Właśnie zobaczyłem najbardziej bzdurne achievementy Xbox One. Oglądałeś serial przez 60 minut? Jesteś zwycięzcą!
Achievementy to jedna z najlepszych nowinek, jakie spotkały gracza w środowisku Xbox Live. Chociaż ich znaczenie jest znikome, to miły dodatek do rozgrywki, który cieszy się ogromnym uznaniem graczy. Zarówno Sony, jak również Steam, kopiowały z czasem rozwiązania Microsoftu, w postaci osiągnięć oraz trofeów. Tym razem gigant z Redmond poszedł jednak o krok za daleko, zamieniając świetne rozwiązanie w powód do śmiechu. Szkoda, ponieważ rywalizacja między graczami, w postaci różnorakich osiągnięć, jest niemal tak samo stara jak same gry, stanowiąc dawniej prawdziwe pole do popisu dla wirtualnych rycerzy, żołnierzy, kierowców rajdowych czy pilotów bojowych samolotów.
Achievementy towarzyszą nam od zawsze
„Achievementy” towarzyszyły graczom od zawsze, choć w różnej formie. Już w czasach Atari 2600, wydanego w 1977 roku, gracze mogli podglądać siebie nawzajem. Oczywiście sieć sieci, jaką jest Internet, nie mieściła się jeszcze wtedy w głowach normalnym posiadaczom konsol, będąc wizją grona pionierów w DARPA i związanych z nimi naukowców.
Mimo tego, już w 1977 roku gracze posiadający Atari 2600 rywalizowali ze sobą, mając dostęp do tabel najlepszych wyników, rekordów i osiągnięć. Wszystko za pomocą połączenia telefonicznego oraz specjalnego kartridża GameLine. Ten pozwalał nie tylko na pobieranie nowych gier, będąc ojcem dla takich platform cyfrowej dystrybucji jak Steam, ale również wzmagał rywalizację. Za pomocą GameLine gracze podglądali swoje osiągi i walczyli między sobą, chociaż o bezpośrednich starciach mogliśmy zapomnieć. Rywalizować jednak było warto, ponieważ na regionalnych mistrzów czekały nagrody, oferowane przez producenta GameLine – firmę CVC.
Rywalizacja między graczami? Przypominają mi się czasy pierwszego PlayStation
Pamiętam, kiedy z wypiekami na twarzy śledziłem konsolowe czasopisma w Polsce, które na ostatnich kartach swoich numerów publikowały rekordy graczy, przesłane im jeszcze z formie zdjęć ekranu telewizora. Oczywiście tego typu praktyki były standardem znacznie wcześniej, jeszcze na wiodących konsolach Nintendo, które podbiły zachodnie rynki wraz z zakończeniem się największego kryzysu w branży gier, jaki kiedykolwiek widział świat.
Mimo tego, to właśnie pierwsze PlayStation i organizacja społeczności związanej wokół tej konsoli zachęciła mnie do śrubowania rekordów. Nie macie pojęcia, ile godzin spędziłem z Tomb Raider 2. Czy to pierwsza misja na Murze Chińskim, czy dodatkowy tryb w posiadłości najsłynniejszej archeolog świata, moje dłonie były całe obolałe, walcząc o ułamki sekund na torach z przeszkodami. Ból, zgrzytanie zębami, ale i pokora – wszystko musiało być dokładnie wyliczone. Każdy skok, każda krawędź, nie było miejsca na ani jedną pomyłkę.
Kiedy już myślałem, że znajdę się na łamach czasopisma, wysyłając zdjęcie do redakcji, pojawiali się jednak lepsi. Zawsze ktoś musiał podcinać mi skrzydła, ale czas spędzony na doskonaleniu własnych umiejętności był pamiętną przygodą, którą do teraz miło wspominam. Chęć znalezienia się na kartach miesięcznika i pochwalenia się znajomym, razem z którymi wymieniałem płyty cd – to były czasy.
Komputerowi gracze również mieli swoje osiągnięcia
Oczywiście nie tylko konsole były powiązane z rywalizacją graczy oraz chwaleniem się ich osiągnięciami. W mrocznych czasach Internetu oferowanego przez Neostradę, na bieżąco śledziłem witryny wyłapujące najbardziej zdolnych graczy. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiło na mnie przejście Morrowinda w 14 minut. Ta gra powaliła mnie swoim rozmachem, piękną grafiką i oryginalnym, nieco niepokojącym klimatem. Fallout 2 w 19 minut? Nie ma problemów. Tego typu przypadków była cała masa. Każdy z nich udokumentowany filmikiem, który oglądałem po kilkunastominutowym buforowaniu, w takcie którego mogłem zjeść obiad albo wyjść na spacer z psem.
Z czasem osiągnięcia stały się na tyle popularne, że do swoich gier zaczęli je implementować sami twórcy. Dla przykładu, żadna z konsol Nintendo nie posiada zunifikowanego systemu nagród za wyjątkowe dokonania, lecz Metroid Prime 3 czy Wii Sports Resorts miały je wszyte w kod gry. World of Warcraft jest wypchane osiągnięciami, tak samo jak coraz większa ilość współczesnych produkcji komputerowych. Mimo tego, zunifikowany system „achievementów” wprowadził dopiero Microsoft. Rozwiązanie spotkało się z ogromnym, pozytywnym odzewem wśród graczy i bardzo szybko zostało skopiowane przez innych wiodących producentów na rynku.
