiny, moje skojarzenia natychmiast padły na serię Borderlands. Pochlebne skojarzenia, trzeba dodać, ponieważ cykl gier od Gearbox Software to jedne z najlepszych kooperacyjnych strzelanin, jakie kiedykolwiek ukazały się na rynku.
Dzisiaj, po kilku dniach testów, mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że Destiny bardzo blisko do tej serii. Różnice? Przede wszystkim kilkukrotnie większa skala, większe możliwości oraz jeszcze bardziej bogate doświadczenia. Czuć w powietrzu, że nadchodzi moda na MMOFPS.
Prawie jak MMO. Tylko z karabinem. W stylu Borderlands i ze znacznie większym rozmachem
Chociaż twórcy ze studia Bungie zabijają za umieszczanie ich gry w gatunku MMOFPS, ciężko Destiny umieścić gdzie indziej. Oczywiście strzelanina posiada dosyć klasyczny tryb walk na mapach, jaki znamy z serii Call of Duty czy Medal of Honor. Ten stanowi jednak zaledwie promil, ułamek przedstawionego przez Bungie świata. To tylko jeden z kilku trybów, klasyczny i niczym nie wyróżniający się na tle pozostałych futurystycznych strzelanin, z laserowymi broniami, plecakami odrzutowymi i granatami EMP.
Destiny swoje skrzydła rozwija wtedy, kiedy graczowi po raz pierwszy przyjdzie postawić nogę na naprawdę sporych rozmiarów, otwartych mapach. Te, niczym w klasycznych grach MMORPG, wypełnione są zadaniami, odradzającymi się przeciwnikami, lochami, bossami, losowymi wydarzeniami, skrzyniami ze skarbami czy nawet surowcami do zebrania. Dodajcie teraz do tego bronie przyszłości, specjalne umiejętności oraz pozostałych graczy na mapie, którzy mogą wybrać jedną z trzech grywalnych klas. Egzotyczna kombinacja? Może i tak, ale sprawdza się doskonale!
Destiny? Grałem, średnio 250 pocisków na minutę
To naprawdę przyjemne, walczyć z niezwykle wytrzymałym wrogiem, który chowa się od osłony do osłony, kiedy nagle do ciasnego pomieszczenia wpada kilku innych graczy, z plecakami odrzutowymi i hukowymi granatami. Pozostali posiadacze Destiny nie mogą się krzywdzić, a jedynie pomagać sobie nawzajem, tworzyć grupy ogniowe oraz współpracować na rzecz ostatecznego sukcesu. Co nim jest?
Jak zwykle w grach MMO, wielki, zły i niedobry przeciwnik na samym końcu lochu. Również w Destiny pojawiają się tak zwane „dungeony”, do przejścia ramię w ramię z kilkoma innymi graczami. W przeciwieństwie do gier RPG, tym razem mówmy jednak o nieustannej akcji – wszystko wybucha, gracze latają w powietrzu, przeciwników jest mrowie, nad głowami opancerzone statki, posiłki, fruwające rakiety… Prawdziwe, nieustające pole bitwy, na którym nie można sobie pozwolić na chwilę odpoczynku.
Destiny jest niezwykle klimatyczne i podczas rozgrywki naprawdę rzadko kiedy zdejmowałem palec ze spustu odpowiedzialnego za strzelanie oraz korzystanie z narzędzi celowniczych. W tej grze lufy broni dymią nieustannie, natomiast wrogów liczy się w dziesiątkach, o ile nie setkach.
Na piechotę, łazikiem, z plecakiem odrzutowym - upadła Ziemia czeka na śmiałków
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby samemu pobawić się w swobodną eksplorację rozległych map o otwartej strukturze. Kiedy odległość do interesującego nas obiektu jest zbyt duża na pieszą wędrówkę, w każdym momencie możemy przywołać łazik, który znacznie przyspiesza czas podróży, lecz jednocześnie sprawia, że stajemy się bezbronni. Eksplorować teren z kolei warto. Po raz kolejny porównując ten tytuł do MMO, wystarczy wejść do jakiejś jaskini aby aktywować nowe zadanie, znaleźć cenny łup czy też elitarnych przeciwników, którzy błyskawicznie dadzą nam łupnia.
Niestety, twórcy nieco strzelają sobie w stopę architekturą otwartego świata. W przeciwieństwie do takiego Grand Theft Auto V, producenci dają odpocząć pamięci konsol wprowadzając na mapach wąskie przesmyki i tunele, które dzielą ogromny obszar ma mniejsze porcje. To zapewne pozwala doczytywać się terenom w czasie rzeczywistym. Niestety, podczas eksploracji ów wąskie przejścia, stanowiące bramy do następnych obszarów, czasami są z daleka niewidoczne. Przez to gracz traci możliwość odkrycia wielu naprawdę fajnie zaprezentowanych skrawków Ziemi przyszłości, o ile nie prowadzą tam zadania do wykonania.
