Spotify Spotify'em, ale nie zapominajmy o Deezerze
Z wielkim entuzjazmem internauci i spora część redakcji przyjęła premierę Spotify. Jak sieć długa i szeroka pojawiały się opinie o tym jak innowacyjne jest to rozwiązanie, a czytelnicy nie szczędzili komentarzy pełnych zachwytów. Myślę, że zasłużonych, ale nie zapominajmy o Deezerze!
Nie wiem czy siła marki jest tak duża czy Spotify swoje wejście do Polski od strony marketingowej rozegrało niczym najlepszy szachista, ale wszystkie portale technologiczne, jak również te zupełnie tradycyjne, przez kilkanaście godzin trzymały charakterystyczne zielone logo w widocznych miejscach zwiastując początek legalnej muzyki w Polsce.
To wszystko prawda i wejście Spotify to wspaniałe i wielkie wydarzenie. Nie przypominam sobie jednak, by obecny od niemal roku Deezer czy niesiony nieco na plecach Play WiMP miały kiedykolwiek szansę zajawić się opinii publicznej w równie doskonały sposób. A przecież to dokładnie ten sam mechanizm - kilkanaście złotych w zamian za gigantyczną bazę utworów. Dlatego stanowczo protestuję przed wykrzykiwaniem pod adresem Spotify haseł o rewolucji.
Będę bronił pozycji Deezera w tej dyskusji, ponieważ przez kilka ostatnich miesięcy serwis nie zawiódł mnie ani razu, a wszelkie wątpliwości obsługa klienta (jeszcze bardzo zagraniczna) rozwiewała w tempie bardziej ekspresowym niż otwarcie nowej puszki Coli. Muzyczne katalogi Deezera i Spotify są - pomimo medialnego hype'u - porównywalne. Jakiś czas temu pisałem, że cdp.pl, muve.pl i inni od gier będą mieli katalog tych samych gier i rywalizacja będzie polegała na walce o "exclusive'y".
W przypadku branży muzycznej chodzi oczywiście o to samo. Podejrzewam, że kilkanaście milionów utworów w bazie obu czołowych serwisów jest dokładnie takie samo. Spotify nie przeszło niestety mojej próby "Thunderstruck" (piosenki, której najbardziej brakuje mi na Deezerze), dokładnie tak samo rozczarowałem się w obu przypadkach przy Red Hot Chilli Peppers. Liczyłem chociaż, że Spotify zaserwuje stare płyty Pezeta, ale najwyraźniej nie sposób jest się w tej materii umówić z Pezetem, Noonem czy wytwórnią odpowiedzialną za tę klasykę polskiego rapu. W kwestiach muzycznych - remis ze wskazaniem uzależnionym od preferencji.
Nie jest sztuką dogadać się z Sony BMG. Zarówno Deezer, jak i Spotify, mają już swoich ludzi w Polsce, w związku z czym powinni przez tydzień stać pod trzepakiem, aż dogadają się z małą wytwórnią hip-hopową T1-Teraz i to właśnie jest sztuka robienia najlepszego serwisu ze streamingiem muzyki na świecie, a nie to, że ktoś się będzie przepychał na to, kto ma więcej fanów w Egipcie, a kto ustawił sobie większy obrazek w tle rejestrowania kont.
Fani Spotify zachwycają się możliwością pobrania osobnej aplikacji na dysk, co ma zaletę przy administrowani mp3-kami znajdującymi się w obrębie naszego własnego komputera. Dla mnie jednak podstawowymi modelami dostępu są aplikacje mobilne (w tym miejscu spore wskazanie na Deezera - za stabilność i chyba trochę lepiej przemyślane opcje, w tym automatyczne połączenie z kontem last.fm) i strona www - w tym przypadku zdecydowany i zacięty remis.
Nie da rady powiedzieć obiektywnie czy lepszy jest Deezer czy - jednak - Spotfiy - i wbrew pozorom ta nijaka konkluzja jest ideą całego artykułu. Spotify w dniu premiery obwołano zbawicielem polskiej sceny streamingu muzycznego, rewolucją. Prawda jest jednak taka, że dostaliśmy jedynie znakomite "nic nowego".
Ps. Ważną informacją dla fanów last.fm jest (jak choćby ja) to, że Spotfy zdaje się lepiej rozumieć z ideą tego serwisu i nie scrobbluje utworów od razu po odpaleniu, tylko po upłynięciu słusznego czasu dla każdej piosenki.
P.S. Słowo to znajduje się na samym początku piątego akapitu wczorajszego wpisu zapowiadającego konkurs. W nim też znajdziecie zasady tego konkursu. W ramach podpowiedzi dodam, że dzisiejszy element hasła ma trzy litery ; ). Tak, pogrubiony wstęp traktujemy jako akapit. Nie, notki wprowadzającej o firmie D-Link nie traktujemy jak akapit.