Z cyklu "Jak nie używać Social Media". Odcinek pierwszy, Agnieszka O
Już od dawna polska piłka nożna nie daje nam powodu do dumy. Jeśli świętem jest dostanie się polskiej drużyny do fazy grupowej Ligi Mistrzów (na które bezskutecznie czekamy od sezonu 1996/97), a nasza reprezentacja w rankingu FIFA znajduje się niżej niż drużyny Mali, Zambii oraz Gabonu. Nikt nie powinien się więc dziwić, że ani reprezentacja, ani Polski Związek Piłki Nożnej nie są dobrze postrzegane przez media i kibiców. W tym momencie do akcji powinien wkroczyć rzecznik PZPN i przy wsparciu specjalistów od wizerunku przekonać nas, że to tylko przejściowe problemy. Przyjrzyjmy się zatem poczynaniom Rzecznika Prasowego PZPNu, którym obecnie jest Pani Agnieszka O.
Osoby, które na co dzień interesują się piłką nożną zapewne dobrze znają Panią Agnieszkę. Zajmuje się ona reprezentowaniem w mediach Polskiego Związku Piłki Nożnej, co w mojej ocenie niespecjalnie dobrze jej wychodzi. Zamiast w sposób miły przekonywać prasę do swoich racji, utrudnia codzienną pracę nieprzychylnym PZPNowi dziennikarzom. Mam w tym momencie na myśli sytuację dziennikarzy Faktu, którym po publikacji nieprzychylnego tekstu jaki ukazał się na jego łamach, związek odmówił przyznania akredytacji prasowej na mecz Polska - Francja w ubiegłym roku. Podobnie sprawa ma się z innymi czołowymi mediami, takimi jak Gazeta Wyborcza i Weszło.
Tym razem Pani rzecznik po raz kolejny nie pokazała się od dobrej strony (mówiąc najdelikatniej), gdy Tomasz Zimoch napisał list otwarty do PZPN. Sprzeciwiał się on sytuacji, w której z 55 tysięcy wejściówek na mecz Polska-Anglia do sprzedaży trafiło tylko 30 tysięcy, w dodatku dało się je nabyć tylko za pośrednictwem Klubów Kibica, gdzie niezbędne jest wyrobienie dodatkowo płatnej karty członkowskiej. Z pełną treścią listu możecie się zapoznać na fanpage'u Tomasza Zimocha. Znajduje się on w poście opublikowanym 28 września.
Przepraszam za przydługi wstęp, ale był on niezbędny. Zobaczmy teraz, co Pani Agnieszka O. zrobiła z tą sytuacją. Zacznijmy wyliczankę. Najpierw określiła list Tomasza Zimocha jako “chamski”, a potem odpisała wszystkim osobom oburzonym jej postępowaniem. Nie będę opisywał jej wypowiedzi, przeczytajcie ja w oryginale:
Wychodzi na to, że nie każdy rzecznik przeszedł szkolenia z zasad korzystania z mediów społecznościowych. Przede wszystkim oburzające jest, iż Pani Agnieszka pisząc o sprawach zawodowych nie używa polskich znaków, nie przestrzega też jakichkolwiek zasad interpunkcji. Krótko mówiąc widać, że robi to niedbale i byle jak. Są to jednak tylko szczegóły, które w obecnej sytuacji nie są najważniejsze.
Jestem na nie wyczulony, ale rozumiem, że ktoś inny może nie zwracać na nie najmniejszej uwagi. Najgorsze jednak jest to, że jest głucha na jakąkolwiek krytykę. Zamiast przyznać się do błędu lub obrócić sprawę na własną korzyść, dała przykład ignorancji. Możliwe, że Pani Rzecznik miała gorszy dzień, wyczerpujący tydzień, czy też miesiąc wypełniony ponad miarę obowiązkami zawodowymi. Warto pamiętać, że funkcja jaką pełni zobowiązuje do pewnego rodzaju zachowań.
