O patentach – na poważnie
Blogowa forma pisania wymaga, aby dążyć do maksymalnego kondensowania myśli, które autor chce przekazać. Nie jest to zadanie łatwe, bo nadmierne upraszczanie może prowadzić do przekłamań, zwłaszcza, jeśli autor nie jest ekspertem w danej dziedzinie lub kieruje swoją wypowiedź do odbiorców nie będących takimi ekspertami. Chęć prostego i efektownego przedstawienia omawianej tematyki może w takich sytuacjach prowadzić na manowce. Przykładem takiego wpisu jest artykuł Dawida Kosińskiego (www.spidersweb.pl/2012/08/apple-vs-samsung-trzy-sady-trzy-wyroki-zupelnie-rozne.html), który sprowokował mnie do napisania poniższego tekstu.
Dyskusja o patentach, prowadzona na kanwie głośnego procesu Apple vs Samsung, przypomina mi to samo, co działo się wokół umowy ACTA: dużo słów, dużo ostrych opinii i formułowane tu i ówdzie postulaty zmiany prawa. Przykładem na daleko idące odejście od faktów jest stwierdzenie, że patentowanie wyglądu urządzeń jest pozbawione sensu. Ten mit, chyba najpowszechniejszy i przytoczony przed Dawida, często jest przywoływany w kontekście kształtu tabletu jako prostokąta z zaokrąglonymi rogami, co rzekomo miałoby być zastrzeżone wyłącznie dla Apple. Twierdzenie to jest mitem na dwóch płaszczyznach.
Pierwsza z nich to kwestia nazewnictwa: na terenie Unii Europejskiej (w tym Polski) kształty urządzenia nie mogą być chronione patentem, bo ten dotyczy tylko wynalazków. W USA natomiast patent może dotyczyć również kwestii wyglądu urządzenia (en.wikipedia.org/wiki/Design_patent), ale jest to odpowiednik europejskich praw ochronnych na wzór użytkowy lub przemysłowy, w Polsce regulowane przez ustawę – Prawo własności przemysłowej (isap.sejm.gov.pl/Download?id=WDU20010490508&type=3). Nie wydaje mi się celowe, aby udowadniać, że objęcie ochroną unikalnego wyglądu urządzeń jest sensowne, bo wzornictwo jest tym, co stanowi nierzadko przewagę konkurencyjną wielu producentów.
Drugi element tego mitu zawiera się w stwierdzeniu, że tylko Apple może produkować prostokątne tablety czy telefony z zaokrąglonymi rogami. Jeśli by uznać takie uproszczenie za prawdziwe, nie powinny dziwić takie obrazki jak ten (d24w6bsrhbeh9d.cloudfront.net/photo/5212640_700b.jpg), ale tak po prostu nie jest, co zresztą znajduje potwierdzenie w wyroku przeciwko Samsungowi, gdzie stwierdzono, że, po pierwsze, tylko część modeli narusza patenty wzornicze (a przecież każdy z telefonów będących przedmiotem sprawy jest w uproszczeniu zaokrąglonym prostokątem), a żaden tablet nie narusza patentów dotyczących iPada (www.theverge.com/2012/8/24/3266428/apple-samsung-verdict-trade-dress).
Aby wzornictwo mogło być objęte ochroną, musi mieć ono indywidualny, wyróżniający charakter. Ten stopień indywidualizacji jest określany, „jeśli całościowe wrażenie, jakie wywołuje na poinformowanym użytkowniku, różni się od wrażenia, jakie wywiera na tym użytkowniku” wzór wcześniej przedstawiony publicznie, choć niekoniecznie zarejestrowany (Rozporządzenie Rady (WE) nr 6/2002 z dnia 12 grudnia 2001 r. w sprawie wzorów wspólnotowych - eur-lex.europa.eu/LexUriServ/LexUriServ.do?uri=CONSLEG:2002R0006:20070101:PL:PDF).
