„Selfie” słowem roku – o fenomenie zdjęć z ręki
„Selfie”, czyli zdjęcie wykonane samemu sobie, najczęściej z ręki, to prawdziwy fenomen naszych czasów. Twórcy słowników Oxford University Press właśnie uznali „selfie” za słowo roku. To dobry moment, żeby zastanowić się nad fenomenem tych zdjęć.
Słowo selfie nie ma w Polsce oficjalnego odpowiednika. Mówi się o „słitfoci”, „foci z ręki”, chociaż wśród polskiej młodzieży króluje dość wulgarna „samoje*ka”. Młodzież to słowo klucz, bowiem to w tej grupie wiekowej zdjęcia selfie przyjmują się najlepiej.
#selfie
Po raz pierwszy słowa "selfie" użyto ponad 10 lat temu. Pracownicy Oxford Dictionaries pierwszy raz odnotowali to słowo 13 września 2002 roku na australijskim forum internetowym. Hashtag #selfie pojawił się na Twitterze dwa lata później. Od tego czasu jego popularność stale rośnie. Wraz z rozwojem portali społecznościowych nastąpił prawdziwy boom na „zdjęcia z rąsi”. Obecny rok był przełomowy – słowo na dobre zagościło w głównym nurcie mediów, a jego popularność w internecie wzrosła w tym roku o… 17 tysięcy procent.
Słowo „selfie” nie jest jeszcze oficjalną częścią języka angielskiego, ale zostało już dodane do oficjalnego słownika online Oxford Dictionaries. Jest zatem kwestią czasu, zanim trafi także do klasycznego, papierowego wydania Oxford English Dictionary, stając się tym samym oficjalnym słowem.
Konkurs na słowo roku organizowany jest przez zespół Oxford Dictionaries od dziesięciu lat. Poprzednie edycje wygrały takie słowa, jak „sudoku”, „podcast”, „unfriend” (usunięcie z listy znajomych), czy "GIF". Słowo „selfie” w tym roku pokonało takie zwroty, jak „bitcoin”, „olinguito”, „showrooming” (przymierzanie ubrań w stacjonarnych sklepach, zanim kupi się je taniej przez internet), czy „hashtag”.
W Polsce także wybiera się słowo roku. Zajmuje się tym Instytut Języka Polskiego UW wraz z Fundacją Języka Polskiego. Ubiegłorocznym polskim słowem roku został „parabank”.
Selfie – od malowideł w jaskiniach po #kosmiczne zdjęcia
Oczywiście zdjęcia selfie nie są tak naprawdę niczym nowym. Autoportret znany jest w fotografii od lat, a wcześniej występował w malarstwie. Van Gogh dla przykładu namalował przeszło 30 obrazów przedstawiających własne oblicze. Właściwie od zarania dziejów człowiek starał się uwiecznić samego siebie, na co wskazują prahistoryczne malowidła w jaskiniach i gliniane figurki jakie zachowały się po starożytnych cywilizacjach.
Pierwszym na świecie autoportretem wykonanym aparatem było zdjęcie Roberta Corneliusa w 1839 roku, które zostało wykonane przy użyciu techniki mokry kolodion (więcej przeczytacie o niej pod tym linkiem). Cornelius zapewne nie miał pojęcia, jaki fenomen zapoczątkował.
Współczesne selfie zaczęły się wraz z pojawieniem się smartfonów, a zwłaszcza po wprowadzeniu przednich kamerek w tych urządzeniach. Jako, że zbiegło się to w czasie z boomem na serwisy społecznościowe oraz serwisy typu Instagram, trudno się dziwić popularności tego zjawiska.
Technologie pozwalają nawet na pozaziemskie zdjęcia selfie. Najpopularniejszym tego typu zdjęciem ostatnich miesięcy jest autoportret, który marsjański łazik Curiosity wykonał sobie przy pomocy wysuwanego ramienia. Poza tym, kosmonautom także zdarza się zażartować i zrobić sobie pozaziemskie selfie. Nawet papież Franciszek ma swoje selfie na Twitterze.
