Newsweek: Prawie jak Jobs
W ostatni poniedziałek tygodnik „Newsweek Polska” opublikował mój tekst pod tytułem „Prawie jak Jobs”. Oto jego treść: Jeff Bezos, szef Amazona, ma wszelkie cechy, by zastąpić Steve'a Jobsa w roli maga biznesu technologicznego.
Gdy koniec września na wyreżyserowanej co do sekundy konferencji firmy Amazon, giganta e-handlu, jej założyciel Jeff Bezos prezentował światu swój tablet Kindle Fire, zapowiadając rynkowy debiut na listopad, komentatorzy słuchali ze zdumieniem. Retoryka Bezosa na temat wyjątkowości produktu i jego przełomowego charakteru wypisz wymaluj przypominała słynne wystąpienia szefa Apple, prezentującego kolejne gadżety zmieniające naszą codzienność. Odkąd Steve Jobs zmarł po siedmioletniej walce z rakiem, komentatorzy coraz częściej patrzą na Bezosa, w którym chcieliby widzieć nowego maga współczesnego biznesu.
Z Jobsem łączy go wiele, poczynając od fragmentów życiorysu przez charakter, na wartościach, które wyznaje, kończąc. Tak jak legendarny założyciel Apple, Jeff Bezos był adoptowanym dzieckiem. Gdy miał zaledwie rok, porzucił go biologiczny ojciec. Nosi nazwisko ojczyma Miguela Bezosa, który ożenił się z jego matką, gdy Jeff miał pięć lat. Podobnie jak Jobs, Bezos od dziecka wykazywał cechy geniusza, który potrafi podporządkować sobie wszystkich wokół. W biznesie umie nie tylko wydobyć z podwładnych najlepsze cechy, lecz także okrutnie zranić bezwzględnością. Jobs przed Apple pracował w korporacji Atari. Bezos zanim założył Amazon, miał za sobą udaną karierę w firmach na Wall Street, gdzie w szczytowym momencie zarabiał ponad milion dolarów rocznie. Jobs przeszedł katharsis podczas wyprawy do Indii, gdzie zrozumiał, że ważniejsza od pieniędzy jest dla niego chęć odciśnięcia piętna w świecie. Bezos odkrył swoje powołanie podczas podróży samochodem przez Amerykę, z Nowego Jorku do Seattle, podczas której wymyślił Amazon.com. I, co najważniejsze, Bezos, tak samo jak Jobs, jest prawdziwym kameleonem biznesu - potrafi błyskawicznie się dostosować do rynkowych realiów.
Jak rósł Amazon
Jako jeden z pierwszych dostrzegł wielki sprzedażowy potencjał internetu. Jego firma Amazon.com zaczynała w 1994 roku jako internetowa księgarnia. Kupowała książki bezpośrednio od wydawców i sprzedawała klientom z ekspresową dostawą do domu, w dodatku nieco taniej niż w tradycyjnych księgarniach. Liczba klientów natychmiast osiągnęła miliony, a Amazon szybko rozszerzył ofertę. Dziś są to nie tylko cyfrowa rozrywka, płyty CD i DVD, gry i programy komputerowe, lecz także sprzęt elektroniczny, meble, zabawki, a nawet żywność.
Amazon rósł tak szybko, że w pierwszych kilku latach Bezos niemal codziennie zatrudniał setki osób i podpisywał zlecenia na organizację kolejnych centrów dystrybucyjnych. Ale choć pod koniec lat 90. miał firmę wartą miliardy dolarów, ciągle inwestował w rozwój więcej, niż zarabiał. Tak jak Jobs hołdował bowiem zasadzie budowania wartości marki i firmy w długim okresie, zamiast wyciskania zysków na siłę w pierwszych, kluczowych dla rozwoju latach działalności. I choć wywoływało to krytykę inwestorów, to zapewne dzięki tej nieprzejednanej postawie Amazon.com bez szwanku wyszedł z opresji, gdy pękała giełdowa bańka dotcomów. W przeciwieństwie do zastępu firm internetowych, które sztucznie zawyżały poziom zysków, by pompować wycenę swoich akcji na giełdzie, Bezos stawiał na realny wzrost skali biznesu. Pierwszy zysk Amazon wygenerował dopiero w 2000 roku - trzy lata po debiucie giełdowym i sześć lat po powstaniu. Rok wcześniej, jeszcze jako szef deficytowej firmy, Bezos odbierał prestiżowe wyróżnienie Człowieka Roku magazynu „Time".
Dziś Amazon.com nie musi się martwić o wynik finansowy. W ubiegłym roku przy obrotach 43,5 mld dol. miał niecały miliard dolarów zysku. Najpóźniej w 2012 r., czyli w 17. roku istnienia, firma JefFa Bezosa przekroczy barierę 50 mld dol. przychodów rocznie. Największej tradycyjnej sieci detalicznej na świecie - Wal Mart - osiągniecie tego pułapu zajęło 33 lata.
Jednak dziś sprzedaż stanowi tylko część przychodów firmy. To dlatego, że w 2006 roku Bezos wpadł na kolejny genialny pomysł. Widząc ogromny potencjał chmury technologicznej, zaczął oferować część wielkiej mocy przerobowej serwerów i przestrzeni dyskowej firmy odbiorcom zewnętrznym. Dziś Amazon należy do największych dostawców profesjonalnych usług hostingowych, którym wróży się świetlaną przyszłość.
Konkurent iPada
Jednak Bezos i na tym nie poprzestał. Widząc nieprawdopodobnie szybki rozwój Apple w dziedzinie rozrywki cyfrowej, zaczął budować konkurencyjne imperium. Najpierw w 2006 r. uruchomił internetowy sklep z filmami online. Rok później otworzył sklep z e-książkami, dla którego stworzył specjalne urządzenie, e-czytnik Kindle. W ciągu czterech latach zdobył on - tak twierdzi Bezos, ale konkretnych danych nie publikuje - podobny status wśród amatorów literatury, jak odtwarzacz multimedialny iPod od Apple wśród miłośników muzyki. W 2008 r. uruchomił sklep z muzycznymi plikami mp3 oraz książkami w wersji audio, a w 2010 r. z aplikacjami na urządzenia z mobilnym systemem operacyjnym Google Android. Wszystko to miało przygotować wejście urządzenia, które, choć zaprezentowane we wrześniu, zadebiutowało na rynku w ostatni wtorek, 15 listopada.
Kindle Fire, czyli multimedialny tablet Amazona, ma być pierwszym realnym konkurentem iPada. Czemu? - Bo Kindle Fire to nie tablet, to medialna usługa - mówił kokieteryjnie Bezos podczas premiery urządzenia. Podobnie jak w wypadku tabletu Apple Kindle Fire jest jedynie bramą do wielu usług firmy Amazon związanych z rozrywką cyfrową, których nie ma żaden inny producent tabletów.
Na rynku jest dziś niewiele ponad 30 min takich urządzeń (głównie iPady), ale według obliczeń Forrester Research 20 proc. wszystkich zakupów w sieci dokonywanych jest właśnie za ich pośrednictwem. Bezos obniżył barierę wejścia w ekosystem usług Amazona do minimum - Kindle Fire jest o połowę tańszy od iPada, kosztuje 199 dolarów. Bezos może sobie pozwolić na to, by nie zarabiać na sprzedaży samego urządzenia. - Jesteśmy przyzwyczajeni do działania na niskich marżach. Wyrośliśmy na tym - mówi w wywiadzie dla magazynu „Wired". Wie, że to, co straci na tablecie, odzyska na sprzedaży' za jego pośrednictwem e-ksiażek, filmów czy gier.
Jeff Bezos rzadko pojawia się w mediach, hołdując zasadzie poufności na temat swoich planów. Ale to tylko potęguje zainteresowanie jego usługami i produktami. I ściąga na prezentacje tłumy dziennikarzy, ciekawych, co też wyciągnie z rękawa szef Amazona.
Prawie jak Jobs?