Chromecast od Google'a - czy to właśnie na TO czekaliśmy? Na to wygląda
Bez nowego pudełka w szafce rtv, bez pilota, bez nakładek sprzętowych na urządzenia mobilne, bez specjalnych aplikacji - tak Google wymyślił sobie nowe GoogleTV, które teraz nazywa się Chromecast. Ze wszystkich dotychczasowych pomysłów na mobilne wideo na ekranie telewizora, to na dziś wydaje mi się najlepsze. Oby szybko weszło to Polski, bo na razie jak zwykle nas pomijają w planach.
Apple pozwala przerzucać gestem wideo z iPhone'a, iPada lub iPoda touch na telewizor. Samsung ma podobną technologię zarezerwowaną dla urządzeń własnej produkcji. Podobnie jest z rozwiązaniami LG i innych technologicznych firm. Tymczasem Google pozwala na coś więcej - na podłączenie do usługi zarówno iPhone'a, smartfonu z Androidem, jak i praktycznie dowolnego tabletu oraz komputera, na którym da się zainstalować przeglądarkę Chrome. Wygląda na to, że to pierwsze tak uniwersalne urządzenie na rynku. Dzięki temu może się przyjąć.
Chromecast to też hardware. Wygląda jak przenośny dysk flash typu pendrive, którego wpinamy do wejścia HDMI telewizora i zapominamy. Reszta dokonuje się automagicznie - wszystkie urządzenia podłączone do naszej lokalnej sieci WiFi spełniające wymogi Chromecast będą wiedziały, że mogą rzucać obraz wideo na telewizor.
Co można streamować? Wszystko z YouTube'a, Netflixa (wciąż nieobecny w Polsce), Google Play wideo (również brak tej oferty w Polsce), a także dowolną treść wideo z poziomu karty przeglądarki Chrome. W planach jest także muzyka z usługi Pandora oraz wszystkich innych aplikacji, które zapragną zintegrować się z Chromecast. Działa to w ten sposób, że gdy dana aplikacja rozpozna, że jest w zasięgu Chromecasta, to pokaże odpowiedni przycisk w panelu nawigacyjnym, którym przerzucimy obraz na duży ekran telewizora. Nic więcej nie trzeba będzie instalować, czy aktywować.
Niewątpliwą zaletą rozwiązania jest pełna synchronizacja i co najważniejsze - działa ona niezależnie od platformy. Możemy rozpocząć oglądanie odcinka ulubionego serialu na iPhonie rzucając obraz na telefon, a następnie kontynuować z poziomu nawigacji tabletu z Androidem, czy komputera PC z przeglądarką Chrome w miejscu, w którym zakończyliśmy oglądanie na urządzeniu Apple'a. To pierwsze tego typu rozwiązanie w praktyce. Podobne rozwiązanie pokazywał Qualcomm na ostatnich targach MWC w Barcelonie (technologia AllJoin), ale był to jedynie koncept; Chromecast debiutuje na rynku już dziś.
Debiutuje najpierw w Stanach oczywiście, w dobrej cenie 35 dol. Kiedy będzie w Polsce - tego nie wiadomo, a szkoda, bo urządzenie i technologia wyglądają na bardzo obiecujące, nawet mimo braku podstawowych usług, które obsługuje.
Nie ukrywam - Chromecast podoba mi się i całkiem mnie intryguje. Google jako pierwszy podmiot na rynku zdecydował się na zaimplementowanie rozwiązania nie związanego jedynie z pełnym ekosystemem jednej platformy mobilnej. Oczywiście Google'owi łatwiej to zrobić, bo przecież kontroluje chociażby YouTube'a, który działa i wygląda wszędzie tak samo. W dobie szczelnego zamykania platform na urządzenia nawet nie tyle z jednego ekosystemu mobilnego, co od jednego producenta, takie rozwiązanie jest po prostu bardzo wygodne.
Dlaczego niby mam się zastanawiać nad tym, czy dane mobilne wideo będę mógł obejrzeć na dużym ekranie telewizora tylko ze względu na to z jakiego urządzenia chcę go streamować? Im mniej ograniczeń, im prościej - tym większe szanse na to, by usługa/produkt się przyjęły.
Chromecast na pewno ma spore na to szanse.