Produkcja min w Polsce dzieli nas. Bezpieczeństwo czy pola śmierci?
Litwa już wyszła z Konwencji Ottawskiej, Finlandia zapowiada podobny ruch. Teraz Polska szykuje masową produkcję min w ramach Tarczy Wschód.

Wiceszef MON Paweł Zalewski wprost zapowiada, że już w 2026 r. Polska może wrócić do masowej produkcji min przeciwpiechotnych. W rozmowie z agencją Reuters podkreślił, że resort obrony jest zainteresowany dużymi ilościami, tak szybko, jak to tylko możliwe. Celem ma być rozmieszczenie nowych pól minowych wzdłuż wschodniej granicy – zarówno z Rosją, jak i Białorusią.
To radykalne odejście od dotychczasowego kursu, bo przez lata Polska była sygnatariuszem Konwencji Ottawskiej zakazującej produkcji i składowania min przeciwpiechotnych. Dziś, w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę i rosnących napięć na wschodniej flance NATO, rząd stawia na maksymalne wzmocnienie fizycznych barier na kierunku zagrożenia. Priorytetem ma być odstraszanie potencjalnego agresora, nawet za cenę powrotu do broni, która budzi poważne kontrowersje humanitarne.
Wyjście z Konwencji Ottawskiej
25 czerwca Sejm przyjął ustawę o wycofaniu się z Konwencji Ottawskiej, w lipcu za wypowiedzeniem głosował Senat, a kilka dni później dokument podpisał prezydent. Od tego momentu zaczął biec półroczny okres wypowiedzenia przewidziany w samej konwencji.
Kluczowa data to 20 lutego 2026 r. Właśnie wtedy formalnie kończy się dla Polski reżim traktatowy, który przez lata ograniczał możliwość produkcji i użycia min przeciwpiechotnych. Dopiero po tej dacie można legalnie uruchomić pełnoskalowe linie produkcyjne i budować nowe zapasy tego typu uzbrojenia.
Zauważmy, że Warszawa nie jest w tym ruchu osamotniona. W podobnym kierunku poszła już Litwa, która w maju również wycofała się z Konwencji Ottawskiej, a Finlandia już teraz zapowiedziała rezygnację z traktatu i powrót do własnych min. Widać więc wyraźnie, że państwa przyfrontowe NATO przestawiają się na logikę fortyfikowania swoich granic lądowych, wprost związaną z doświadczeniami wojny w Ukrainie. To jednak tylko jedna strona medalu. Druga to powrót dyskusji o długofalowych skutkach min dla ludności cywilnej i dla terenów, które po ewentualnym konflikcie trzeba będzie kiedyś rozminować.
Tarcza Wschód i fabryki min: plan na 1,2 mln sztuk rocznie
Produkcja min ma stać się elementem szerszego programu Tarcza Wschód – wieloletniego przedsięwzięcia, które obejmuje budowę zapór, umocnień i całej infrastruktury obronnej na wschodniej granicy. Według informacji przytaczanych przez Reuters jednym z głównych kandydatów do prowadzenia masowej produkcji ma być spółka Belma. Jej prezes deklaruje gotowość do zwiększenia mocy do poziomu około 1,2 mln min rocznie.
Taka skala to największa od czasów zimnej wojny produkcja tego typu uzbrojenia w Polsce. W praktyce oznacza to nie tylko możliwość gęstego zaminowania kluczowych odcinków granicy, lecz także stworzenie potencjalnej nadwyżki z przeznaczeniem na eksport. W grę mają wchodzić dostawy do państw sojuszniczych, w tym na Ukrainę, która od początku rosyjskiej inwazji buduje system zapór przeciwko wojskom lądowym agresora.
Z perspektywy polskiego przemysłu obronnego to zarówno szansa na nowe kontrakty i rozwój technologiczny, jak i wyzwanie organizacyjne. Trzeba będzie jednocześnie spełnić standardy wojskowe, na czas dostarczyć ogromne ilości sprzętu i uwzględnić przyszłe zobowiązania dotyczące ewentualnego rozminowania terenów.
Bezpieczeństwo czy koszmar na dekady?
O ile MON widzi w minach przeciwpiechotnych ważny element odstraszania i uszczelniania Tarczy Wschód, o tyle w debacie publicznej już dziś widać narastające napięcie. Z jednej strony jest argument wojskowy: w realiach pełnoskalowej wojny takie środki mogą spowolnić natarcie wroga, związać jego siły i dać obrońcom czas na reakcję. Z drugiej trudne do zlekceważenia pytanie, co stanie się z tymi polami min za 10, 20 czy 30 lat.
Przeczytaj także:
Historia pokazuje, że to właśnie miny przeciwpiechotne latami zbierają żniwo wśród cywilów, nawet długo po zakończeniu działań zbrojnych. Ich rozmieszczenie zawsze oznacza decyzję, której skutki można odczuwać przez całe pokolenia – szczególnie na terenach rolniczych czy w lasach. Wraz ze zbliżaniem się daty 20 lutego 2026 r., kiedy wyjście z Konwencji Ottawskiej stanie się faktem, te pytania będą pojawiać się coraz częściej.
*Źródło zdjęcia wprowadzającego: Steve Allen / Shutterstock







































