Kogo podziwia Mark Zuckerberg i dlaczego Jeffa Bezosa i jego Amazon
W ostatnią sobotę "Wall Street Journal" opublikował wywiad z szefem Facebooka Markiem Zuckerbergiem, który wprawdzie datowany jest na październik zeszłego roku, ale zważywszy na to, że z jednej strony Zuckerberg nie daje zbyt wiele wywiadów, a z drugiej, że status jego firmy nie zmienił się zbytnio od października, to niesie on całkiem duże teraźniejsze walory poznawcze. Szczególnie w jednym kontekście - w kontekście rychłego debiutu Facebooka na giełdzie.
Zuckerberg ciekawie odpowiada bowiem na pytanie o to jakie firmy podziwia. Jako pierwszą wymienia Amazon, a w szczególności jej szefa Jeffa Bezosa. - Amazon jest świetnym przykładem długoterminowej koncentracji i akceptowaniu mniejszych marż w krótkoterminowym okresie. Przez wiele lat Jeff Bezos był uważany za szaleńca - mówi Zuckerberg, co daje sporo do myślenia w kontekście jego własnego przedsiębiorstwa. Bo wprawdzie wymienia również Apple'a oraz Google'a jako przykłady firm, które podziwia, ale wydaje się, że Zuckerberg prowadzi biznes nieco na wzór tego, jak robi to Jeff Bezos w Amazonie.
Podobnie jak Amazon, Facebook od początku skoncentrowany był bowiem na budowaniu długoterminowej wartości przedsiębiorstwa odrzucając perspektywy szybkiej komercjalizacji biznesu. Podobnie jak Amazon, Facebook rósł nieprawdopodobnie szybko od samego początku istnienia, przy czym podstawowe mierniki wzrostu są dla obu firm związane z kontekstem historycznym ich działalności - dla Amazonu była to liczba transakcji zawieranych z klientami online, a dla Facabooka liczba osób korzystających z serwisu i udostępniających mu podstawowe informacje demograficzne. W obu przypadkach podstawowym celem nie był szybki zarobek, ale tworzenie gigantycznej masy, która w przyszłości może być komercjalizowana.
Nie tak dawno Jeff Bezos wyjawił, że pierwszy zysk Amazon wygenerował dopiero w trzy lata po swoim debiucie giełdowym i sześć lat po powstaniu, mimo że spółka rosła tak szybko, że codziennie Bezos zatrudniał setki nowych osób i podpisywał zlecenia na organizację kolejnych centrów dystrybucyjnych. Każdy nowy dolar przychodu był jednak inwestowany w dalszy rozwój i mimo że pod koniec lat 90 Bezos miał firmę wartą miliardy dolarów, ciągle więcej inwestował, aniżeli zarabiał. To wywoływało krytykę inwestorów, którzy żądali osiągania pozytywnych wyników finansowych przy takiej skali działalności.
Bardzo podobnie zdaje się rozwijać swoje przedsiębiorstwo Mark Zuckerberg. Celem w pierwszych latach działalności nie jest optymalizacja zysków, ale inwestycje w rozwój serwisu by coraz więcej osób chciało z niego korzystać. Już dziś Facebook ma ponad 800 mln "klientów", a - jeśli nasze przewidywania poczynione na podstawie dotychczasowego tempa wzrostu się sprawdzą - w kwietniu powinien przekroczyć magiczną liczbę 1 mld osób aktywnie korzystających z serwisu. W rezultacie Facebook jako firma o tak wielkiej skali działania, w szóstym roku istnienia (w 2010) wygenerowała dużo mniej pieniędzy niż w tym samym roku swojego istnienia Google - 1,8 mld dol. (jeśli przyjąć za pewnik to, co donosił eMarketer) w porównaniu do 3,5 mld dol. przychodów giganta wyszukiwania.
Od dłuższego czasu nikt już nie zadaje jednak pytania "Co pan sprzedaje, panie Zuckerberg", bo w końcu wyłania się obraz Facebooka jako bardzo prężnego przedsiębiorstwa rozwijanego w ujęciu biznesowym właśnie na miarę Amazona Jeffa Bezosa. Co więcej, nawet plany związane z giełdowym IPO Facebooka są bardzo podobne do tych, które miał swego czasu Amazon. Jeśli wczytać się bowiem w słowa Zuckerberga, to widać, że w opozycji do wielu firm Web 2.0, dla których debiut giełdowy jest celem samym w sobie, dla niego będzie to wydarzenie, które wcale nie zmieni dotychczasowej strategii i Facebook wciąż będzie miał na celu długoterminowy wzrost w opozycji do krótkoterminowych zysków.
Coraz częściej można się przekonać, że mimo swojego wciąż bardzo młodego wieku (27 lat) Mark Zuckerberg okazuje się bardzo dojrzałym biznesmenem, dla którego ważniejszy od doraźnych wyników finansowych jest rozwój produktu. Chwalił go za to w swojej biografii Steve Jobs, pewnie w duszy chwali również Jeff Bezos. I jak na dłoni widać, że słynne stwierdzenie "Facebook has come to stay", co w wolnym tłumaczeniu można przełożyć na język polski jako: "Facebook wpadł tu na dłużej", nabiera realnego wymiaru.