Zapier, czyli kolejny (albo pierwszy) powód, żeby wykupić abonament Feedly Pro
Feedly to obecnie najlepsza usługa RSS, jaką można znaleźć w sieci. Po odejściu nieodżałowanego Google Readera grupa deweloperów rozwijająca ten czytnik przejęła pałeczkę i zapewniła użytkownikom usługi giganta z Mountain View praktycznie bezbolesne przejście na własny silnik. Twórcy wpadli też na ciekawy pomysł monetyzacji serwisu, jakim są dające dodatkowe możliwości i dość drogie konta Pro. Dzisiaj doszedł jednak kolejny powód, żeby twórcom feedly odpalić kilka dolarów miesięcznie. Ten powód nosi on wdzięczną nazwę Zapier.
Po uśmierceniu niedochodowego Readera, na rozwój którego korporacja z Mountain View nie miała pomysłu, na geeków z całego świata spadł blady strach. Co teraz, co robić, jak żyć? Okazało się, że odpowiedź na te pytania pojawiła się bardzo szybko, a wielu różnych usługodawców z otwartymi ramionami przywitało użytkowników uciekających z tonącego okręgu Google’a. Z nich wszystkich najmocniej wybiło się feedly, które uruchomiło naprawdę fajny i nowoczesny czytnik RSS, który pozwolił na niewidoczną dla końcowego użytkownika zmianę backendu z googlowego Readera na autorski silnik Normandy.
Gładkie przejście
Ekipa odpowiedzialna za rozwój najpopularniejszej dziś usługi opartej o RSS-y rozegrała wszystko po mistrzowsku. Ich produkt przed zamknięciem czytnika Google’a był nakładką na Readera jakich wiele. Na szczęście nie była to usługa zupełnie bezwartościowa, więc marka feedly był już jako-tako rozpoznawalna przed ogłoszeniem przez firmę Larry’ego Page’a i Sergieja Brina decyzji o ubiciu projektu i przeniesieniu zespołu programistów do pracy nad społecznościówką Google Plus.
Z chwilą ogłoszenia końca funkcjonowania wykorzystywanej, jak się później okazało, przez miliony internautów usługi, deweloperzy feedly postawili wszystko na jedną kartę. Od razu obiecali, że przygotują swój własny silnik Normandy, który zastąpi Readera po serwerowej stronie. Użytkownicy tak naprawdę nie odczuli zmiany, a feedly ruszyło z kopyta z pracami nad swoją autorską już usługą. Wszystko, o dziwo, się udało i deweloperzy gotowi byli przyjąć miliony użytkowników. Byli przy tym pewni swego i przegonili jakąkolwiek konkurencję.
Feedly nie może jednak do końca świata być dostępne za darmo.
Od początku feedly oferowane było użytkownikom za darmo. Nawet po zamknięciu Readera i uruchomieniu dodatkowych usług, jak chociażby świetnie rozwiązanej integracji z aplikacjami firm trzecich wykorzystującymi do tej pory Readera, czytnik pozostał bezpłatny. Było jednak jasne, że taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie, a feedly musi zapewnić sobie stały dopływ gotówki - w przeciwnym razem projekt upadnie i użytkownicy zostaną z niczym.
Osoby odpowiedzialne za strategiczny rozwój feedly wpadły na pomysł udostępnienia kont premium. Sam dostęp do dodatkowych modułów usługi jest przy tym dość drogi - 5 dolarów miesięcznie za coś, co przez lata było za darmo to dość zaporowa cena dla większości osób. Na szczęście… bezpłatna wersja feedly działa tak, jak do tej pory, a wersja feedly Pro nie jest promowana zbyt nachalnie.
Wprowadzenie kont premium to świetny ruch, na który czekałem
Umówmy się: wyszukiwarka w feedly i możliwość korzystania z dodatkowych usług nie jest niezbędna do tego, by cieszyć się czytnikiem. Użytkownicy bezpłatnej wersji mogą korzystać z feedly w przeglądarce i na urządzeniach mobilnych. Dzięki temu usługa cieszy się popularnością i wirusowo rozprzestrzenia wśród internautów. Przeciętny Kowalski śledzący przez RSS-y kilka portali i blogów raczej i tak by nie zapłacił, a dla przykładu sumienny dziennikarz lub bloger za dodatkowe usługi w czytniku zapłacić będzie mógł całkiem sporo.
Feedly celuje więc w osoby zawodowo zajmujące się przesiewaniem informacji z internetu. Dla nich wydanie pięciu dolców miesięcznie to nie jest wielki problem, skoro te pieniądze zwracają się z nawiązką. Tym samym użytkownicy wersji pro utrzymują wszystkich bezpłatnych userów i… zapewniają dalsze funkcjonowanie czytnika. Mnie to zresztą osobiście cieszy, bo chociaż nie mam dostępu do narzędzia za free, to przy wprowadzeniu modelu abonamentowego maleje szansa, że któregoś dnia po odpaleniu feedly.com przywita mnie błąd 404.
Zapie ma przekonać niezdecydowanych.
Feedly szuka mimo to innych sposobów, by zachęcić też tych nieprzekonanych użytkowników do wykupienia konta premium. Wyszukiwarka to za mało, ale… narzędzia ułatwiające konsumowanie treści to już zupełnie co innego. Do tej pory dostępna była integracja z kilkoma wybranymi serwisami, takimi jak np. Evernote, ale dodawanie kolejnych szło ekipie feedly z oporem. Deweloperzy wpadli więc na pomysł, jak zintegrować swoją usługę za jednym zamachem z masą innych internetowych webaplikacji.
Aby to osiągnąć feedly weszło w partnerstwo z Zapier, które to pozwoli na połączenie feedly z 300 innymi usługami online. Konfiguracja ma być banalnie prosta i sprowadzać się do kilku kliknięć. Na co to pozwoli? A chociażby na wysyłanie każdego oznaczonego jako “przeczytaj później” tekstu prosto na tablicę Trello , do Basecampa lub Yammera. Lista jest dość spora i jestem przekonany, że osoby pracujące w sieci znajdą tutaj coś dla siebie, a reguły można tworzyć dla trzech setek zewnętrznych usług.
Mam tylko nadzieję, że po integracji z Zapier feedly nie zacznie blokować darmowego IFTTT.com (“If This Then That”, czyli po naszemu “jeśli to, to tamto”). Ten serwis pozwala na łączenie usług na podobnej zasadzie, jak wdrożony przez feedly Zapier. Dzięki temu można połączyć łańcuchem zależności nie tylko czytnik RSS, ale też wielu innych usług sieciowych miedzy sobą. Oby wsparcie IFTTT dla najpopularniejszego czytnika RSS-ów nie zostało teraz cofnięte.
Do tej pory jednak feedly grało fair, więc nie widzę powodu, aby miało teraz przestać.