Kolejna część serii Red Dead jest tylko kwestią czasu
Nie wszyscy gracze wiedzą, że Red Dead Redemption nie było wcale pierwszą grą Rockstar Games opowiadającą o Dzikim Zachodzie. W 2004 jeszcze na konsole poprzedniej generacji ukazał się Red Dead Revolver, który oceny miał przeciętne i nie odbił się szerszym echem w branży gier, a już w Polsce jego popularność utrzymana była na poziomie pierwszego THPS. Ale geniusze z Rockstar wiedzieli swoje i tak powstała w 2010 roku genialna, świetna, wybitna Red Dead Redemption.
Mówienie o RDR "GTA na Dzikim Zachodzie" jest określeniem w dużej mierze trafnym, choć być może na skutek upływu czasu od premiery GTA IV, być może ze względu na narzekania fanów, nieco się w kwestii rozgrywki zmieniło. Zabawa na pewno stała się nieco prostsza dzięki zapisywaniu postępu przy wykonywaniu misji już w trakcie ich robienia, samo zaś sterowanie wierzchowcami było oczywiście łatwiejsze dzięki czemu mogliśmy uniknąć frustracji, kiedy nasz pojazd się rozbija w trakcie wypełniania trwającej od 1,5 godziny misji. Niestety, seria GTA dla osób takich jak ja, o cierpliwości pięciolatka, była prawdziwym utrapieniem. Nieco mniej wymagające Red Dead Redemption okazało się pod tym względem prawdziwym strzałem w dziesiątkę.
Niezależnie jednak od poziomu misji, Red Dead Redemption okazało się tworem na tyle trafnym i klimatycznym, że wielką przygodą i przyjemnością było samo przemierzanie niewielkiego wycinka Arizony. Ostatnio tak bezwiednie i delektując się krajobrazami przemierzałem klimatyczne Vice City. Tutaj produkcja utrzymana jest w mniej więcej tym samym poziomie, a ową tułaczkę ubarwiała cała gama misji pobocznych rozsianych po mapie. Trudno było nie kochać RDR za fantastycznie odwzorowany Dziki Zachód, na dodatek niezwykle różnorodny - z wizytą w jeszcze dzikszym Meksyku czy wysoko w górach przywodząc nieco na myśl stareńkie Colorado od Silmarils (ktoś to pamięta?).
W 2009 roku polski Techland wydał kapitalne Call of Juarez: Więzy Krwi, które z miejsca stały się najlepszą grą opowiadającą o przygodach kowbojów. Tytuł ten dzierżyli wprawdzie tylko przez rok, ale niech świadczy to o klasie Red Dead Redemption. Zabawę skutecznie uwydatniał też tryb multiplayer, w którym nie brakowało rywalizacji i współpracy między graczami z całego świata, podanej w atrakcyjnej formie.
RDR to niekwestionowana dziesiątka, jedna z niewielu w ostatnich latach. Natomiast wśród moich uwag, czy też raczej - konstruktywnych propozycji znalazła się dość powszechna opinia, że byłoby fajnie, gdyby akcja działa się w nieco bardziej dzikim Dzikim Zachodzie - z indianami, dopiero raczkującą koleją. Red Dead Redemption opowiada historię zmierzchu kowbojów, dlatego te klimaty są zrozumiałe, w jednej z gazet czytamy o odzyskaniu niepodległości przez Polskę, ale połowa XIX wieku byłaby idealnym okresem dla następnej części.
A że kolejny Red Dead się pojawi, jest prawie pewne. Buszowałem, szukałem, podpytywałem - Rockstar podobno już od końca 2011 roku rekrutował nowych ludzi dla swojego oddziału w San Diego. Ze swoją doroczną tradycją w maju tym razem firma wydała Maxa Payne'a 3, ale na listopad planuje piątą część GTA. Wiadomo też, że na chwilę obecną pracuje nad Bully 2. Prawdopodobnie to właśnie ta ostatnia lub nowa Red Dead zadebiutuje w maju 2013 roku. Wiemy tyle, że będzie na pewno - ale jaka i pod jaką nazwą - wszystko to pozostaje niestety zagadką.