Gdy jest się "twarzą" danej firmy czy też organizacji, niestety trzeba być przygotowanym na falę krytyki, również tej odnoszącej się personalnie do własnej osoby. Oznacza to, że gotowość "bojowa" musi być podtrzymywana niemal przez 24 godziny na dobę. Zabrakło w tym przypadku chwili na ochłonięcie, szklanki zimnej wody, wyładowania nagromadzonych emocji np. przez uprawianie sportu. Nie będę tutaj wgłębiał się w te kwestie. Niemniej faktem jest, że w ten sposób reagując pokazała się jako osoba wyprowadzona z równowagi, nerwowo oskarżająca cały świat o obecny stan rzeczy, niedostrzegająca, iż błąd leży w zupełnie innym miejscu. Mówiąc dosadniej, swoją niekompetencją dzień po dniu niszczyła i tak zszargany wizerunek związku. Wymuszona rezygnacja ze stanowiska prezesa Laty sprawiła jednak, że obudziła się z pięknego snu i krzyknęła "Co poszło nie tak?!". Niestety jej odpowiedź na własne pytanie brzmi najprawdopodobniej "Nie wiem". To przykre.
Gdyby Pani Rzecznik była zainteresowana poprawą wizerunku swojego i swojego pracodawcy, to mam dla niej kilka rad. Na początek proponuję zacząć pisać po polsku, założyć sobie czysto służbowy profil na Facebooku z polskim imieniem (gdyż posługuje się anglojęzycznym Agnes), swój osobisty ukryć dla ludzi innych niż znajomi i posypać symbolicznie swoją głowę popiołem. Mogę powiedzieć to głośno i otwarcie. Nie reprezentuję prasy sportowej, więc nie boję się, że nie dostanę akredytacji na konferencje prasowe organizowane przez PZPN. Nadal uważam jednak, że oburzenie Pana Tomasza Zimocha było słuszne. Jest tajemnicą poliszynela, że PZPN potrzebuje ocieplenia swojego wizerunku zarówno w mediach jak też w opiniach kibiców, gdyż bez nich nie byłoby ani PZPNu, ani posady rzecznika prasowego. Uważam, że zamiast wychodzić z otwartymi rękami do mediów oraz kibiców Pani Rzecznik przyjęła pozycję obrońcy uciśnionej organizacji, której nienawidzi cały świat. Jest to posunięcie co najmniej głupie, skoro organizacja ta musi z całym światem (piłkarskim, ale światem) współpracować.
Drodzy czytelnicy Spider's Web, mam świadomość, iż nie jest to wpis którego tematyka dotyczy kwestii jakich się po mnie zapewne spodziewacie. Jednak, umiejętność posługiwania się mediami społecznościowymi jest obecnie jedną z rzeczy jaką należy posiadać, tym bardziej gdy sprawuje się tak doniosłą funkcję. Wielkie koncerny, które często są tematem naszych wpisów potrafią załatwiać takie sprawy w większości przypadków z dużym przymrużeniem oka, przysłowiowo grając swoim konkurentom na nosie. Gdy jednak miarka się przebierze, udają się do sądu, gdzie kulturalnie wyjaśniają sobie wszystkie kwestie. A nawet jeśli robią to niekulturalnie, to tak balansują na granicy etykiety, że ani sąd, ani druga strona nie może mieć zastrzeżeń do jakiegokolwiek zachowania.
Niestety w tym przypadku mam wrażenie, że mamy do czynienia z przykładem tego, jak nie należy postępować, zwłaszcza gdy na co dzień przebywa się w świetle fleszy aparatów oraz kamer stacji telewizyjnych. Bycie ładną kobietą nie wystarcza, by zacząć budować wizerunek podupadającej instytucji. Można jej przypudrować nosek, co jednak z tego, skoro przy każdym, nawet najmniejszym ruchu ten makijaż z niej odpada budząc coraz większą konsternację wszystkich obserwatorów. Tu konieczne jest przeprowadzenie gruntownych zmian, które przy obecnym składzie personalnym po prostu nie są możliwe.