REKLAMA

Operator komórkowy za grube pieniądze sprzedawał dane do CIA

Od wybuchu afery z programem PRISM lawinowo spadają na nas kolejne doniesienia o podsłuchach, inwigilacji i sprawdzaniu zwykłych, przeciętnych Kowalskich. Wszystkie firmy z Google, Apple i Microsoftem na czele zarzekały się, że nie współpracowały, a jeśli tak, to niedobrowolnie. Okazuje się jednak, że pewien operator komórkowy był bardzo chętny do współpracy. Dostawał za to nawet wynagrodzenie.

08.11.2013 11.17
Operator komórkowy za grube pieniądze sprzedawał dane do CIA
REKLAMA

Kasa musi się zgadzać

REKLAMA

Do informacji dotarła gazeta New York Times. Według niej drugi największy operator komórkowy w Stanach Zjednoczonych – AT&T – dostawał co roku 10 milionów dolarów za to, że przekazywał CIA dane na temat rozmów cudzoziemców. Co ważne w tej sprawie, nie stało się to na mocy nakazu sądowego, a dobrowolnie zawartego kontraktu.

Oczywiście sprawa nie dotyczy Amerykanów, a jedynie cudzoziemców, którzy na przykład pojechali za ocean na wakacje albo w podróż służbową. Lekkim pocieszeniem może być to, że dane dotyczyły osób podejrzanych o terroryzm, więc szansa, że ktoś z nas znalazł się na liście jest raczej nikła. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet jeśli we własnym kraju nie jesteśmy podsłuchiwani i czujemy się w miarę bezpiecznie, to okazuje się, że inne państwa mogą nas podsłuchiwać, sprawdzać i inwigilować. Poprzez inne państwa mam oczywiście na myśli Stany Zjednoczone, chociaż jestem pewien, że nie są jedyni.

AT&T nie odpowiedziało na te doniesienia. Rzecznik prasowy firmy – Mark Siegel – zaznaczył jedynie, że jego firma działa zgodnie z prawem. Nie jestem specjalistą od prawa, ale jeśli każda amerykańska firma może sprzedać moje dane (a mają je przecież chociażby Google, Facebook czy też Microsoft), to w takim razie ich prawo jest co najmniej… absurdalne. Zresztą nie zdziwię się, jeśli w najbliższym czasie posypią się pozwy sądowe przeciwko AT&T. Wtedy zarobione w ten sposób 10 milionów dolarów może nie wystarczyć na odszkodowania.

PRISM, XKeyscore, Muscular... co dalej?

Przypominam, że afera z programem PRISM wybuchła raptem 5 miesięcy temu, w czerwcu tego roku. Edward Snowden przekazał dwóm gazetom mnóstwo tajnych dokumentów. Wynikało z nich między innymi to, że służby wywiadowcze Stanów Zjednoczonych mają bezpośredni dostęp do serwerów największych firm technologicznych na świecie – Apple, Google, Microsoft, Yahoo i tak dalej. NSA mogło pobierać z nich wszystko, co tylko im się podobało, czyli nasze maile, rozmowy na komunikatorach, a nawet hasła do WiFi zapisane w kopii zapasowej. Wybuchła niesamowita afera.

Od tamtego czasu okazało się, że PRSIM to tylko wierzchołek góry lodowej. Szybko pojawiły się także doniesienia na temat kolejnych programów. Jednym z nich jest XKeyscore, który ma pozwalać Amerykanom na śledzenie poczynań internautów w czasie rzeczywistym. W jego ramach, na całym świecie umieszczono mnóstwo serwerów, które przez cały czas monitorują ruch w światowej Sieci. W tym przypadku nie chodzi już tylko o dostęp do serwerów największych firm, ale sprawdzanie praktycznie wszystkiego, co robimy w Internecie.

XKeyscore map

Prawdziwa afera wybuchła dopiero w momencie, w którym okazało się, że NSA, CIA i FBI (wszystkie te agencje wymieniały się między sobą danymi) mogły podsłuchiwać rozmowy telefoniczne Europejczyków. Najpierw o wyjaśnienia poprosili Francuzi. Później sama Angela Merkel – kanclerz Niemiec – zadzwoniła do Baracka Obamy, kiedy dowiedziała się, że i jej telefon mógł być na podsłuchu. My także nie ustrzegliśmy się inwigilacji. Der Spiegel poinformował, że od grudnia 2012 do stycznia 2013 roku NSA – w ramach programu Boundless Informant - nadstawiało ucho także w naszym kraju. Na podsłuchach miał być nawet… Watykan.

Ale to nadal nie koniec. Całkiem niedawno pojawiły się informacje o kolejnym programie o nazwie Muscular. Dzięki niemu NSA ma przechwytywać dane z serwerów Google i Yahoo. Nie zdziwię się, jeśli za kilka tygodni lub miesięcy do listy będziemy mogli dopisać kolejne programy.

Jak jeden człowiek mógł wiedzieć aż tak wiele?

edward-snowden

Wszystkie te informacje znajdują się na dokumentach przekazanych przez Edwarda Snowdena. Jeśli zastanawiacie się, jak jeden człowiek mógł mieć dostęp aż do tylu tajnych danych, to odpowiedź na to pytanie jest prosta – najprawdopodobniej nie miał. Agencja Reuters donosi, że Snowden miał nakłonić około 20-25 kolegów z pracy do tego, aby przekazali mu swoje loginy i hasła do kont administracyjnych. To właśnie w ten sposób mógł zdobyć wszystkie informacje.

REKLAMA

I przyznam Wam szczerze, że już nawet nie wiem, jak to wszystko komentować. Napisaliśmy w tym temacie już chyba wszystko, co napisać się dało. Amerykanie robią sobie co tylko i się podoba, a my tak naprawdę nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić. Dopóki rządu pozostałych państw stanowczo nie zareagują na te skandaliczne informacje, to najprawdopodobniej nic w tej sprawie się nie zmieni. Służby wywiadowcze przez cały czas wszystkiemu zaprzeczają i na tym sprawa się tak naprawdę kończy.

Zdjęcie surveillance cameras pochodzi z serwisu Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA