Microsoft zmienia zasady prywatności na takie same, za które Google był atakowany i nikogo to nie obchodzi
Pamiętacie zmiany regulaminu Google'a, które odbiły się szerokim echem, spotkały z ostrą krytyką i spowodowały, że część użytkowników nawet rezygnowała z usług Google'a, często na rzecz Microsoftu? Jak reagujemy teraz, gdy Microsoft robi to samo, tylko mniej przyjaźnie? Wszyscy jesteśmy hipokrytami, choćby z jednego ważnego powodu: gdy Google unifikował regulaminy, komentowaliśmy, interesowaliśmy się, krytykowaliśmy, analizowaliśmy. Wszystko, by rozjaśnić wątpliwości lub wytknąć wady. Gdy Microsoft zmienia regulamin, wygląda na to, że wszyscy mamy to w nosie.
Dzięki dziennikarzom takim, jak Danny Sullivan (polecam! "insider" wyszukiwarek i usług), którzy zauważają zmiany w regulaminach Microsoftu, sami możemy przekonać się jak bardzo mocno skupiamy się na Google'u, jeśli chodzi o zagrożenia prywatności (pewnie na Apple'u też), a ignorujemy to, co zmienia się w Microsoftcie. W swoim tekście "Microsoft zmienia zasady prywatności na takie same, za które Google został zaatakowany; nikogo zdaje się to nie obchodzić" Sullivan zauważa, że Microsoft dał sobie samemu przyzwolenie na wykorzystywanie naszych danych i treści w sposób, jaki mu się tylko podoba, że obietnice niewykorzystywania i nieupubliczniania naszych danych, czy nieużywania treści ze SkyDrive'a do targetowania reklam, są raczej na słowo honoru. "Uwierzcie nam, nie będziemy grzebać w plikach ze SkyDrive'a czy mailach z Outlooka, żeby dopasować reklamy, ale możemy współdzielić dane pomiędzy poszczególnymi usługami, więc... uwierzcie nam, nie będziemy".
Microsoftowi należy się jeszcze jedna fala krytyki, bo w porównaniu do zmian regulaminów Google'a, nowe regulaminy Microsoftu są mocno skomplikowane, a sposób ich komunikacji jest kiepski. Google w marcu, oprócz rozesłania wiadomości e-mail, wyświetlał pop-upy na każdej stronie swoich usług informujące o zmianie regulaminów. Microsoft wysłał wiadomość. Jedną.
Poza tym Microsoft twierdzi, że:
- jednak czytając nowe postanowienia, po szczegółowe informacje odsyłana jestem do stron wyglądających tak:
Jak zauważył Danny Sullivan, Microsoft robi dokładnie to samo, co Google, ale w sposób o wiele mniej przyjazny. Czy zdanie:
- jest przyjazne? Nie można było napisać, że "wyjaśniamy, jak wykorzystujemy Twoje materiały i dane do ulepszania naszych usług, doskonalenia ich, łatwiejszego poruszania się między nimi integracji?".
Zacytuję Google'a:
Prościej, prawda? Zresztą, porównajcie sobie sami - tutaj znajduje się odnośnik do nowego regulaminu przesłany przez Microsoft, tutaj zasady Google'a. Teraz spróbujcie znaleźć szczegóły tego, jak obie firmy wykorzystują Wasze dane, razem z przykładami, i znajdźcie jasne wytłumaczenie do czego będą one wykorzystywane, dlaczego po co i w jaki sposób.
Google wprowadził nowe zasady w zrozumiały sposób - spisane zostały przystępnym językiem i są dostępne w ramach jednej strony. Spotkał się jednak z miażdżącą krytyką, bo w końcu użytkownicy zrozumieli, na co się zgadzają. Microsoft wprowadza zmiany, ale jest to nieporównywalnie mniej przyjazne. Nie mam pretensji do zmiany i unifikacji regulaminów i zapisów o współdzieleniu danych i treści w ramach usług jednej firmy - w czasach chmury to konieczność i musimy przyznać takie kompetencje dostawcom, żeby ci mogli zaoferować nam możliwość np. wysyłania pliku z dysku chmurowego bezpośrednio mailem lub publikacji pliku z chmury w serwisach społecznościowych. To dla nas wygoda, ale firmy muszą mieć do tego naszą zgodę - do przetwarzania i modyfikowania naszych treści.
Wszyscy jesteśmy jednak hipokrytami: ja, bo zignorowałam i przegapiłam zmianę regulaminów Microsoftu; Microsoft, bo poinformował mnie o tym wiadomością wysłaną na Outlooka, chociaż tam zaglądam rzadko mimo, że aktywnie korzystam z innych usług giganta, m.in. SkyDrive, oraz ci wszyscy, którzy w lutym rzucili się aktywnie krytykować Google'a za zmianę regulaminów, a Microsoft zostawili w spokoju, bo nikt im nie wytłumaczył, co znaczą zmiany.
Tymczasem kilka podpunktów z nowego regulaminu Microsoftu brzmi dla mnie trochę niepokojąco:
Bardzo podobny fragment, jak z regulaminów Google'a - fragment, o który toczyła się największa wojna.
Punkt 2.2 nie zawiera podanego okresu - ten okres zawiera punkt 4.2.
Przejrzałam zasady Google'a. W poprzednich wersjach istniały w nich zapisy, że po określonej nieaktywności konto, np. GMailowe, może zostać usunięte lub stać się nieaktywne. W nowym regulaminie nie ma takiego zapisu, bo i faktycznie - jest on głupi. Większości z nas zdarza się powrót do jakichś usług nawet po roku, więc jeśli już usługodawca chce "czyścić" domeny i miejsce, to może ustalić ten okres na 1,5 roku, dwa lata? 270 dni to stosunkowo mało.
To tak w skrócie. Powtórzę swoje słowa: Warto pamiętać o rozsądku. Dzisiejszy świat oferuje nam wiele udogodnień, jednak nikt nie mówi, że trzeba z nich koniecznie korzystać. Warto być jednak konsekwentnym.