Automapa jak teściowa
W Polsce przybywa dróg - nawet jeśli sami tego nie zauważamy, to przypomina o tym kilka razy w roku Automapa. W ubiegłym tygodniu w sklepie Apple ukazała się nowa wersja tego najbardziej znanego polskiego programu, pozwalającego trafić z Małkini Dolnej do Mszany Górnej. Gdyby nie Automapa, pewnie do dziś krążyłbym zagubiony w okolicach Zakopanego, do którego pojechałem na zimowe ferie.
Aktualizacja - oprócz usprawnionych map - wprowadziła nowość, którą od razu pokochały moje oczy: powiększonego asystenta pasa ruchu (na zdjęciu to ten pasek na dole, z czerwonym krzyżykiem i czarnymi strzałkami). Do tej pory był tak mały, że przed skrzyżowaniem należało sięgnąć po lupę, aby dostrzec, na którym pasie trzeba ustawić samochód. Wówczas wjeżdżał na nas ogromny tir i pas ruchu nie miał już żadnego znaczenia.
Tylko właściwie dlaczego ten asystent jest na dole, a nie na górze - tam gdzie znajduje się strzałka (a czasami dwie) pokazująca w którą stronę jechać? Dlaczego mój wzrok musi krążyć od góry do dołu i z powrotem, jakbym spotkał oszałamiająco piękną kobietę, a nie po prostu szukał wskazówek dotyczących kierunku jazdy?
I najważniejsze - dlaczego Automapa wciąż wygląda na program, rządzący się regułami: na „bogato i kolorowo”? Paweł Okopień zdziwił się, kiedy pokazałem na Twitterze zrzut ekranu, który Szanowni Państwo też widzą. Jak w 2013 r. interfejs może być tak przeładowany?
Korzystam z Automapy od wielu lat.
Przejechała ze mną, zainstalowana na trzech kolejnych urządzeniach z Windows Mobile, kilkaset tysięcy kilometrów. I niestety, choć dziś uruchomimy ją też na iOS-ie i na Androidzie, wciąż widać, że urodziła się w czasach estetyki Windows Mobile.
Rozumiem, że trudno „wciskać” użytkownikom całkowicie nowy interfejs, jeśli stary wciąż cieszy się popularnością - łatwo ją zmierzymy liczbą sprzedanych licencji. Akceptuję, że wszystkie dane wyświetlone na ekranie - nawet nazwy ulic i numery słupków kilometrowych, które mijamy - mogą się do czegoś przydać. Część z tych informacji można wyłączyć, ale niestety i tak w tym krzykliwym chaosie czasami trudno się zorientować, czy jesteśmy nadal pod Warszawą, czy może już w kraterze Kopernika.
Ze cztery lata temu ten interfejs do tego stopnia mnie zniesmaczył, że kupiłem urządzenie Garmina. Jego ekran jest sympatycznie ascetyczny, ale wyświetla wystarczająco dużo, aby bez problemu znaleźć dowolną stację jedzeniową McDonald’s. Niestety, Garmin kiepsko radzi sobie z online’ową informacją o natężeniu ruchu. Firma korzysta z wiadomości dostarczanych radiowym sygnałem na falach FM, tak zwanym TMC. To sposób popularny na świecie, choć równie nowoczesny, jak maszyna parowa. Przede wszystkim jednak tym informacjom (dostarczanym, precyzyjnie mówiąc, nie przez Garmina, ale współpracującą z nim firmę) nie mogłem zaufać. Nie uwzględniały wielu korków, a co gorsza, pokazywały je na pustych drogach.
Wróciłem więc do Automapy, która posługuje się znacznie nowocześniejszym systemem - jednym z istotnych źródeł są zbierane przez Internet informacje o prędkości jazdy samochodów z włączonym programem. Na ich podstawie Automapa wyznacza trasę, dzięki której można uniknąć korków. Niestety w gratisie otrzymujemy też objazdy ulic, na których korków w ogóle nie ma. Czyli w tym nowoczesnym systemie jest mniej więcej tak jak w starym TMC. Widzimy przed sobą pustą drogę, a Automapa nagle krzyczy, żeby skręcać w bok i przedzierać się równoległą ulicą. Żeby uniknąć tych krajoznawczych akcentów można na szczęście wyłączyć te nowoczesne systemy LiveDrive!, Smart Routes oraz JestemWPytkę2.0 i cieszyć się technologią sprzed kilku lat, kiedy benzyna była tańsza, a na świat nie wypełzły jeszcze wampiry ze „Zmierzchu”.
Na koniec tych narzekań z przyjemnością jednak przyznaję -
dla mnie Automapa to jeden z najważniejszych programów,
napisanych w Polsce. Codziennie służy setkom tysięcy ludzi. Jej twórca, firma Aqurat, z powodzeniem przeżyła rewolucję na rynku, od urządzeń Windows Mobile - na których zaczynała - do smartfonów z iOS-em i Androidem. A nie udało się to kilku największym firmom na świecie. Z Automapą jest trochę jak z teściową - może ubiera się niezbyt modnie, ale kotlety smaży smaczne.
P.S. Wygląda na to, że na moje - choć nie tylko - życie istotnie wpłynął prezydent Bill Clinton. To on wydał decyzję o „uwolnieniu” sygnału GPS. Wcześniej z satelitów, wystrzelonych w kosmos przez USA, korzystało w pełni tylko amerykańskie wojsko. Cywile odbierali sygnał zakłócany, przez co dokładność lokalizacji była istotnie ograniczona. Dzięki decyzji prezydenta Clintona dziś każdy może określić swoje położenie - a czasami nawet męża lub żony - z dokładnością do kilku metrów. Szczególnie cieszy mnie w tym jeden fakt: to amerykański podatnik zapłacił za to, że nie muszę na każdym skrzyżowaniu pytać o drogę.
Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na www.piotrlipinski.pl. Żartuje ze świata na www.twitter.com/PiotrLipinski. Nowy ebook „Humer i inni” w księgarniach Virtualo – goo.gl/ZaNek Empik – goo.gl/UHC6q oraz Amazon - goo.gl/WdQUT oraz Apple iBooks – goo.gl/5lCGN