Media zgłupiały do reszty - nagle wszyscy są "hakerami"
Od dobrych kilku lat ze smutkiem obserwuję, jak w mediach postępuje wykoślawianie pierwotnego znaczenia słowa haker. Najpierw "pomysłowy Dobromir" (bo przecież pierwotnie to właśnie ten opis chyba najlepiej oddawał sens "hakera") stał się złowieszczym i przebiegłym przestępcą internetowym. To było jeszcze od biedy do przełknięcia, bo jakiś sens w tym był (choć ja starałem się nigdy nie nazywać cyberprzestępców hakerami) - ale obecnie dla mainstreamowych mediów hakerem jest każdy, kto potrafi zrobić coś z komputerem lub komórką. Najlepiej, jeśli jest to coś złego.
Po raz pierwszy na poważnie zabolało mnie to, gdy przed kilkoma miesiącami wybuchł afera z brytyjskim tabloidem "News of the World", który podsłuchiwał pocztę głosową celebrytów i ofiar przestępstw. W mediach przetoczyła się wtedy dyskusja o tym, jako NOW zatrudniał wysoce wyspecjalizowanych hakerów, dzięki którym mógł włamywać się do poczty głosowej wybranych numerów.
Zapachniało sztuczkami rodem z "Gier Wojennych" i "Johny'ego Mnemonica" - ale tak naprawdę to ci wielcy hakerzy po prostu podawali domyślne hasła dostępu do skrzynek pocztowych (większość operatorów umożliwia sprawdzenie zawartości skrzynki za pośrednictwem innego telefonu - wystarczy podać numer, standardowy kod oraz hasło). Ok, może to nie jest wiedza oczywista dla każdego... ale takim hakerem to i ja jestem. I nie wydaje mi się, by umiejętność wykorzystania informacji, które można znaleźć w instrukcji, czyniła kogokolwiek hakerem.
Kolejny raz zirytowało mnie to dziś - gdy z któregoś RSS-a wyskoczyła mi informacja, że do Sieci wyciekło najnowsze wydanie magazynu Playboy, a serwis Foxnew.com przeprowadził wywiad z "hakerem" (tu napisał o tym CNet, tu jest materiał FoxNews), który tego dokonał. Rzecz wydała się ciekawa, zawsze interesowały mnie kulisy takich akcji. No i się dowiedziałem... że rozmówca serwisu - ów pomysłowy i przedsiębiorczy haker - znalazł nowego Playboya w którejś sieci P2P, scalił go (magazyn był dostępny w postaci 200 stron, każda z nich w oddzielnym pliku graficznym) i udostępnił na jakiejś stronie warezowej.
Oczywiście problem nie dotyczy wyłącznie mediów zachodnich - w naszych też co i rusz czytam gdzieś, jak to hakerzy z Allegro okradali klientów (sztuczka hakerska polegała na wysłaniu cegły zamiast telefonu) albo atakowali użytkowników Naszej Klasy - kopiując ich udostępnione publicznie zdjęcia i publikując je na innych serwisach. Strach się bać, gdzie człowiek się nie obejrzy, tam czyha na niego haker.
Ja rozumiem, że media - a szczególnie te ogólno tematyczne, z głównego nurtu - mają skłonność do upraszczania. Ale znajmy granicę, na litość.