Niech ten rok technologii ubieralnej się już skończy
Od targów CES 2014 nie ma tygodnia, aby nowa znana lub mniej znana firma nie pokazała kolejnej rewolucyjnej “inteligentnej opaski” na rękę, następnego mikrosmartfona przytwierdzanego do nadgarstka nazywanego “inteligentnym zegarkiem”, okularów z przytwierdzoną kamerką i wyświetlaczem lub innego gadżetu, który wprowadza procesory i moduły łączności do analogowego jak dotąd świata. Nie minął jeszcze luty, a ja już jestem tym wszystkim przesycony i zmęczony.
O szale na ubieralną technologię pisała już Ewa po powrocie z targów CES 2014, które odbyły się na początku roku w Las Vegas. Prezentowali się tam wystawcy najróżniejszych segmentów technologii użytkowych, a wśród smartfonów, tabletów, telewizorów, klasycznych komputerów i pomysłowych hybryd, swoją obecną bardzo wyraźnie zaznaczały części garderody wyposażone w elektroniczne podzespoły.
To będzie rok Linu.. ubieralnej technologii
Jeśli ktoś miał jeszcze wtedy jakiekolwiek wątpliwości, czy zaskoczy hype na te nowoczesne gadżety, to powinien się już ich pozbyć. Praktycznie każdy z większych producentów już teraz bierze udział w tym bezsensownym wyścigu, a kolejne produkty wyglądają jak z jednej fabryki opracowane przez tego samego projektanta. Po dziesiątej prezentacji z rzędu “innowacyjnej opaski zbierającej dane i przesyłającej je do smartfona” wyłącznie ziewam.
Już rok temu, gdy wybuchł szał na wszelkiej maści Fitbity i opaski Jawbone UP, próbowałem się do tego pomysłu przekonać. Niestety nawet mój inner geek wyraził sprzeciw. Kilkaset złotych na dość awaryjny gadżet to na tyle irracjonalny wydatek, że nie umiałem przekonać do niego sam siebie. A nowe opaski Archosa, LG i Sony prezentują się w sumie bardzo podobnie w założeniach jak te zeszłoroczne hity. Okay, wyglądają inaczej i mają różne kolorki, ale w gruncie rzeczy przeznaczenie mają dokładnie takie samo.
Jasne, czasem trafi się coś ciekawszego.
Wśród tych wszystkich produktów robionych na jedno kopyto czasem trafię na coś, co się jakoś wyróżnia. Dziś jest to dla przykładu “modularna opaska dla graczy“ (a może raczej dla dzieci?) o nazwie Nex Band. Z jednej strony ma być to kolejna opaska naszpikowana czujnikami, a z drugiej ma to być fajnie wyglądający gadżet pozwalający na zmienianie “modułów”, czyli nakładanych na opaskę kwadracików. Część z nich na “pomóc wyrazić swoją osobowość” dzieki temu, że widać na nich deskorolkę albo... buta.
Opis brzmi dla mnie co najmniej śmiesznie, ale ewidentnie jest kierowany dla grupy zbuntowanych nastolatków. Sam się najwidoczniej zestarzałem i nie “czaję bazy”. Oczywiście aby można było się reklamować jako smartband potrzeba była tutaj inna funkcja niż dekoracyjna, więc zamiast tej mini deskorolki na opasce można umieścić “funkcjonalne” moduły, jak np. zapalającego się LED-a, gdy ktoś do nas zadzwoni lub czujnik wykrywający innych posiadaczy opaski w okolicy.
Wielkie wow!
Ja rozumiem, że to zabawka dla dzieciaków, ale to kolejny przykład na to, że twórcy inteligentnej odzieży dorabiają do tego nieistniejącą ideologię. Oczywiście mają też, jak zawsze, “ambitne plany rozwoju”. W przypadku Nex Band ma być to wsparcie dla popularnych mobilnych gier, gdzie np. włożenie odpowiedniego modułu na opaskę wprowadzi do mobilnej gry nową postać. Firma zresztą chce oprzeć swój model biznesowy o te dodatki.
