Podręczniki na iPadzie to zły pomysł
Apple przedstawiło swoją wizję rewolucji w szkołach. Podręczniki na iPadzie mają być interaktywne, pełne wideo, dźwięków i materiałów dodatkowych. Naukowcy udowodnili jednak, że nasycenie tekstu elementami interaktywnymi oznacza, że odbiorca mniej z niego zrozumie, a dłuższe czytanie na urządzeniu, które zachęca do multitaskingu jest niewykonalne.
Czy kiedykolwiek próbowałeś przy komputerze uczyć się, analizować skomplikowane informacje, zbierać materiały do pracy pisemnej czy po prostu skupić się na długim dokumencie PDF? Z pewnością. Na pewno zatem zdarzyło Ci się „odpłynąć” i spędzać czas na serwisach plotkarskich i mało produktywnym surfowaniu. Ten PDF był przecież dość nudny, a ikona przeglądarki czy gry kusiła tym bardziej, im mocniej próbowałeś lub próbowałaś się skupić. Co gorsza, nawet jeśli udało się zamknąć przeglądarkę czy grę i wrócić do rozpoczętego wcześniej zadania, szło ono znacznie wolniej niż wcześniej. Strata czasu i energii.
Jeśli taki sytuacje zdarzają się regularnie, nie znaczy to wcale że jesteś leniem, niezdolnym do skupienia swojej uwagi na dłuższym tekście. Za twoje rozproszenie są odpowiedzialne mechanizmy przyswajania informacji, według których działa nasz mózg. Te, głęboko zaszyte reguły powodują też, że ogłoszony kilka dni temu pomysł Apple, by podręczniki szkolne przenieść do iPada, jest niezwykle wątpliwy – z psychologicznego punktu widzenia.
Podręczniki na iPadzie, o których na Spider's Web pisała Ewa tutaj, będą multimedialne. iBooks Textbooks, czyli udostępniona przez Apple aplikacja do ich tworzenia, zachęca do maksymalnego wzbogacania tworzonych podręczników o materiały wideo, klikalne indeksy zawartości czy prezentacje załączane w formie widżetów. Rzecz w tym, że tego typu zawartość, nie będąca już przecież książką, a aplikacją, w której tekst jest tylko jednym z rodzajów zawartości, ma znacznie mniejszą wartość poznawczą niż książka drukowana. Korzystanie z podręcznika na iPadzie w większości przypadków będzie przypominać wspomniane zmagania z uczeniem się czy czytaniem długiego tekstu na ekranie komputera. Problem ten opisał rok temu Nicholas Carr w swojej głośnej książce „The Shallows. What The Internet Is Doing To Our Brains”. Przytoczył w niej badania Anne Mangen, profesora norweskiego University of Stavenger, w których udowadnia ona istnienie związku między zrozumieniem tekstu, a zamieszczonymi w nim klikanymi linkami. Krótko mówiąc, każdy link i klikalny, interatywny element zamieszczony w tekście, zmniejsza szanse jego zrozumienia.
Powodem jest nasz umysł. Nawet kiedy próbujemy skupić się na tekście, podświadomie podejmuje on decyzje, czy kliknięcie danego linku jest pożądane, czy też nie. Dlatego ilość „mocy obliczeniowej”, jaką poświęcamy na zrozumienie tekstu, spada wraz z ilością tych podświadomych decyzji, jakie nasz mózg podejmuje w odniesieniu do każdego interaktywnego elementu na ekranie – linków na stronie www, ikon aplikacji, elementów sterujących i wszystkiego, co da się kliknąć. Jak wyjaśnia Nicholas Carr za nasze rozproszenie odpowiedzialny jest mechanizm pozytywnego wzmocnienia. – Kliknięcie w ikonę czy link powoduje, że przed naszymi oczami pojawia się coś nowego, atrakcyjnego. To nagroda za klikanie – pisze Nicholas Carr.
Co gorsza, powrót do stanu skupienia nie jest łatwy. Jak szacuje Gerald Weinberg, amerykański psycholog, antropolog i badacz technologii w książce „Quality Software Management: Systems Thinking”, przestawienie się z jednego na drugie zadanie, czyli zmiana obszaru, na którym skupiamy swoją uwagę, powoduje stratę ok. 20-25 proc. czasu potrzebnego na wykonanie zadania. Mówiąc jaśniej: jeśli stworzenie pracy zaliczeniowej zajmie Ci np. 100 minut ciągłego, nieprzerwanego pisania, to jeśli w czasie pisania zrobisz sobie przerwę na sufrowanie po sieci, czas pisania pracy wzrośnie do ok. 125 minut. Jeśli zrobisz dwie przerwy, będziesz ją pisał w sumie minut 150 i tak dalej. Rzecz do przemyślenia dla amatorów multitaskingu. – Praca nad więcej niż dwoma projektami jednocześnie nie jest efektywna, bo więcej czasu niż na zadania poświęcamy na „przełączanie się” między nimi – twierdzi Weinberg.
Wróćmy teraz do iPada. Podręcznik multimedialny sam w somie najeżony będzie elementami klikanymi, co do których uczeń będzie musiał podjąć (świadomie lub nie) decyzję: otworzyć, czy nie? Podejrzeć co tam jest, czy nie? Nicholas Carr wyjaśnia jak to działa: – Linki mają nieocenioną wartość jako elementy nawigacyjne. One jednak nie tylko wskazują nam drogę do określonej zawartości, ale także walczą o naszą uwagę, zachęcając do nas do zanurzenia się w strumień klikanej zawartości, a nie do skupienia uwagi na jednym, konkretnym jej fragmencie – pisze Carr, niezwykle dokładnie dokumentując dziesiątki badań, z których wynika, jak wraz z najeżeniem tekstu elementami interaktywnymi spada stopień jego zrozumienia.
Dodatkowo, elementy interaktywne w iPadzie nie występują przecież tylko w aplikacji-podręczniku. W czasie lekcji wystarczą dwa kliknięcia, by przenieść się do innej aplikacji, np. społecznościowej czy przeglądarki internetowej. iPad umożliwia prawdopodobnie najwygodniejsze surfowanie po sieci spośród dostępnych na rynku urządzeń. Dołóżmy do tego łączność 3G i możliwość natychmiastowego połączenia się z siecią, dostarczenia pozytywnego wzmocnienia, a widzimy, że interaktywne podręczniki na tabletach, to nie podręczniki, a aplikacje. Stworzone nie do czytania, ale do skimmingu, szybkiego skanowania zawartości.