Perły z lamusa: I Have No Mouth and I Must Scream - najbardziej kontrowersyjna gra w historii?
Gra przygodowa z 1995 roku nie zapisała się na stałe w historii. Została zepchnięta w jej mrok, wraz z całą swoją kontrowersyjną i niepokojącą zawartością. Być może to dobrze, biorąc pod uwagę elementy zawarte w tym tytule. Z drugiej strony, I Have No Mouth (…) była produkcją na tyle odważną, że ociekała tematami, po które nawet dzisiaj nie sięgają utalentowani twórcy. To tylko jeden z powodów, aby przypomnieć sobie I Have No Mouth and I Must Scream.
Przyszłość najgorsza z możliwych
I Have No Mouth and I Must Scream jest grą przygodową opartą na krótkiej powieści science-fiction o tym samym tytule, wydaną jeszcze w 1977 roku. W osiemnaście lat po jej publikacji świat doczekał się gry, natomiast kolejne 18 lat po jej premierze można stwierdzić, że nawet dzisiaj jest to jedna z bardziej kontrowersyjnych produkcji, jakie widziały komputery graczy.
Obraz wykreowany przez Harlana Ellisona to smutna wizja świata, w której ludzkość praktycznie wyginęła. Zimna Wojna przerodziła się w Trzecią Wojnę Światową. Stany Zjednoczone, ZSRR oraz Chiny stanęły do wyniszczającego boju. Atomowy arsenał oraz najnowsze zdobycze technologii przerosły strony konfliktu, które scedowały obowiązek toczenia wojny na super inteligentne komputery Allied Mastercomputers. Te jednak zbuntowały się przeciwko twórcom z krwi i kości, zyskując samoświadomość i doprowadzając do eksterminacji niemal całej populacji planety.
Wizja Harlana jest jednak znacznie bardziej mroczna od wydarzeń, które wszystkim mogą kojarzyć się z Matriksem czy Terminatorem. W jego świecie, ludzkość została wybita co do nogi. Ostatnich pięciu przedstawicieli naszego gatunku jest przetrzymywana przez superkomputer, torturowana na wszystkie możliwe sposoby. AM stale się rozwija, wkraczając na kolejne poziomy sadyzmu, z nieznanych początkowo powodów szczerze nienawidząc przedstawicieli naszego gatunku. Sztuczna inteligencja właśnie wpadła na pomysł nowej zabawy, która może stać się największą torturą dla piątki ocalałych, jak również ich jedyną szansą na ucieczkę.
Kontrowersyjna zawartość, po którą nawet dzisiaj boją się sięgać twórcy
Od 1995 roku rynek gier zmienił się nie do poznania. Twórcy są odważni jak nigdy wcześniej, umieszczając w swoich produkcjach seks, narkotyki, bezbronnych cywili oraz foto-realistyczną przemoc. Mimo tego, niektóre tematy w świecie gier wciąż należą do tabu. Gwałty, zbrodnie przeciwko ludzkości, nadzwyczaj brutalne tortury – nie licząc niesamowicie głośnych i kontrowersyjnych wyjątków, tego typu elementy są z daleka omijane przez producentów, którzy nie chcą zaszkodzić wysokobudżetowym produkcjom.
I Have No Mouth and I Must Scream idzie pod prąd temu wszystkiemu. Gra obfituje w sceny i tematy, które wywoływałyby ogromne kontrowersje, gdyby ta gra ukazała się dopiero dzisiaj. Scena egzekucji na krzyżu czy wielogodzinny gwałt w windzie – twórcy w nieistniejącym już The Dreamers Guild nie znali słowa „tabu”. Z drugiej strony, trzeba oddać, że produkcja komputerowa jest i tak znacznie bardziej ugrzeczniona od swojego książkowego oryginału. Zagłębiając się w jego lekturę – Bogu dzięki.
Gracz sam decyduje o poziomie zepsucia
To, co stanowi największą siłę tej gry, to możliwości stojące przed graczem. W przeciwieństwie do współczesnych gier cRPG, te nie są mu podane na tacy, z ogromnym szyldem „tutaj możesz podjąć ważną decyzję”. Są intuicyjne, stawiając na naturę gracza, jego podejście oraz charakter. Kapitalna możliwość, której próżno szukać wśród współczesnych produkcji.
