Androidowi piraci tracą najpopularniejszą wymówkę, ale to i tak nic nie zmieni
Wielu androidowych piratów tłumaczy swoje występki brakiem karty kredytowej, co uniemożliwia im legalne nabywanie treści w sklepie Google Play. Jednak wszystko wskazuje na to, że już niebawem wymóg ten zostanie zniesiony.
Gdy w Sieci natrafiłem po raz pierwszy na podobne tłumaczenia androidowych piratów nie do końca w nie wierzyłem. Jednak po chwili rozeznania w temacie zauważyłem, że spore grono posiadaczy smartfonów to młodzież, która nie posiada kont w bankach. Do tego dochodzi druga grupa użytkowników, którzy mają konto, ale mają stare karty, które nie pozwalają na wykonywanie płatności internetowych. Na końcu są jeszcze pechowcy, którzy z niewiadomych przyczyn nie mogą powiązać karty ze swojego banku ze sklepem Google Play.
O tym jak poważny jest problem piractwa na Androidzie pisaliśmy wiele razy, m.in. w kontekście aplikacji Falcon Pro czy też gry Dead Trigger. Niestety często dochodzi to takich przypadków, że liczba pirackich kopi przekracza liczbę sprzedanych oryginałów kilkudziesięciokrotnie.
Google reaguje na zapotrzebowanie, które pojawiło się na rynku. W kolejnych krajach, w których karty kredytowe nie są czymś powszechnie stosowanym umożliwia zakup cyfrowych treści w sklepie Play poprzez dopisanie odpowiedniej kwoty do rachunku telefonicznego.
To wygodne rozwiązanie, które zagości właśnie w kolejnych krajach. Nowe kraje na liście Google to Szwecja, Irlandia, Włochy oraz Hong Kong. Poniżej znajduje się pełna lista lokalizacji i operatorów, u których zapłacimy za tytuły z e sklepu Google przy pomocy rachunku za usługi telekomunikacyjne.
Obawiam się, że ten ruch Google - mimo iż jest ważny i znaczący - to niewiele zmieni w kwestii skali piractwa na Androidzie.
O tym z jaką plagą walczą programiści udowadniają statystyki jednej z polskich gier opublikowane na Antywebie. Twórca gry Xelorians przyznał, że na 100 sztuk legalnie nabytej licencji przypadły 24 tysiące nielegalnych kopi. I nie mówimy tu o piraceniu gry za kilkadziesiąt złotych - co w sumie nie powinno robić większej różnicy - a o tytule ze 3,94 zł.
Powszechnym zjawiskiem jest sytuacja, w której osoby kupują grę, pobierają ją na urządzanie, następnie zgrywają wszystkie pliki z gry na zewnętrzną pamięć i dokonują zwrotu w sklepie Google Play. Sklep pozwala zwrócić aplikację do 15 min od momentu, gdy ta skończyła się pobierać.
To pokazuje, że sporą grupę piratów mogą stanowić użytkownicy, którzy mają karty pozwalające na realizowanie zakupów w Google Play. Mimo tego postanawiają oni kraść aplikacje warte kilka złotych.
Najgorsze jest to, że ze względu na otwartość Androida z tym procederem nie da się walczyć i nie ma szans na wygraną. Na każde zabezpieczenie znajdzie się metoda, która pozwoli je obejść. To właśnie przez piractwo Android często jest traktowany jako system drugiej kategorii i mimo znaczącej przewagi liczebnej na rynku przed iUrządzeniami, programiści w pieszej kolejności tworzą aplikacje na urządzenia Apple.
Obawiam się jeszcze jednego. Że plaga piractwa zniechęci twórców gier i programów do Androida tak bardzo, że Windows Phone i BlackBerry 10 prześcigną go szybciej niż możemy się spodziewać. I dojdzie do sytuacji, której w tym momencie do siebie nie dopuszczamy, czyli do chwili, kiedy będziemy mogli powiedzieć, że to na Androida nie ma żadnych dobrych aplikacji i gier.
Pozostaną tylko darmowe tytuły z reklamami o ile i ta forma nie okaże się nieopłacalna, poprzez popularne u piratów "ad-blocki".