Microsoft rewolucjonizuje osiągnięcia, inni idą jego śladem
W 2005 roku środowisko Live wzbogaciło się o punkty Gamerscore. Te gracz dostawał w jasno określonych przez twórców miejscach i sytuacjach, powiększając liczbową bazę przypisaną do konta. Świetny patent bardzo szybko stał się motywacją do ponownego ogrania danej produkcji, choć poza uznaniem w środowisku Live, jego wpływ na gracza do teraz pozostaje znikomy.
Dwa lata później gigant z Redmond wprowadził system osiągnięć do konającego na naszych oczach środowiska Games for Windows LIVE. Rozwiązanie cieszyło się umiarkowaną popularnością, w przeciwieństwie do alternatywy w postaci Steam achievements, zastosowanej w grach powiązanych z platformą cyfrowej dystrybucji od Valve. Za ciosem poszło również Sony, w 2008 roku serwując swoim graczom trofea.
Te również spotkały się z akceptacją wśród graczy, natomiast dla mnie nie raz i nie dwa były jedynym powodem, dla którego wracałem do gier wydanych na PS Vita. Chęć zdobycia „platyny” to nie tylko wydłużanie czasu rozgrywki, ale nieraz również ogromne wyzwanie. Swoje osiągnięcia mają dzisiaj już nawet gry na iOS i Androida, natomiast spójny ekosystem Live sprawił, że rozgrywka na Windows Phone jest dla mnie najbardziej satysfakcjonująca, mimo skromnej biblioteki gier i ogromnej problematyczności związanej z wprowadzaniem tego rozwiązania.
Gigant z Redmond sabotuje własny geniusz?
No i wracamy do punktu wyjścia. Już lada moment konsole nowej generacji pojawią się na sklepowych półkach, jak również pod dachami wielu z nas. Wraz z następną generacją sprzętu, zarówno Sony jak i Microsoft starają się rozwijać sprawdzone pomysły. Niestety, w przypadku Xboksa One Microsoft zamienił własne, kapitalne rozwiązanie w mechaniczny i pozbawiony jakiegokolwiek sensu projekt, który powoduje co najwyżej uśmiech na ustach.
Osiągnięcia od zawsze miały świadczyć o umiejętności gracza. XONE promowane jest jednak nie tylko jako urządzenie dla osób pożądających roz(g)rywki, ale również miłośników filmu, serialu czy muzyki. Ot, takie multimedialne urządzenie służące zabawie. Z tego powodu spece z Redmond doszli do wniosku, że osiągnięcia rozciągną również na filmy i seriale, oglądane za pomocą ich najnowszej maszyny.
Powyżej możecie zobaczyć grafikę przedstawiającą achievementy związane z korzystaniem z filmowych aplikacji, które znajdą się w ekosystemie Microsoftu. Obraz wyraża więcej, niż 1000 słów prawda? Osiągnięcia typu „obejrzyj 10 tytułów do końca 2013 roku” czy „obejrzyj pilot serialu zaczynającego się na drugą literę greckiego alfabetu” to kpina z gracza, kpina z użytkownika.
Obejrzenie całego sezonu w jeden dzień – to dla Was osiągnięcie?
Możecie napisać, że przyczepiam się i wcale nie muszę uczestniczyć w tym cyrku. Boli mnie jednak, że tak dobre rozwiązanie, jakim jest Gamerscore, marnuje swój prawdziwy, oryginalny potencjał. Achievementy zostały rozciągnięte na obszary, które nie mają zupełnie nic wspólnego z rywalizacją, umiejętnościami oraz smykałką do gier. Czy to naprawdę osiągnięcie, obejrzenie odcinka serialu zaczynającego się na konkretną literę? Nowy system Microsoftu nie ma nic wspólnego z pięknymi czasami, w których gracze dorabiali się odcisków na palcach, starając się zaimponować znajomym.
Przykuwanie do kanapy, przed serialem, który tak naprawdę nie mamy ochoty oglądać, wszystko w celu łatwego powiększenia swojego wyniku – to zły kierunek, bez względu na platformę. Przerost formy nad treścią, podobnie jak ostatnia kondycja „achievementów”. Te zdobywam za przejście samouczka czy czynności, które nie wymagają ode mnie żadnego wysiłku. Po prostu „zgarniam je” w czasie zabawy, rywalizację w grach dla jednej osoby zamieniając na sznur wyzwań, które nie są wyzwaniami.
Zaczynam tęsknić do czasów, kiedy gracze publikowali swoje rekordy na łamach prasy, z podnieceniem robiąc zdjęcia ekranom i monitorom. Dzisiejsze osiągnięcia nie mają nic wspólnego z prawdziwymi dokonaniami, natomiast świetny system coraz częściej zostaje wykorzystywany przeciwko samym graczom, przykuwając ich do telewizora "punktowymi" kajdanami. Co będzie następne? „Nie wyłączaj Xboksa przez 4 dni” czy „Kup 20 gier, za nie mniej niż 50 dolarów każda”? Jeśli miarą moich umiejętności i sprytu ma być ilość obejrzanych seriali, chyba faktycznie spróbuję przejść kultowego, świetnego Morrowinda poniżej 14 minut.