Weźmy dla przykładu konkretną scenę z gry. Wchodząc w skórę jednego z pięciu bohaterów, przenosimy się do rzeczywistości łudząco przypominającej obóz zagłady w Auschwitz. Wcielając się w partnera doktora Mengele, stoimy przed stołem operacyjnym, na którym leży małe, bezbronne dziecko. Aby nie dać się zdemaskować, musimy przeprowadzić operację, polegającą na trwałym okaleczeniu niewinnej istoty. Gracz może tego dokonać, twórcy w żaden sposób nie ograniczają bestialskiego procederu. Jest jednak druga ścieżka, która nie zostaje bezpośrednio zasygnalizowana – miast ciąć skalpem ofiarę, możemy użyć chirurgicznego ostrza przeciwko obecnemu na sali doktorowi, zmieniając scenariusz.
Tego typu „niewidocznych” decyzji jest bardzo wiele i to one mają największy wpływ na rozgrywkę. Poziom zepsucia, kosmetycznie zobrazowany za pomocą awatara prowadzonej przez siebie postaci, ma kluczowe znaczenie dla zakończenia. Tych z kolei jest bardzo wiele, lecz w świecie Harlana każde z nich jest smutne i przygnębiające. Nawet ta najbardziej pozytywna animacja końcowa daje jedynie światełko nadziei w mroku, jaki zapanował od czasów władania komputera AM.
Świat skrojony na miarę fanów Gigera
Mrok. Ciemność. Powyginane kształty i zdeformowane sylwetki. Każda z pięciu lokacji, przypadających na pięciu głównych bohaterów, jest zupełnie inna, lecz łączy je oryginalna, artystyczna wizja. Nawet pomimo zacofanej grafiki, I Want Scream and I Have No Mouth ucieszy oko każdego fana Obcego czy twórczości Hansa Rudolfa Gigera. Oryginalność lokacji robi wrażenie nawet dzisiaj, niezależnie od tego, czy wędrowałem po starym zamczysku, czy metropolii przyszłości.
Bohaterowie, dialogi – to jedna z głównych sił I Have No Mouth
W 18 lat od premiery gry wciąż byłem pod wrażeniem głębi stojącej za bohaterami. Każdy z nich ma swoje skazy, swoje demony z „wolnej” przeszłości oraz lęki i marzenia. Twórcy wszystko to zmieścili w około 10-godzinną rozgrywkę, sprawiając, że zlepki pikseli, niczym za dotknięciem magicznej różdżki, stają się znacznie bardziej żywe niż duża część ze współczesnych protagonistów w grach komputerowych.
Ogromna w tym zasługa fenomenalnego udźwiękowienia wirtualnych tworów. Na pochwałę zasługują również dialogi – żywe, naturalne, bez sztuczności i patosu. Na pewno miała na to wpływ współpraca The Dreamer Guild z Harlanem Ellisonem. Pisarz nie tylko stworzył część linii dialogowych na potrzeby gry, ale również podkładał głos pod bezlitosny, sadystyczny superkomputer. I Have No Mouth and I Must Scream jest więc na wpół dziełem producentów, a na wpół samego pisarza, przenoszącego swoją powieść do świata MS-DOS.
I Have No Mouth and I Must Scream – można w to zagrać dzisiaj?
Można. Nawet trzeba, jeśli interesują Cię tego typu oryginalne produkcje, być może słusznie zapomniane przez historię gier. Grafika jest tutaj tylko dodatkiem do mrocznego świata, kontrowersyjnej zawartości, żywych bohaterów, świetnego udźwiękowienia oraz moralności samego gracza.
Jestem właśnie po kolejnej sesji z grą. Ta od 1995 roku nie zestarzała się ani trochę. Zanurzając się w bezlitosny świat, warstwa wizualna nie była w stanie oderwać mnie od wydarzeń na ekranie. Niepokojąca wizja roztoczona przez The Dreamers Guild jest wartością samą w sobie, choć oczywiście nie każdemu może ona przypaść do gustu. Mimo tego, z I Have No Mouth and I Must Scream polecam się zapoznać. Jest ku temu dobra okazja, ponieważ gra została dostosowana do najnowszych systemów operacyjnych, dzięki magikom z Good Old Games.