Oddajmy staremu Facebookowi z Androida co cesarskie
Prawdziwej rewolucji doczekała się aplikacja największego serwisu społecznościowego świata na Androidach. Aplikacja, która - zaryzykuję stwierdzenie - jest najpopularniejszą mobilną aplikacją świata, więc miejcie proszę świadomość, że dywagujemy bardziej o losach technologicznego świata, niż o pierdółce z telefonów komórkowych.
Dużo prawdy i mądrych wniosków na temat nowej aplikacji dla Facebooka napisali wczoraj wieczorem Ewa i Piotrek. Upodobnienie jej do tej iPhone'owskiej to zabieg dobry zarówno ze strony wizerunkowej (serwis powinien wyglądać w miarę podobnie na wszystkich urządzeniach), jak i technologicznej. Sam Facebook nie rezygnowałby zresztą z HTML5, gdyby nie wierzył w prawdziwość swojego rozwiązania. Ponieważ prawdopodobnie już nigdy w historii nie będziemy wracać myślami do starej aplikacji Facebooka i jej rozwiązań, chciałem w odniesieniu do tekstu koleżanki i kolegi, powalczyć nieco o wizerunkową sprawiedliwość.
Czasem jest tak, że jeśli coś jest przez długi czas bardzo kiepskie i nagle stanie się naprawdę dobre, to i tak pozostajemy względem tego sceptyczni. Ja to rozumiem. Wiele wody w Wiśle upłynie zanim zdecyduję się na kupienie laptopa od Acera, choć od lat zbierają bardzo pozytywne recenzje. Myślę, że w podobny sceptycyzm względem aplikacji Facebooka wpadli moi redakcyjni koledzy, niektórzy czytelnicy i wielu użytkowników.
Aplikacja Facebooka stworzona w technologii HTML5 przez kilka lat była spektakularną klapą. Niezależnie od tego czy korzystała z internetu za pośrednictwem WiFI, czy też próbując odebrać nieporadne jeszcze sygnały rodzimych operatorów, odświeżanie i jakiekolwiek próby komunikacji kończyły się katastrofą, okienkiem doczytywania i ostatecznym komunikacie o problemach z łącznością wreszcie. O tym wszystkim opowiada Ewa i ma rację.
Rzecz w tym, że od jakiegoś czasu - mniej więcej piętnastu miesięcy - kolejne aktualizacje, drogą stopniowej ewolucji, doprowadziły do naprawdę porządnej aplikacji Facebooka na Androidzie. Program dalej miał swoje przywary, ale liczne eksperymenty z odświeżaniem, systemem powiadomień, wydzielaniem i ponownym wcielaniem Messengera zaowocowały naprawdę solidną platformą, która co do zasady nie zawodziła ani w warunkach domowych, ani w terenie.
Facebook ten wizualnie w zasadzie nie odbiegał od tego znanego posiadaczom iPhone'ów, różniły się wyłącznie jego wnętrzności. To już nie była ta aspołeczna kobyła, która kilkoma ikonkami na stronie głównej niemalże groziła nam mniej więcej do połowy 2011 roku.
Kiedy bawię się nowym Facebookiem i wspominam te ostatnie wydania z Androida, szczerze mówiąc nie dostrzegam większych zmian. W pewnych miejscach aplikacja działa płynniej, w kilku (szczególnie na internecie czysto mobilnym) potrafi doczytywać się chyba nawet troszkę dłużej. Nie dostrzegłem też rewolucji w systemie powiadomień, push-upów czy wreszcie czatu.
Po co to wszystko piszę? Ponieważ jeśli Facebook ostatecznie zdecydował się na stworzenie natywnej aplikacji, oznacza to, że taka droga po prostu musiała być lepsza. Wbrew jednak powszechnej i ucieranej od lat negatywnej opinii o androidowej wersji aplikacji, pod koniec swojej działalności spisywała się ona naprawdę przyzwoicie. Do samego końca była rozwijana i ulepszana. Taką ją zapamiętajmy.