Dużą różnicą między europejskim a amerykańskim systemem patentowym jest możliwość patentowania oprogramowania bądź jego elementów. W Europie ochrona oprogramowania jest realizowana na podstawie przepisów prawa autorskiego, gdyż program komputerowy został uznany za utwór. W USA istnieje możliwość patentowania rozwiązań software’owych, i to było jedną z podstaw wytoczenia przez Apple pozwu wobec koreańskiego konkurenta. W tym wypadku Samsung został uznany za winnego naruszenia patentów firmy z Cupertino, co również stało się przyczyną do tekstów o zabijaniu innowacyjności i konkurencyjności w drodze patentowania takich „oczywistych” rozwiązań jak slide-to-unlock czy pinch-to-zoom.
W tym miejscu muszę jednak bardzo wyraźnie podkreślić: opatentowanie np. slide-to-unlock (bit.ly/UfL10W) nie oznacza, że nikt poza Apple nie może wprowadzić rozwiązania polegającego na odblokowaniu ekranu za pomocą odpowiedniego gestu wykonywanego przez użytkownika na ekranie urządzenia. Patent dotyczy ściśle określanej formy realizacji takiej funkcji, dlatego Google jest w stanie stwierdzić, że „Apple claims a very specific software implementation, and the implementation is different in Jelly Bean” (o funkcji pinch-to-zoom - www.theverge.com/2012/8/30/3279628/apple-pinch-to-zoom-patent-myth). Stanowisko Google wyraźnie wskazuje, że patent na ściśle określoną funkcję urządzenia nie przekreśla możliwości wprowadzenia tego rozwiązania przez innych producentów, czy to na zasadzie licencji wydanej przez pomysłodawcę, czy za pomocą własnych, odmiennych rozwiązań. A to z kolei prowadzi do innowacyjności lub przynajmniej odróżnialności od konkurencji, o czym świadczy chociażby wygląd Androida w wersji Jelly Bean, nie do pomylenia np. z iOS.
Dużym problemem związanym ze sprawami takimi jak spór patentowy między Samsungiem a Apple jest to, że z jednej sprawy są to sprawy bardzo medialne (chociażby z uwagi na wysokość zasądzonego odszkodowania), z drugiej zaś dotyczą bardzo szczegółowych i czasami trudnych do uchwycenia szczegółów. Tym bardziej dziwi mnie, że Dawid Kosiński nie spróbował rzetelnie przedstawić przebiegu rozprawy (pisząc o odrzuceniu dowodów wniesionych przez Samsung, opisał to jako skutek upublicznienia tych dowodów, choć w rzeczywistości ich odrzucenie wynikało ze złożenia wniosków dowodowych po upływie wyznaczonego terminu).
Rozumiem też, że blogowa forma wpisu pozwala na trochę więcej swobody niż tradycyjnie pojmowane dziennikarstwo, a zatem można dać upust swoim emocjom czy subiektywnym odczuciom, ale traktowanie wyroku innego sądu (brytyjskiego) w podobnej sprawie jako „utarcie nosa” Apple za „patentowanie wszystkiego” (w tym rzeczonego prostokąta z zaokrąglonymi) rogami świadczy o fundamentalnym niezrozumieniu istoty sporu. Zresztą, Apple przecież nie jest jedyną firmą patentującą wzornictwo – nie spoglądając zbyt daleko, europejska Nokia zrobiła to dokładnie z nadchodzącymi modelami Phi oraz Arrow (www.theverge.com/2012/8/27/3272606/nokia-lumia-arrow-design-patent-windows-phone-8).
Jestem też ciekaw, jakie są podstawy pomysłu skrócenia okresu ochronnego (obecnie, zależnie od kraju i rodzaju ochrony – wahający się od 5 do 25 lat) do lat dwóch – czy jest to poparte jakimikolwiek przemyśleniami i analizami, czy dotyczy to tylko patentów na design urządzeń, czy może również na konkretne rozwiązania techniczne? Skoro Dawid pisze, że taki okres dwuletni okres „pozwoliłby wynalazcy zarobić odpowiednio dużo”, to chętnie bym poznał analizę ekonomiczną leżącą u podstaw takiego twierdzenia.
Ale wtedy wpis byłby dłuższy, wnioski mniej kontrowersyjne, a jeszcze trzeba by tekst opatrzyć linkami do przepisów prawa i wniosków patentowych, a wtedy nikt by tego nie przeczytał…