REKLAMA

Okulary od Google'a będą miały jedną, wielką przeszkodę: obawy o prywantość

27.04.2012 11.01
Okulary od Google’a będą miały jedną, wielką przeszkodę: obawy o prywantość
REKLAMA
REKLAMA

Okulary Google’a wzbudzają wiele emocji. Co chwilę w internecie przewijają się informacje i domysły na ich temat – a to widziano w nich Brina, a to ktoś zrobił nimi zdjęcie i wrzucił na Google+ i prawie wszyscy mówią jednogłośnie, że to wstęp do prawdziwej przyszłości technologii bardzo osobistej. Warto jednak zasiać trochę wątpliwości, bo takie nowe sposoby komunikacji i wykorzystania zdobyczy techniki coraz mocniej ingerują nie tylko w naszą, ale też w prywatność osób postronnych. Nie wiemy, jak Google Glasses będą działać, ale wielu z nas na pewno nie chciałoby być “skanowanym” przez nieznanych przechodniów na ulicy, czy w poczekalni u dentysty.

Wszyscy wiemy, że Google opiera swój biznes na dopasowanych reklamach. By to robić, zbiera informacje o zachowaniach użytkowników – co lubi, w które miejsca internetu zagląda, co klika, o czym pisze. Cały proces jest zautomatyzowany, a pewnie większość z nas spotkała się z sytuacją dopasowania reklam: na przykład po wyszukiwaniu hasła “narty, Słowacja” dostawaliśmy reklamę wyciągów na Słowacji, czy sklepu ze sprzętem narciarskim. Tak działa dzisiejszy świat i w zamian za darmowe korzystanie z usług zgadzamy się na poświęcanie części swojej prywatności.

Pal licho, gdy dotyczy to tylko nas. Gorzej, gdy nieświadomie w proces analizowania treści angażujemy inne osoby, które mogą po prostu sobie tego nie życzyć. Wysyłamy wiadomość z Gmaila do osoby, która własną skrzynkę posiada na jakimś superbezpiecznym serwerze albo w mailu wysyłamy szczegóły na temat osób, które nawet nie używają sieci – trzeba liczyć się z tym, że to wszystko gdzieś tam jest automatycznie skanowane i przechowywane.

Jednak okulary od Google, ale pewnie jeśli pomysł się przyjmie to i od innych dostawców, to już trochę inna sprawa. Będą wyposażone w zaawansowane technologie geolokalizacyjne, skanowania otoczenia i twarzy, tak, żeby dopasować osobę do kontaktów w Google+, czy stworzyć wizytówkę z kontaktem łącznie ze zdjęciem. Spójrz, rozpoznaj, przeszukaj internet, dopasuj. Wszystko pięknie – tylko co, jeśli ktoś nie życzy sobie takiej zewnętrznej ingerencji we własną prywatność? A przecież w teorii będzie mogła ona być naruszana bez naszej wiedzy, ot gdzieś przypadkiem na ulicy.

Nie bez powodu interaktywne reklamy, które wyświetlają treść w zależności od płci przechodnia, czy innych fizycznych cech budzą wiele kontrowersji. By to zrobić, muszą przeskanować sylwetkę, zrobić jej zdjęcie i zanalizować. Nic dziwnego, że może to budzić uczucie dyskomfortu i sprzeciwu.

Inteligentne okulary mogą wydawać się świetne, jednak ich żywot nie będzie łatwy. Nie będzie zdziwienia, gdy Komisja Europejska, czy amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) przyjrzy im się bliżej i być może sprawi problemy w ich wypuszczeniu na rynek.

I dobrze. Osobiście nie życzyłabym sobie, by nieznani mi ludzie służyli jako terminale dostarczające informacje o mnie Google’owi, czy jakiemukolwiek innemu koncernowi. Jasne, mamy to już dzisiaj, ale nie w takim stopniu.

To nie technologie, a właśnie obawy o prywatność mogą być największą przeszkodą dla takich okularów. Google będzie naprawdę musiał wykonać niezłą pracę, by ją przeskoczyć, tym bardziej, że regulatorzy już od dawna mu nie ufają.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA