Dziwny to rok dla producentów smartfonów. Wszyscy spadają
W siódmym roku po wybuchu wielkiej rewolucji mobilnej na rynku technologii komputerowych związanej z pojawieniem się pierwszego iPhone'a, rynek powinien być dziś w szczytowym momencie rozwoju. I w zasadzie jest jeśli chodzi o sprzedaż urządzeń mobilnych, głównie smartfonów i tabletów. Jednak w zadziwiający sposób okazuje się, że wszyscy bez wyjątku gracze mają problemy, a giełda obiera ich jako mało perspektywicznych.
Siedem ostatnich lat totalnie wywróciło dotychczasowe fundamenty rynkowe. Microsoft wraz z Intelem stracili swoją wybitnie dominującą pozycję, która pozwalała im na beztroską rynkową arogancję. Do głosu doszli nowi gracze, którzy zakorzenieni są w technologiach mobilnych, jak chociażby ARM i Qualcomm, którzy hegemonizują rynek smartfonów w podobny sposób jak wcześniej Intel rynek PC. Android od Google'a przejął pozycję najpopularniejszego systemu operacyjnego na świecie, napędzającego urządzenia (niekoniecznie klasycznie komputerowego) podłączone do sieci, a Apple z jednej strony dominuje marketingowe postrzeganie branży, a z drugiej wiedzie prym na rynku cyfrowej rozrywki.
Rynek OEM-ów, czyli producentów sprzętu, szybko się ukształtował w nieco podobny sposób co wcześniej rynek komputerów PC. Mamy lidera premium, który może nie zalewa rynek liczbą sprzedanych urządzeń, ale za to zbiera z rynku najwięcej pieniędzy. Mamy lidera ilościowego, który eksploruje każdą możliwą niszę zwiększając nie tylko fizyczną sprzedaż, ale także ekspozycję swojego towaru na półce sklepowej. Mamy groźnych i nieobliczalnych graczy z Chin, którzy jeszcze nie do końca czują zachodni marketing, ale są świadomi swojego zasięgowego potencjału. Mamy także starych liderów, którzy próbują wrócić do gry.
Czyli de facto mamy ukształtowany obraz rynku, który jest przecież w naturalnym cyklu piekielnie szybkiego wzrostu. Tymczasem jeśli spojrzymy na to, jak giełda odbiera branżę mobilną, to jest źle. I każdy ma jakieś problemy, które nie pozwalają mu zyskać przychylności inwestorów.
Mamy Samsunga, który na fali nieco niedowiezionej sprzedaży Galaxy S4 traci w ostatnim miesiącu ponad 10% swojej wartości. Mamy Apple'a, który testuje roczne minima od dawna i nawet zapowiedzi nowych systemów operacyjnych, w tym gruntownie odświeżonego iOS, nie są w stanie przywrócić niedawny blask. Inwestorzy nie odbierają dziś Apple'a jako innowacyjnej spółki z wielkimi perspektywami.
Mamy BlackBerry, Nokię i HTC, którzy zmagają się z kolosalnymi problemami i praktycznie każdy kwartał z wynikami finansowymi może przesądzić o być albo nie być byłych, wielkich liderów branży mobilnej. Podobnie jest zresztą w przypadku LG, dla którego biznes mobilny wciąż jest nierentowny. I tylko nie do końca wiadomo jaki jest klimat wokół chińskich liderów ZTE i Huawei, ale na razie nikt nie traktuje ich jako liderujących podmiotów pod względem innowacji, więc się de facto nie liczą.
Skąd ten pesymizm w branży? Czy to wciąż skutki globalnego kryzysu ekonomicznego, z którym świat zmaga się od dobrych kilku lat, a końca nie widać? Czy to może brak innowacyjności skutkujący wyścigiem na liczbę rdzeni i ilość pamięci RAM w smartfonie? Czy może jednak przeszacowanie skutków mobilnej rewolucji z 2007 r.?
Naprawdę nie wiadomo. W normalnej sytuacji większość aktualnych liderów rynku testowałoby swoje historyczne wyżyny.