Opaskę dziś można kupić za 50 dol. (docelowo ma być to magiczne 99,99 dol.) a każdy modularny dodatek zostanie wyceniony 9,99 zielonych. Biorąc pod uwagę te ceny ciekaw jestem, czy za rok ktoś o tym projekcie będzie pamiętał, ale okay, życzę powodzenia. Tylko tam się zastanawiam, skoro chodzi tutaj o fajne świecące diody i obrazki z deskorolką, to czemu to jest smart-opaska? Chyba tylko po to, żeby drenować portfele rodziców.
Zastanawiam się też, kto naprawdę będzie chciał tej całej ubieralnej technologii używać?
Pomijajać Nex Band i skupiając się na tych “poważnych” projektach nie wierzę w to, że to chwyci. Owszem, znajdzie się podjarana tym pomysłem banda nerdów, która będzie kolekcjonować smart bransoletki we wszystkich kolorach tęczy na każdy dzień tygodnia. Ta sama grupa ludzi będzie robić tabelki i porównywać wady i zalety wszystkich zegarków i smartglassów dostępnych w sprzedaży, ale to… tyle. Normalni ludzie będą postrzegać ich, w sumie słusznie, jako wariatów opętanych przez technologicznego złego ducha.
Patrząc na ilość zaprezentowanego do tej pory sprzętu, chociaż targi MWC 2014 dopiero za pasem, można by mieć wrażenie że przyszłość jest już za rogiem i za kilka miesięcy faktycznie będziemy wszyscy wyglądać niczym bohaterowie drugiej części Powrotu do przyszłości. Tylko to trochę nie tak. Zanim ludzie pobiegną do sklepów muszą nastąpić zmiany społeczne, a te elektroniczne ciuchy i dodatki muszą najpierw przebić się do mainstreamu. Najpierw tylko, niech one staną się faktyczne użyteczne, bo w obecnej formie mało z nich pożytku.
Zresztą adaptacja nowego typu gadżetów nie nastąpi w ciągu roku ani dwóch.
Zanim ludzie zaczęli korzystać na szeroką skalę komórek podchodzili do nich przez długi czas jak pies do jeża, a i tak to te wszystkie dumphone’y z Nokią 3310 na czele przetarły szlak dzisiejszym smartfonom - a i tak nowoczesnym komórkom, podobnie jak pochodzącymi od nich tabletom, kilka lat zajęło zanim stały się powszechne. Zresztą nadal odsetek świadomych posiadaczy inteligentnych komórek nie jest duży.
Inteligentna galanteria to nie jest z kolei ewolucja urządzenia, które ludzie znają od lat. To coś zupełnie nowego, abstrakcyjnego. Znacznie trudniej wykreować w konsumentach potrzebę na smartzegarek i opaskę pomagającą w utrzymaniu formy i kontrolowaniu jakości snu, niż na szybszy telefon o ładniejszym ekranie. Do tego technologia ubieralna ma jeszcze mniejszą bazę potencjalnych klientów, niźli telefony!
Zegarki i opaski łączące się ze smartfonami, o okularach w stylu Google Glass nie wspominając, to naprawdę nisza.
Przy tym sam koncept pakowania na siebie tony elektroniki co rano przed wyjściem z domu - a w przypadku opasek noszenie ich 24 godziny na dobę - jest na tyle obcy i niepokojący, że po prostu nie wierzę, że te wszystkie prezentowane na tegorocznych targach gadżety znajdą tak dużo nabywców, jak chcieliby tego producenci.
A wracając do sedna, to boję się już trochę tego, co zobaczę na MWC. Liczę na naprawdę fajne i użyteczne sprzęty, a pewnie targi zdominują klony rozwiązań, z których mało kto będzie miał chęć i potrzebę korzystać. Skoro w Barcelonie będzie Mobile World Congress, spodziewam się jeszcze więcej tych gadżetów i - nazwijmy to po imieniu - zabawek, niż na CES-ie.
A jestem przy tym pewien, że to wszystko tak naprawdę #nikogo oprócz projektantów i osób decyzyjnych w dużych korporacjach liczących tabelki w Excelu.