Operacja plastyczna zakończyła się sukcesem. Tak wygląda nowa AutoMapa
Wjeżdżając samochodem do Warszawy po raz trzy tysiące pięćset dwudziesty szósty (lub też siódmy, pamięć niestety płata figle), pomyślałem, że Autamapa to pierwszy program nawigacyjny, którego warto używać, nawet jeśli trasę znamy na pamięć. A dlaczego? O tym za chwilę - najpierw o urodzie.
Otóż Automapa wyładniała. Właśnie ukazała się nowa wersja, dostosowana do iOS 7. Kiedyś na łamach Spider’sWeb marudziłem, że Automapa wygląda trochę leciwie. Napisałem, że jest jak teściowa - obiady gotuje smaczne, ale ubiera się niezbyt modnie.
Teraz muszę przyznać, że wreszcie zabrała się za siebie. Wygląda, jakby poszła do kosmetyczki, fryzjera i odświeżyła garderobę. Przy czym moja ocena może być wyjątkowo subiektywna z jednego powodu - mam wrażenie, że „facelifting” dał szczególnie dobry efekt na białym iPhone, a takiego właśnie używam.
Uroda to oczywiście sprawa gustu. Automapa nieco się wizualnie odchudziła - co oznacza, że dla mnie wygląda lepiej, a na przykład Rubensowi, czyli miłośnikowi obfitych kształtów, pewnie by się mniej podobała.
Szczególną sympatię wzbudza pojawiająca się w prawym dolnym rogu jedna ikona - symbol helikoptera. Kiedy go widzimy na ekranie, oznacza to, że program pokazuje bardzo duży obszar mapy. Przyda się nie tylko pilotom „Bellów” i „Sokołów”, ale też kierowcom, którzy potrzebują obejrzeć spory kawałek trasy przed sobą.
Czemu jednak uważam, że Automapę warto włączać na trasach, które można by przejechać z zamkniętymi oczami, bo tak dobrze się je zna? Otóż coraz lepiej działa system AM’Traffic, wytyczający drogę w zależności od natężenia ruchu. Rozwiązanie jest genialne w swojej prostocie – podłączone do Internetu urządzenia z Automapami (na smartfonach, tabletach), raportują na bieżąco, z jaką prędkością poruszają się samochody po konkretnych drogach. Z miesiąca na miesiąc zauważam, jak te dane stają się coraz bardziej użyteczne.
Wjeżdżając od południa do Warszawy, część kierowców używa popularnego skrótu, wiodącego przez uliczki między domkami jednorodzinnych. Automapa pomaga mi na tej trasie właściwie w jednym: podjąć decyzję, czy warto jechać zwykłą drogą, czy ze względu na „korek” lepiej przebijać się objazdem. Ale i tak ostatnio mnie zaskoczyła - otóż prowadząc tymże objazdem kazała mi szybciej, niż zwykle, wrócić na normalną trasę. A dlaczego? Bo na wyjeździe z objazdu utworzył się spory tłok, co po chwili zauważyłem, przemykając obok.
Co równie niesamowite - szacowany czas dojazdu jest z reguły bliski rzeczywistego. Kiedy używałem Garmina, ale też kilka lat temu Automapy bez AM’Traffica, nigdy zbytnio nie polegałem na prezentowanym czasie dojazdu. Na wszystkie spotkania wyjeżdżałem sporo wcześniej, niżby wynikało z obliczeń programów nawigacyjnych. Bo te były równie wiarygodne, jak prognozy pogody górali.
Piszę to wszystko nie jako osoba przygotowująca test kilku nawigacji, czyli korzystająca z nich względnie krótko, ale ktoś, kto samochodowych GPS-ów używa od lat. Przejechałem z nimi setki tysięcy kilometrów, przeżywając niekiedy komiczne przygody, gdy wprowadzały mnie na jakieś polne albo prywatne drogi. Dostrzegam i doceniam, jak bardzo się rozwinęły w tym czasie i jak coraz lepiej służą mi jako kierowcy.
Problemy z Automapą są jednak dwa. Po pierwsze, ktoś najpierw musi utkwić w „korku”, aby inni kierowcy dowiedzieli się, że lepiej ominąć ten fragment trasy. Ten, kto znajdzie się w sytuacji owego pierwszego, będzie miotał gromy pod adresem nawigacji - co i mnie się zdarzało - która w niczym mu nie pomogła. Cóż, każda armia wysyła czujki, jak ktoś się znajdzie w tej nieprzyjemnej sytuacji może zanucić piosenkę: „Czuwać musi żołnierz, by nie przeszkodził wróg”.
Drugi problem związany jest nie tyle z samą Automapą, co z Apple. Mocno irytuje, że nowe wersje map pojawiają się na Androida szybciej, niż na iOS. Apple’owa certyfikacja, przed dopuszczeniem do App Store, ciągnie się kilka tygodni. Współczuję deweloperom, nie tylko Automapy, że trudno im planować akcje reklamowe, bo nigdy nie wiadomo, kiedy program pojawi się na „jabłkowej” półce.
PS
Jakby ktoś wymyślił jeszcze program, który potrafi znaleźć wolne miejsce do zaparkowania samochodu, to świat stałby się zdecydowanie milszym miejscem.
Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na www.piotrlipinski.pl. Żartuje ze świata na www.twitter.com/PiotrLipinski. Nowy ebook „Humer i inni” w księgarniach Virtualo – goo.gl/ZaNek Empik – goo.gl/UHC6q oraz Amazon – goo.gl/WdQUT oraz Apple iBooks – goo.gl/5lCGN