Przepis na #popularność
Czym byłoby zdjęcie selfie bez serwisu społecznościowego. Obecnie, według badań, 30% wszystkie zdjęć wykonanych przez osoby w wieku 18-24 lata to właśnie zdjęcia selfie. Co ciekawe, więcej tego typu zdjęć wykonują mężczyźni.
Co więcej, według Pew Internet & American Life Project, 91% nastolatków umieszcza swoje zdjęcia na portalach społecznościowych. Oznacza to wzrost aż o 79% w przeciągu ostatnich 6 lat. A co z dorosłymi? Według badań, ludzie w średnim wieku także fotografują siebie, ale mają większe opory z publikowaniem swojego wizerunku w internecie.
Tempo w rozwoju tego trendu narzuca młode pokolenie gwiazd, które chętnie fotografuje się z ręki i dzieli się tymi zdjęciami z fanami. Wystarczy przejrzeć profile gwiazd i gwiazdeczek na Twitterze, Facebooku, czy Instagramie. Jeżeli jesteście odważni, wpiszcie w wyszukiwarkę Google „Bieber selfie” i zobaczcie, co się dzieje w wynikach wyszukiwania dla grafiki.
Tak jak każdy duży trend, także „słitfocie” doczekały się swoich przeciwników. W internecie „zdjęcia z dziubkiem” są powszechnie wyśmiewane i przypisywane raczej do osób o nie najwyższym ilorazie inteligencji. Są jednak duże światowe ruchy sprzeciwiające się tego rodzaju zdjęciom i po prostu wyśmiewające się z nich. Na Twitterze funkcjonuje hashtag #uglyselfie, zaś na Instagramie mamy ruch #antiselfie. Niektórzy tworzą także parodie, jak choćby Benny Winfield Jr, który sam o sobie pisze - "lider ruchu selfie". Polecam jego profil na Instagramie! :)
Narcystyczne pokolenie, czy przelotny #trend?
W internecie każdy może być gwiazdą, a skoro sławy zamieszczają swoje zdjęcia wykonane z ręki, robią to też wszyscy inni. W dzisiejszych czasach ważne jest budowanie wizerunku wokół swojej osoby. Nie liczy się już tylko status społeczny i „prawdziwe życie” – teraz równie ważna jest pozycja w internecie. Chcesz być popularny i rozpoznawalny – taki właśnie musisz być w sieci. Niektórzy badacze sugerują mocną korelację między rozwojem social mediów, a narastającym narcyzmem wśród młodzieży. Trudno zaprzeczyć tym badaniom.
Na Instagramie najpopularniejszym hashtagiem jest #me. Kryje się pod nim już prawie 100 milionów zdjęć z ręki. Mało które jest wykonane z czystej ironii, mało które zawiera jakiekolwiek pokłady kreatywności. Są to najprawdziwsze, najbardziej przyziemne z możliwych zdjęcia, które ludzie robią samym sobie. Ten hashtag jest kopalnią wiedzy dla etymologa lub socjologa. Mamy pod nim dziewczynę robiącą zdjęcia w łazience, „gangstera” w łańcuchach z pistoletem, chłopczyka z brazylijskiego slumsu, czy szejka z Arabii Saudyjskiej. Przekrój przez wszystkie klasy, rasy, społeczeństwa.
Bardziej dojrzałe osoby są zapewne negatywnie nastawiona do tego trendu, ale czy faktycznie zdjęcia z ręki to tylko zaśmiecanie internetu? W końcu zdjęcia selfie nie mają z reguły żadnej wartości artystycznej, ani tym bardziej technicznej. Poza wąską grupą osób nie mają także żadnej wartości sentymentalnej. Po co więc produkować i zamieszczać tysiące identycznych zdjęć?
Psychologowie uważają jednak, że w tym szaleństwie jest metoda. Publikując własne zdjęcia można pozbyć się kompleksów, gdyż większość komentarzy to wychwalanie zdjęcia pod niebiosa. "Piękne, zapraszam do mnie!". Badania wykazują także, że zdjęcia selfie budują w młodych osobach pozytywny wizerunek ciała. Zamiast oglądać wychudzone modelki, nastolatkowie mogą widzieć świat takim, jakim jest naprawdę. Prawdziwi ludzie, zamiast wyidealizowanych photoshopowych piękności.