Nintendo cofa się na własne życzenie. Twórcy Wii U znają potrzeby graczy, ale mają je w nosie
Inaczej nie da się określić ich podejścia do wiernych fanów, którzy zasypują Wielkie N prośbami o udoskonalenie usług powiązanych z konsolami japońskich twórców.
Wszystko rozchodzi się o unifikację kont przypisanych do Wii, Wii U oraz handhleda 3DS. Za wzór takiego spójnego ekosystemu może stanowić Sony. Niezależnie czy posiadasz PlayStation Vitę, PlayStation 3 bądź już niebawem nabędziesz PlayStation 4 – wszystkie urządzenia połączy to samo konto użytkownika w PS Network. Dla gracza wiąże się z tym wiele dobrego.
Dla przykładu podajmy dobrodziejstwa płynące z PlayStation Plus. Jeśli klient Sony zdecyduje się na płacenie rocznego abonamentu, w wysokości około 195 złotych, ten nie tylko może cieszyć się usługami sieciowymi, ale również darmowymi grami „na wypożyczenie”. Co miesiąc, posiadacz PS+ „dostaje” od Sony możliwość pobrania po dwie gry na Vitę, PS3 oraz PS4, co daje łącznie 6 pozycji do ogrania w ciągu miesiąca. Rewelacyjna możliwość, którą nieumiejętnie stara się kopiować Microsoft ze swoim „Games with Gold”.
Nie tylko Sony, ale również gigant z Redmond idzie w unifikację kont. Windows Phone, Windows 8 czy konsola Xbox 360 oraz Xbox One – wszystkie te urządzenia wspierają to samo konto Live, oferując szereg udogodnień. W związku z tym wydaje się logiczne, aby pozostały z trójki największych graczy szedł dokładnie tym samym śladem, prawda? Nie prawda. Chociaż Nintendo jest świadome, że właśnie taka jest wola ich klientów, zdaje się mieć to w nosie, jasno trwając przy swoim.
Wielkie N również ma swoje cyfrowe usługi oraz platformę cyfrowej dystrybucji – eShop. Mimo tego, posiadacze Wii, handhelda 3DS oraz konsoli stacjonarnej Wii U są od siebie oddzieleni, posiadając konta, których nie można unifikować. Z tego powodu, nawet korzystając z obecnych w Polsce kart z doładowaniami, nie możemy korzystać z tych funduszy z myślą o wszystkich posiadanych przez siebie sprzętach Nintendo. Wii, 3DS czy też Wii U – każde konto posiada oddzielne saldo, co za tym idzie, posiadacz wszystkich tych konsol musi dokonywać przemyślanych zakupów, bez możliwości transferu środków czy zakupu gry na Wii U z poziomu konta stworzonego za pomocą 3DS. Męczące, problematyczne, niepotrzebne.
Co oczywiste, nie każdemu wielbicielowi Nintendo takie rozwiązanie przypadło to do gustu, o czym nieustannie informują Japończyków i o czym Japończycy doskonale wiedzą. Nawet mimo tego, nie zanosi się na żadne zmiany. Dan Adelman, człowiek stojący za amerykańskim oddziałem Nintendo, dał to jasno do zrozumienia podczas wywiadu dla portalu Destruktoid:
Kolejny strzał w stopę Nintendo? Nie od dzisiaj wiadomo, że Wii U znajduje się w bardzo ciężkiej pozycji, w rok po swojej premierze będąc daleko w tyle zarówno w stosunku do handhelda 3DS, jak również poprzedniej stacjonarnej konsoli. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest biblioteka gier. Z tego punktu widzenia dbanie o producentów wydaje się być odpowiednią drogą. Powstaje jednak pytanie czy warto przedkładać twórców nad lojalnych klientów?
Cała ta sytuacja po raz kolejny uwypukla, jak bardzo w tyle jest Nintendo, jeżeli chodzi o usługi sieciowe. Zacofany technologicznie sprzęt nigdy nie był dla Wielkiego N dużym problemem. Japończycy nadrabiali to świetnymi produkcjami, kapitalnymi patentami na rozgrywkę oraz oddaną społecznością. Powiększający się dystans na polu usług sieciowych to jednak zupełnie inna para kaloszy. Dzisiejsi gracze coraz silniej osadzają się w cyfrowym środowisku, korzystając z platform cyfrowej dystrybucji oraz przenosząc treści z dysków twardych i fizycznych nośników do chmury.
Wskazuje to przykład samego Nintendo – do tego momentu aż 80 procent Wii U zostało podłączonych do Internetu. Tam z kolei ich użytkowników czekają archaiczne rozwiązania, które były przestarzałe jeszcze nim nawet Wii U pojawiło się na rynku. Z sieciowych możliwości Nintendo zdaje się być zadowolona jedynie sama firma, wciąż żyjąc w przeświadczeniu o odpowiednio obranym kierunku, nawet pomimo fatalnych wyników finansowych. Jeśli japoński moloch nie zmieni swojego podejścia i nie stanie się znacznie bardziej wrażliwy na potrzeby swoich graczy, będzie jedynie gorzej.