Upadły gatunek gier - bijatyki
Nie chodzi o to, że bijatyk dziś na sklepowych półkach nie ma. Otóż są, ale mam w pamięci jeszcze pierwszą połowę lat dziewięćdziesiątych, kiedy trudno było zdecydować w co będziemy się dzisiaj zagrywać, a od joysticków bolały ręce. Dziś bijatyki to produkt niszowy.
Mam w swojej kolekcji najnowsze Mortal Kombat, trudno by było odmówić, zwłaszcza, że jest naprawdę zawodowe i przypomina najstarsze, najbardziej uznane odsłony serii. Dla większości graczy jest to zresztą jedyna warta uwagi bijatyka, która się w ostatnich latach ukazała, a i tak dużo większą rolę w ich życiu odgrywa kolejny Battlefield czy Assassin's Creed.
Przeglądam sobie listę premier gier z gatunku "bijatyka" z ostatnich miesięcy: Skullgirls, Kung Fu Strike: The Warrior's Rise, Naruto Shippuden, Reality Fighters, Maestia - konia z rzędem temu, kto w ogóle słyszałem o tych produkcjach. Wśród nich nieco nieśmiało wybija się piąta odsłona Soulcalibur oraz Street Fighter x Tekken, jeśli jednak spojrzeć na wyniki sprzedaży, oceny i opinię graczy - jest to tylko odcinanie kuponów od dawnych marek.
Nie wiem czy na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy gatunek był u szczytu popularności, gier tego typu pojawiało się więcej. Z całą jednak pewnością potrafiły one przykuć do telewizora na dłużej. A wszystko za sprawą szczegółowego dopracowania, pomysłowości, innowacyjności i niesamowitej grywalności. Dziś bijatyki, na które ktoś w ogóle zwraca uwagę, to marki przeważnie odcinające kupony od sukcesu osiągniętego czasem nawet i dwadzieścia lat wcześniej. Poza grafiką nie zmienia się praktycznie nic, a jeśli już się zmienia - to na gorsze.
Pamiętam czasy International Karate, grało się w to znakomicie, prawdziwy rozkwit bijatyk przypadł na erę drugiego Street Fightera, która mniej więcej zbiegła się w czasie z epoką Mortal Kombat. Ponieważ w tamtym okresie niezwykle popularne były tak zwane salony gier, w każdym z nich można było spotkać przynajmniej po jednym automacie z wyżej wspomnianymi. Łatwo było je rozpoznać - przeważnie dookoła nich stał duży tłum młodszych i starszych dzieciaków aktywnie i głośno dopingujących akurat grającego.
Żeby nie było, że jestem gołosłowny - obie gry doczekały się filmów i to filmów ze znaną obsadą i sporą kampanią reklamową. O ile Street Fighter nie był najlepiej oceniany, Mortal Kombat przez długie lata uchodził za najlepszą ekranizację gry video. W obu przypadkach doczekaliśmy się fabuły stworzonej w oparciu o popularnych bohaterów, wiernie odwzorowane techniki walki i dużo smaczków. Wyobraźcie więc sobie jak popularny musiał być MK i SF, skoro trafiły na ekrany kin, co się grom nieczęsto zdarza (inna rzecz, że nie bez powodu, a wtedy twórcy filmów powodu tego jeszcze nie znali).
Zasadniczo więc uważam, że bijatyki upadły z trzech prostych powodów:
- przesadna wtórność twórców gier, kompletny brak oryginalności
- wyczerpanie formuły bijatyki jako pojedynku dwóch postaci w ograniczonej scenerii
- rozwój innych gier, a wraz z nimi trybów multiplayer, które zaprezentowały bardziej zróżnicowane możliwości rywalizacji dla kilku osób
Co poniekąd w smutny sposób ilustruje jak zmieniają się trendy i jak niestałe są sympatie graczy. Kto wie - być może za kilka lat w kategorii ekscentrycznego wspomnienia rozpamiętywać będziemy FPS-y? W każdym razie - RTS-y są na najlepszej drodze ku temu.