W świetle jupiterów nowy iPad, a za kulisami coraz agresywniejsza walka z Androidem
Wczoraj wielkie święto Apple’a. Gigant pochwalił się fenomenalnymi wynikami sprzedażowymi App Store i iPada, pokazał też zupełnie nowy tablet, urządzenie STB i usprawnienia w iTunes. Odnoszę jednak wrażenie, że największa i najpotężniejsza firma świata zaczyna czuć strach przed mocnym konkurentem. Świadczy o tym, moim zdaniem, bardzo dziwny pozew przeciwko Samsungowi i Motoroli.
Wszyscy pamiętamy przeróżne pozwy przeciwko producentom sprzętu z Androidem. Apple próbował zablokować sprzedaż tabletów i smartfonów z systemem Google’a gdzie tylko się dało. Nieraz odnosił na tym polu spore sukcesy, szkodząc wizerunkowi HTC, Samsunga i innych producentów a nawet powodując zatrzymanie sprzedaży ich urządzeń na wybranych rynkach. Chwilowe, ale i tak z całą pewnością bolesne. Tym razem gigant poszedł zupełnie inną drogą. Drogą Microsoftu, co jest szczególnie dziwne, biorąc pod uwagę zupełnie inną sytuację obu firm.
Microsoft stosował inne podejście od Apple’a. Zamiast pozywać i blokować sprzedaż, proponował umowy licencyjne. Domagał się opłat za wykorzystane w Androidzie patenty Microsoftu. Warto dodać, że były to trywialne patenty a cena za nie była dość wygórowana. To bardzo chytre zagranie. Microsoft doskonale zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie zablokować ekspansji Androida permanentnie, bo producenci (nieraz partnerzy Microsoftu), przyciśnięci do muru, znajdą wyjście z sytuacji i cały trud na nic. Ale może uczynić Androida mniej atrakcyjnym.
Tyle, że ta strategia w teorii nie ma sensu w przypadku Apple’a. Android jest tani, a bez dołączonych usług Google darmowy. Narzucając opłaty licencyjne, Microsoft zwiększa jego cenę, czyniąc Windows Phone’a dużo atrakcyjniejszym dla partnerów OEM. Bo skoro Windows i Linux stają się warte tyle samo, to czemu by nie spróbować tego pierwszego. Apple nie jest zainteresowany sprzedażą iOS-a partnerom. Ma swojego iPada, iPoda i iPhone’a. Tymczasem Apple zapukał do drzwi Samsunga i Motoroli, domagając się opłat licencyjnych od pięciu do piętnastu dolarów za każde sprzedane urządzenie z Androidem. To, co w ten sposób osiąga, to zwiększenie kosztów produkcji sprzętu. Co z tego wynika? Oto kilka teorii.
Po pierwsze, tablety z Androidem są sprzedawane zazwyczaj przy bardzo niewielkiej marży zysku. Zwiększenie kosztów o kolejne 15 dolarów (pamiętajmy, że Microsoft już swój haracz ściąga) nie spowoduje drastycznego wzrostu ceny detalicznej urządzenia. Może jednak wpłynąć na decyzję o zamknięciu produkcji wybranych planowanych tabletów i smartfonów z Androidem z uwagi na zwiększenie kosztów procesu technologicznego. Szczególnie tych tańszych, w których wzrost ceny detalicznej o 50 złotych zaczyna mieć znaczenie, co przy zmniejszonej marży zysku oznacza rozdawanie tych urządzeń za darmo lub zwiększenie ich ceny. A iPad jest, o dziwo, względnie tani.
Po drugie, Apple może szkodzić Androidowi „bo tak”. Pamiętajmy, że to była firma prowadzona w sposób absolutnie ekstrawagancki, w całości zorientowana wokół osoby Steve’a Jobsa. A ten Androida najzwyczajniej w świecie nienawidził. Ciężko było znaleźć produkt konkurencji, o którym Jobs się pozytywnie wypowiadał, ale Android to był powód do prawdziwej furii. Jobs co prawda już nie żyje, tym niemniej jego firma być może realizuje ostatnią wolę swojego stwórcy. W to jednak nie wierzę. Biznes to wyrachowana wojna, w której nie ma miejsca na emocje. Steve Jobs mógł sobie pozwolić na tę ekstrawagancję. Nie wierzę jednak, by koncern taki jak Apple dalej kierował się emocjami nieboszczyka.
Po trzecie Apple być może zdaje sobie sprawę, że po przejęciu Motoroli przez Google’a może mieć takie same kłopoty patentowe, jakie zgotował Androidowi. Bardzo możliwe, że gigant i jego stado prawników zdążył przeczesać wszystkie urzędy patentowe i już wie, że pozew wisi w powietrzu. Atakując jako pierwszy, i to nie w celu krótkotrwałego konfliktu mającego zaszkodzić finansom i wizerunkowi konkurencji, a tworząc permanentną umowę, zyskuje mocną kartę przetargową. W momencie, w którym Google i Motorola przyjdą do Apple’a, ten zamiast usuwać sprzęt ze sklepów lub płacić opłaty licencyjne, może zaproponować likwidację swoich własnych roszczeń. Ten scenariusz wydaje mi się najbardziej prawdopodobny. W Niemczech już raz został wydany nakaz wstrzymania sprzedaży wszystkich urządzeń Apple z modemami 3G. Tym razem Wielkie Jabłko będzie na to gotowe.
Po czwarte… to już szalona teoria, ale patrząc na rozwój wydarzeń na rynku, niewykluczone, że celna. Apple chce w ten sposób pomóc… firmie Microsoft. Przypominam, że iOS nie jest na sprzedaż. Przypominam też, ze Apple jest największym producentem telefonów komórkowych, przy którym HTC, Samsung, Motorola i inni są maluczcy. Ale to nie iOS kontroluje ponad połowę światowego rynku. A w tym przypadku liczenie konkurujących z Apple’em i między sobą firm ma sens, bo istnieje wspólny mianownik. Jest nim Android, na którym zarabia Google. A Android dojrzewa, rośnie w siłę i dzięki swojej niewielkiej cenie i elastyczności podbija serca partnerów OEM i coraz większej ilości użytkowników. Apple może chcieć wesprzeć trzeciego gracza. A najagresywniej walczy Microsoft. Póki co, na rynku mobilnym się on nie liczy. Wsparcie Microsoftu to osłabienie Androida, który teraz będzie musiał bronić się z dwóch stron. Samym Windows Phone’em i Windows 8 Apple póki co nie musi się przejmować. A rozproszenie uwagi producentów sprzętu z Androidem działa wyłącznie na jego korzyść.
Apple pokazał wczoraj wspaniałe urządzenie. To iPad 2 na sterydach. Taki sam, ale szybszy, z lepszym aparatem. Ale nie wprowadza ani jednej prawdziwej innowacji. A Android dojrzewa, co pokazuje Ice Cream Sandwich. Firma Jobsa to niezrównana potęga. Tak jak Goliat, zanim pojawił się Dawid.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.