REKLAMA

Mimo trzeciej generacji Surface'a wciąż nie wiem dla kogo to jest produkt

12 cali. Wnętrze pełnoprawnego komputera. Waga, nawet z klawiaturą, niższa niż rozmiarowo tożsamego Macbooka Air. Dedykowany “pen”, czyli długopis a nie rysik, który daje wrażenie pisania po ekranie, potrafi wybudzić komputer i współpracuje z aplikacjami. Lepszy mechanizm podłączenia klawiatury, lepsza podstawka, nowe wspaniałe funkcje. Surface Pro 3 wydaje się świetnym… czymś. Komputerem, tabletem, konkurencją Ultrabooków. Tylko pomimo trzeciej generacji Surface’a wciąż nie wiem dla kogo to urządzenie.

Mimo trzeciej generacji Surface’a wciąż nie wiem dla kogo to jest produkt
REKLAMA
REKLAMA

Hybrydy mają kryzys tożsamościowy. Typowy iPad czy tablet z Androidem przeznaczony jest głównie na kanapę, do rozrywki, gier i aplikacji. Sprzedaż iPadów już tak szybko nie rośnie, a kolejne badania pokazują, że w sumie na tabletach nie robimy nic specjalnie produktywnego. Laptopy za to to wciąż urządzenia do wszystkiego i choć rzadziej je wymieniamy, to pełna klawiatura oraz wypracowana przez lata ergonomia daje im przewagę przy bardziej precyzyjnych zastosowaniach.

surface pro 3

Dwunastocalowe i większe hybrydy, czyli tablety z Windowsem 8, podzespołami komputera i możliwością podłączenia docka z klawiaturą póki co świata nie zwojowały. Z kilku powodów.

Głównie dlatego, że niemal nikt nie wie, po co mu komputerotablet w cenie wyższej niż komputer.

Nie bez powodu Surface Pro 3 ma wciąż “pro” w nazwie. Microsoft słusznie kombinuje, że zwykły zjadacz chleba nawet nie zastanowi się nad nabyciem najtańszego Pro 13 za 800 dol., bo w tej cenie mógłby kupić zwykły komputer i iPada, który do tabletowej prokrastynacji jest o wiele wygodniejszy.

“Pro” to taka zajawka na “profesjonalny”, a rysik i prezentacje Photoshopa z nim kompatybilnego wskazują, że Pro 3 ma być faktycznie sprzętem dla profesjonalistów. Tym bardziej, że jest lżejszy niż sprzętowo porównywalne Ultrabooki.

Chciałabym kiedyś zobaczyć profesjonalistę używającego Surface’a Pro 3.

Szkicującego w pociągu, używającego AutoCada w kawiarni, zarządzającego swoją firmą gdzieś w nowojorskim metrze. Naprawdę chciałabym, ale nawet ciężko mi to sobie wyobrazić. Nie bez powodu mnóstwo osób, których praca wiąże się z ciągłym używaniem komputer i internetu często mają jakieś notebooki Della, Lenowo czy MacBooki wespół z iPhone’ami czy Galaxy Note’ami. Takie kombo - kombo smartfona do maili i prostszych spraw, i solidnego laptopa ze wspaniałą matrycą, ultrawygodną klawiaturą czy innymi bajerami i gwarancją d2d bywa wygodniejsze, niż tableto-laptop z odłączanymi akcesoriami.

surface klawiatura

Mit tabletów, kilka lat po wybuchu popularności, zaczyna padać. Według badań coraz więcej osób chce i kupuje smartfony z pięciocalowymi i większymi ekranami. Dziś jest to ponad połowa smartfonowców. Chcemy dużych smartfonów dlatego, że mamy je zawsze przy sobie i nawet gdy siedzimy na kanapie przed telewizorem, to łatwiej wyciągnąć smartfona z kieszeni i odpisać na maila niż wstać i szukać tabletu.

I właśnie w tym momencie Microsoft wmawia nam, że w sumie tablety są do bani i pokazuje kolejny tablet. Będący komputerem, ale wciąż tablet.

REKLAMA

Microsoft ma małe rozdwojenie jaźni i szuka grupy docelowej dla swoich Surface’ów, bo wie, że nie jest to ani komputer dla Kowalskiego, ani też do końca narzędzie dla profesjonalistów.

Mimo, że na papierze prezentuje się potężnie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA