Piotr Lipiński: CYFROWE WYKLUCZENIE, czyli jak żyć bez pieniędzy
Jak byśmy dziś żyli, gdyby nie pojawił się Internet? Wystarczy zapytać mojego sąsiada.
Sympatyczny ów gość sieci w ogóle nie potrzebuje. Może dlatego, że nigdy z niej nie korzystał. W każdym razie nie zgodził się na przekopanie wspólnej ulicy, żeby Telekomunikacja Polska położyła swój kabel. W ten oto sposób niewiele brakowało, abym dołączył do grona cyfrowo wykluczonych.
Bo proszę Szanownego Państwa, niekiedy ulegamy złudzeniu, że każdy mieszkaniec naszego globu może sobie poklikać w dowolne miejsce. Tymczasem u nas - według niedawnych statystyk World Internet Project Poland - z sieci korzysta 62 proc. badanych powyżej 15 roku życia. A na całym świecie turla się po niej około dwóch miliardów ludzi. Inni używać nie chcą – ich wybór – a kolejni nie mogą. I właśnie na ten ostatni problem warto zwrócić uwagę, bo nie jest pewne, czy będzie ustępował.
Kilkanaście lat temu w zakładzie naukowym, w którym pracował mój znajomy, nie było nawet poczty elektronicznej. Wszelka literatura fachowa docierała wyłącznie w formie papierowej.
Polscy naukowcy wykonywali więc badania, które za granicą przeprowadzono wiele lat wcześniej i narzekali, że państwo mało łoży na naukę.
Internet za granicą szybko stał się siecią, z której korzystały placówki edukacyjne. Ale jeszcze dziesięć lat temu w Polsce częściej można go było spotkać w prywatnych domach, niż w publicznych szkołach. Na szczęście to już przeszłość.
Jednak dynamiczny rozwój technologii spowodował, że na świecie wyrosła kolejna bariera, oddzielająca jednych od drugich. Mamy już podziały na biednych i bogatych, na Wschód i Zachód, na bogatszą północ i biedniejsze południe. Różnicowano ludzi ze względu na rasę, kolor skóry, przekonania religijne, płcie (w Tajlandii są na przykład trzy). Teraz coraz bardziej widoczna staje się granica biegnąca między tymi, którzy z Internetu korzystają i tymi, którzy nie mają takiej możliwości. A powody mogą być różne: finansowe, geograficzne, wiekowe.
Wykluczenie cyfrowe to nie mit. Jak się baczniej rozejrzymy, to wokół siebie też odnajdziemy ludzi, których dotyka ten problem.
Mimo uporowi sąsiada nie uległem wykluczeniu cyfrowemu, bo znalazłem dostawcę Internetu drogą radiową tak dobrego, że pingi mam lepsze niż w Neostradzie. Stałe łącze ma już też moja mama, do której jeszcze niedawno tylko przy dobrych wiatrach docierał EDGE. A złośliwość przedmiotów martwych objawiała się u niej tym, że z reguły udawało się odebrać ważnego maila, ale nie wysłać odpowiedź. Wykluczona cyfrowo wciąż pozostaje moja koleżanka wraz ze swoją rodziną, która mieszkając na wsi nadal dostęp do sieci ma tylko teoretycznie – stałe łącze jest upiornie powolne.
Przejrzałem kilka projektów, wspieranych między innymi przez Unię Europejską i rzuciło mi się w oczy, że często koncentrują się na eliminowaniu wykluczenia cyfrowego z powodów finansowych. Z tym w gruncie rzeczy nie tak trudno walczyć - dofinansowanie komputera i łącza osobom, których na to nie stać, to niezbyt wielkie obciążenie dla budżetu państwa czy gminy. Potężne wyzwanie pojawia się w momencie, kiedy trzeba ten Internet dostarczyć niewielkim grupom ludzi, mieszkającym na rozległym terenie. Szczególnie dotyczy to terenów wiejskich.
Dziś niemal równie istotnym problemem, co brak połączenia z Internetem staje się również prędkość – a dokładnie rzecz biorąc powolność - łącza.
Bo choć do Internetu udaje się dostać, to korzystanie z niego jest prawie niemożliwe. To specyficzna odmiana cyfrowego wykluczenia.
Podchodząc do sprawy czysto teoretycznie, niemal w całej Polsce skorzystamy z sieci, dostęp zapewnia GSM. Ale poza miastami – a czasami nawet w nich – „komórkowy” Internet bywa tak powolny, że nadaje się co najwyżej do ściągania poczty. Oczywiście każdy może też pojechać do kafejki internetowej. Ale to równie wygodne, jak codzienne chodzenie do biblioteki, żeby poczytać świeże gazety. (Jeszcze parę lat temu spotykałem takich starszych z reguły czytelników, dziś to zupełna rzadkość).
Jak dotkliwa może być ta nowa wersja cyfrowego wykluczenia – polegająca na „niby-łączu” – przypomniałem sobie niedawno, kiedy wspomniana już koleżanka kupiła nowego notebooka i poprosiła mnie o pomoc w konfiguracji. Znajoma mieszka dostatnio, ale niestety na wsi. Słowo „niestety” odnosi się do sytuacji związanej z Internetem. Neostrada u niej ślimaczy się niemiłosiernie, a telefon komórkowy złowieszczo wyświetla literkę „E”, czyli jesteśmy w zasięgu EDGE.
Rozumując technologicznie - właśnie odbyliśmy podróż kilka lat w przeszłość.
Nowy Macbook kusząco odchylił klapę i wówczas zaczęły się problemy. Bo należało uaktualnić system operacyjny oraz zainstalować Microsoft Office’a, zakupionego w postaci pudełka z numerem seryjnym. Po godzinie poddałem się i zabrałem laptopa do swojego domu. Inaczej pewnie siedziałbym u koleżanki do dziś, popijając whisky i coraz bardziej tępo wpatrując się w pasek informujący o mizernych postępach w ściąganiu plików.
W ciągu ostatnich lat toczy się swoisty wyścig – z jednej strony coraz większe programy, które trzeba pobrać, żeby wykorzystać moc drzemiącą w komputerach, a z drugiej coraz szybsze łącza internetowe. Kto nie nadąża, ten zaczyna niebezpiecznie ciążyć ku cyfrowemu wykluczeniu.
Sieć tymczasem przestała być tylko miejscem rozrywki albo skarbnicą wiedzy wszelakiej. Internet stał się maszynką do zarabiania pieniędzy.
I nie mam na myśli klikania w reklamy czy odpowiadania na maile informujące o oszałamiającej wygranej. A nawet całkiem realnej pracy, w której wykorzystuje się sieć w niektórych zawodach. Myślę o zarobku, po który sięgnąć może każdy.
Regularnie zarabiać w sieci zacząłem wiele lat temu. Choć bardziej precyzyjne będzie stwierdzenie: oszczędzać. A jak niektórzy powiadają, bogaci jesteśmy nie tym, co zarobimy, ale czego nie wydamy.
Ta najprostsza forma oszczędzania kasy, łatwo dostępna dla każdego, pojawiła się w Polsce wraz z internetowymi bankami. To w nich po raz pierwszy na masową skalę wprowadzono darmowe przelewy. Wciąż dzięki nim jestem bogatszy o kilkanaście złotych miesięcznie.
Kiedyś przez GPRS, przy pomocy Nokii 9300 wykonywałem dość prostą operację bankową - zajęło mi to półtorej godziny.
Akurat w przypadku tego zlecenia poświęcony czas zwrócił się po wielokroć. Do oddziału banku i tak bym szybciej nie dotarł, a przynajmniej zalegałem w łóżku bezmyślnie patrząc na ładujące się strony. Ale dziś wydaje mi się to czymś właśnie z pogranicza wykluczenia cyfrowego – bo po to mamy nowoczesne technologie, aby taka operacja nie absorbowała człowieka na tak długo.
Sieć pozwala na spore oszczędności podczas zakupów. Trudno je oszacować, bo co miesiąc są to inne kwoty, zależą od tego, co kupujemy. Kiedyś dzięki jednemu zakupowi - legalnie nabytemu na brytyjskim Ebay’u notebookowi - „zarobiłem” na roczne utrzymywanie łącza. Z pewnym zaskoczeniem niedawno odkryłem, że moja żona, po kobiecemu krążąc między „naziemnymi” sklepami odzieżowymi, tyle zaoszczędziła korzystając z onlineowych kodów rabatowych, że wystarczy jej na wiele miesięcy skromnego pakietu danych w smartfonie.
Oczywiście rachunek nie wygląda już tak znakomicie, kiedy doliczymy koszt zakupu komputera czy tabletu, bo jakoś się przecież do tej sieci musimy dostać. Ale posiadanie tych urządzeń – na przykład smartfonów - bez korzystania z Internetu jest nie tylko dziwne, ale stało się ekonomicznie nieopłacalne.
To wszystko jednak bardzo trudno wytłumaczyć tym cyfrowo wykluczonym, którzy – jak mój sąsiad - twierdzą, że nie potrzebują sieci, choć nigdy z niej nie skorzystali. Niech i tak będzie. Nie upieram się, że każdy potrzebuje Internetu. W końcu nie każdemu potrzebne są pieniądze.
Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na piotrlipinski.pl. Żartuje ze świata na Twitterze. Nowy ebook „Humer i inni” w księgarniach Virtualo, Empik, Amazon oraz Apple iBooks.
Zdjęcia Net conexion, Blue vivid image of globe, Slow connection as a snail, Laptop with a modern modem oraz Socket for Internet connection pochodzą z serwisu Shutterstock.