Graficzna rewolucja? Nie, to wciąż gra minionej generacji
Od strony graficznej Destiny twardo stoi w minionej generacji sprzętu. Chociaż najnowszą grę Bungie ogrywałem na PlayStation 4, równie dobrze mogłem to robić na Xboksie 360. Warstwa wizualna jest naprawdę atrakcyjna, ale to nic rewolucyjnego, odkrywczego bądź przyprawiającego o brak tchu w piersiach. Po tym, jak Rockstar wycisnął siódme poty z X360 i PS3 naprawdę ciężko pokazać coś równie spektakularnego.
Nie oznacza to, że Destiny nie jest przyjemne dla oka. Wręcz przeciwnie. Bardzo podoba mi się delikatna komiksowa nuta w tym tytule. Niemal niewyczuwalna, kiedy porównamy ją chociażby do klimatów znanych z Borderlands, ale jednak obecna. Duże wrażenie zrobiły na mnie również efekty świetle – ogromne statki wroga zmierzające w moim kierunku, skąpane w promieniach słońca, to kapitalny widok. Omawianej grze nie sposób odmówić uroku, ale ten ma swoje źródło w pomysłach grafików oraz architektów lokacji, niżeli potężnych i przełomowych narzędziach.
Ogrom możliwości, mnogość trybów, setki wyzwań
No dobrze, ale jak się w to właściwie gra? Napiszę bez ogródek – rewelacyjnie. Niestety, podczas ogrywania wersji alfa twórcy oddali w moje ręce raptem trzy lokacje oraz limit ustanowiony na ósmym poziomie doświadczenia. Mimo tego, z Destiny bawiłem się naprawdę dobrze. Jeżeli graliście wcześniej w Borderlands – będziecie w niebie. Graliście w Halo? Więc doskonale wiecie, jak hipnotyzujące mogą być wrażenia podczas wymiany ognia z przeciwnikami w produkcjach Bungie. Lubicie MMO? Znajdziecie tutaj wiele interesujących was elementów, zaczerpniętych właśnie z tego gatunku.
Awansowanie z poziomu na poziom to sama przyjemność. Już po pierwszych kilku rozwinięciach postać zaczyna się wyróżniać, posiadać ciekawy ekwipunek oraz możliwości. Unikalne umiejętności są naprawdę istotne, a ich wykorzystanie obowiązkowe. Ogromną frajdę daje dobór broni palnej z niezwykle pokaźnego arsenału – unikalne pociski, statystyki, możliwości ulepszania – niemal jak w cRPG. Destiny na każdym kroku pokazuje graczowi, jak bardzo hybrydowy jest to tytuł, czerpiąc garściami z tego, co najlepsze z gatunków MMO oraz FPS.
Nie mogę się doczekać beta-testów. Słowo klucz? Zdecydowanie "potencjał"
Strzelanie? Daje naprawę dużo frajdy. Eksplorowanie otwartych terenów? Wciąga i uzależnia. Rozwój postaci? Och, to już mistrzostwo, pomimo bardzo prostego systemu. Kooperacja? Na ten moment opcjonalna, ale satysfakcjonująca. Rywalizacja z innymi graczami? Jest, ale dla mnie PvP nigdy nie było najważniejsze. Rajdy i dungeony? Już teraz czuć, że będą stanowiły filar całej rozgrywki. Dodajcie do tego zawiązywanie współpracy między graczami, kosmetyczny rozwój własnego statku kosmicznego oraz wszechobecne rankingi zmuszające do doskonalenia umiejętności. Mniam.
Gdybym na ten moment musiał wskazać najlepszą cechę Destiny, bez wątpienia byłby to potencjał. Muszę jednak wylać wiadro zimnej wody na głowy wszystkich przesadnie podekscytowanych. Chociaż omawiany tytuł stanowi niezwykle ciekawą odmianę w skostniałych gatunkach, jest powiewem świeżości oraz unikalną hybrydą, nie możemy mówić o żadnej rewolucji na gigantyczną skalę. To po prostu skondensowana pigułka doskonałej zabawy, od której nie mogłem się oderwać. Jedna z najlepszych gier, w jakie kiedykolwiek grałem na PlayStation 4.
PS Nie ukrywam, że materiały wideo z gier to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Dajcie znać, czy taki pomysł przedstawiania dla was najnowszych produkcji przypadł wam do gustu i czy chcecie, abym częściej wplatał filmy z rozgrywką w moje recenzje. Jednocześnie przepraszam za wszystkie wpadki, ale jak to mawiają - ten nie popełnia błędów, co nic nie robi. Zależy mi na waszych celnych i krytycznych komentarzach.