REKLAMA

Uciekają do miasta... przed hałasem. "Nie da się żyć"

Nie da się żyć - mówią mieszkańcy, którym od lat spokój zakłóca lokalna atrakcja.

halas
REKLAMA

Źródłem hałasu jest gminne lodowisko. Mieszkańcy ulicy Radosnej w Redzikowie skarżą się na obiekt od kilku lat. W rozmowie z Radiem Gdańsk wyjaśniają, że nie chodzi o odgłosy osób szalejących na lodzie. Nieznośne dźwięki emitują urządzenia oraz głośniki. Muzyka wdziera się do ich domów.  

- Mamy dużą, piękną działkę, na której nasze dziecko nie chce się bawić, bo jest za głośno. Jeździmy do miasta na plac zabaw, gdzie jest spokojniej. Wieczorem w domu nie tylko słychać głośną muzykę, ale wręcz czuć bas. Nie chodzi nam o hałas generowany przez ludzi, tylko ten wytwarzany przez maszyny i głośniki – wyjaśnia Grzegorz Heldt, właściciel domu sąsiadującego z lodowiskiem.

REKLAMA

Prezes zarządu Ośrodka Sportu i Rekreacji w Redzikowie Magdalena Cholewińska w rozmowie z rozgłośnią argumentuje, że mieszkańcy działek doskonale wiedzieli, w jakiej okolicy się budują. O tym, że w ich bliskim sąsiedztwie znajduje się Ośrodek Sportu i Rekreacji, byli informowani w momencie zakupu gruntów. Szefowa ośrodka dodaje, że władze nie są głuche na problemy mieszkańców. Dlatego wcześniej zdecydowano się przesunąć tor kartingowy. "Najwyraźniej nadal to za mało" – dodaje.

Mieszkańcy nie domagają się zamknięcia lodowiska

Oczekują, że powstaną ekrany dźwiękochłonne. Według szacunków gminy Redzikowo bariery kosztowałyby ponad milion złotych.

Adwokat, który reprezentuje mieszkańców, przyznaje w rozmowie z Radiem Gdańsk, że coś zrobić trzeba.

Początkowo podchodziłem do tej sprawy sceptycznie, ale gdy pojechałem na miejsce, stwierdziłem, że jest to nie do wytrzymania. Niepotrzebne jest postępowanie administracyjne, wystarczy zwykła ludzka życzliwość. Urzędnicy są od tego, by pomagać, bo roszczenia mieszkańców są zasadne. Jeśli ktoś ma wątpliwości, niech się tam wybierze i sam to sprawdzi – stwierdza.

Paradoks polega na tym, że ekrany mające blokować dźwięki nie zawsze się sprawdzają. Bywa, że tylko pogłębiają problem. Oby nie było tak w tym przypadku – o ile w ogóle uda się mieszkańcom je wywalczyć.

Mieszkańcy mają dość hałasu. Walczą z miastami

W Łodzi 70-letnia mieszkanka ul. Piotrkowskiej pozwała miasto i zażądała 2 mln zł odszkodowania. Jak przekonuje, przez uliczny hałas straciła wzrok i słuch. Sytuacja pogorszyła się, gdy po pandemii lokale wznowiły działalność. Do tego doszły imprezy organizowane przy udziale miasta, jak np. festiwal światła. "Znowu miałam głośniki pod oknem" – relacjonuje kobieta.

Mieszkanka wnosi o zapłatę kwoty 2 milionów złotych tytułem odszkodowania między innymi za utratę wzroku i słuchu spowodowanego według niej hałasem dochodzącym nocą z ulicy Piotrkowskiej. Zgromadzony w toku postępowania materiał dowodowy w ocenie miasta Łódź nie potwierdza nawet w najmniejszym stopniu twierdzeń zawartych w pozwie – komentuje cytowana przez Radio Łódź Aleksandra Stańczyk z łódzkiego Urzędu Miasta.

Miasta chcą się bawić i żyć, mieszkańcy chcą odpoczywać. I co teraz?

Granicę pomiędzy potrzebami jednych a drugich wytoczyć bardzo trudno. Przekonują się o tym władze lotnisk, a nawet kościołów. Co dla jednych jest sposobem na życie, dla innych jest uciążliwe. Pojawia się często argument: "ale my byliśmy pierwsi". Tylko bardzo często użyć mogą go też skarżący się na hałas. Ci żyjący na Piotrkowskiej – albo w Warszawie tuż przy bulwarach, w Krakowie w pobliżu rynku – zamieszkali zanim ktoś zaczął organizować głośne imprezy. Logicznym jednak jest, że takie miejsca muszą tętnić życiem. Ale czy chciałbym, żeby pod oknem grały mi świąteczne przeboje, jak ma to miejsce np. teraz m.in. na wspomnianej ul. Piotrkowskiej?  

W hałaśliwej, przebodźcowanej rzeczywistości mniej ważne jest kto zaczął – liczy się próba osiągnięcia efektu. Czyli żeby choć przez chwilę zrobiło się ciszej.

Jak dojść do porozumienia? Jednym ze sposobów może być rozszerzanie stref ciszy – tak, by obowiązywały nie tylko pociągach czy niektórych sklepach. I żeby trwały dłużej niż tylko godzinę. Możemy przecież dyskutować, czy rzeczywiście na lodowisku musi grać głośna muzyka. A może gdyby przez trzy godziny dziennie, popołudniami, poziom głośności zmalał, to w ten sposób przyciągnęłoby się nowych klientów, zmęczonych hałasem?

REKLAMA

Nadmiar dźwięków kojarzy nam się z czymś normalnym. To oczywiste, że na lotniskach, dworcach czy w pociągach i autobusach jest głośno. Miasto żyje, a więc hałasuje. Skoro cisza już stała się przywilejem, momentem luksusu – trzeba tak zaplanować podróż, aby usiąść w wagonie ze strefą ciszy, albo tak zorganizować zakupy, by wylądować w sklepie w momencie, gdy muzyka i komunikaty nie atakują uszy – to może czas, żeby stała się atrakcją. Chciałbym, żeby wiele miejsc właśnie się tak reklamowało: u nas będzie cicho.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-12-19T09:22:18+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T06:07:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-19T06:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T21:07:45+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T19:04:13+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T18:09:13+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T16:02:14+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T15:35:01+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T13:19:06+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T12:16:48+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T10:58:23+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T09:44:05+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T09:30:30+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T07:43:34+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T06:11:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-18T06:04:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-17T18:42:25+01:00
Aktualizacja: 2025-12-17T17:56:51+01:00
Aktualizacja: 2025-12-17T16:28:19+01:00
Aktualizacja: 2025-12-17T16:06:02+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA