Samsung chce być jak Apple i to zaczyna być nudne
Super Bowl, czyli prestiżowy finał ligii futbolu amerykańskiego, jest zawsze miejscem wyświetlania specjalnie przygotowanych na tę okazję reklam. W zasadzie to wiele osób czeka bardziej na reklamy, niż na samą grę. W tym roku mocno komentowana jest reklama Samsunga z serii “Next Big Thing”, która polega na ironicznym pokazywaniu ludzi czekających w kolejce, w domyśle, na nowego iPhone’a.
O ile pierwsza seria tych reklam wzbudziła spore emocje i kontrowersje (tekst “dude, you’re a barista” w pewnych kręgach stał się bardzo popularny) i odbiła się sporym echem, o tyle reklama Galaxy Note z Super Bowl jest już lekko niezrozumiała. Samsung wyekspolatował temat i to, co było wcześniej zabawne teraz jest już dziwne. Zresztą od jakiegoś czasu reklamy “Next Big Thing” nie działają już tak dobrze, jak wcześniej.
Według YouGov BrandIndex, który mierzy postrzeganie danej marki, na początku reklamy Samsunga z Apple w tle wywołały zamierzony efekt: pozytywne reakcje na Samsunga rosły, a na Apple malały. Jednak po kilku tygodniach wszystko wróciło do normy. Prawdopodobnie odbiorcy przyzwyczaili się do formatu reklamowego, opatrzyli z reklamami, a te nowe nie wywoływały już takich reakcji.
Według wyliczeń, najdłuższy tegoroczny spot na Super Bowl, bo aż dziewięćdziesięciosekundowy, kosztował Samsunga 10,5 miliona dolarów. Można już powiedzieć, że były to raczej zmarnowane pieniądze. Reklama, choć nie zaczyna się źle, to po kilkunastu sekundach przybiera dziwny kształt z ubranym na różowo rockmanem, ludźmi tańczącymi na ulicy i krzyczącymi “FREEDOM!” i używającymi Samsunga Galaxy Note. Nie wiadomo, czego dotyczy całość. Jest bogato, tłumnie i bez myśli przewodniej...
Może taka reklama sprawdziłaby się w formacie telewizyjnym powtarzana wiele razy, chociażby ze względu na ścieżkę muzyczną, która w końcu zapadnie w pamięć, bo jest charakterystyczna. Jednak na Super Bowl na pierwsze obejrzenie, taka reklama się nie nadaje, niestety.
Zresztą nawet osoby, które na początku bawiły spoty “Next Big Thing” też są już zmęczone wyśmiewaniem Apple. Uwaga została zwrócona, do kogo miała dotrzeć informacja, to dotarła, pora ruszyć dalej. Younghee Lee, dyrektor do spraw marketingu Samsunga mówi, że Samsung chce uczynić markę tak kochaną i pożądaną, jak Apple. - Urządzenia mobilne mogą być symbolem tego, kim jesteśmy. Wielu ludzi myśli “jestem tym, co mam w dłoni”. (...) Zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych ludzie mają obsesję na temat Apple. Czas zmienić to, na co zwracają uwagę.
Podejście jest jak najbardziej słuszne. Samsung potrzebuje fanów i wydaje się, że od jakiegoś czasu zaczyna ich mieć. Wszystko za sprawą rozpoznawalnej linii Galaxy i najbardziej topowym i rozpoznawalnym smartfonom z Androidem - Galaxy S i SII.
Jak Samsung chce przywiązać do siebie użytkowników i stworzyć z nimi emocjonalną więź za pomocą takich reklam? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że to podążanie drogą Apple staje się niebezpieczne. Najpierw multum pozwów, lokalne walki i oskarżenia o kopiowanie Apple, potem chęć stworzenia rzeszy fanów. To nie może skończyć się dobrze. Obawy o to, że Samsung sam postawi się na pozycji producenta, który buduje swoją markę na Apple, są coraz bardziej uzasadnione.
Samsung dotychczas kojarzy się jako producent dobrych, mocnych smartfonów, które nie ustępują mocą i funkcjami iPhone’owi (a nawet go przerastają, ale to rzecz dyskusyjna, o którą toczy się niejeden flamewar) i są często wybierane przez osoby, które nie lubią zbytnich emocji przy wyborze sprzętu, a kierują się rozsądkiem. I w to powinien celować Samsung, bo w wojnie na własnym podwórku Apple może polec.
Poza tym walka za pomocą różowego rockmana? Naprawdę?