REKLAMA
  1. Spider's Web
  2. Technologie

Bezpieczeństwo AD 2012 - zwykły użytkownik ma przechlapane

22.12.2011
15:31
Bezpieczeństwo AD 2012 – zwykły użytkownik ma przechlapane
REKLAMA
REKLAMA

Jeszcze kilka lat temu recepta na bezpieczne korzystanie z komputera była dość prosta – użytkownikom tłumaczyło się, że nie powinni otwierać załączniku do podejrzanych e-maili, surfować po stronach z „grupy ryzyka” (pornografia, warez itp) i nie uruchamiać aplikacji z potencjalnie niebezpiecznych źródeł. I tyle – stosowanie się do tych kilku nieskomplikowanych zasad. Niestety, dziś jest zupełnie inaczej – generalnie zwykły, niespecjalnie oblatany w zawiłościach ITużytkownik nie ma szans w starciu z wszystkimi tymi wirusami, hakerami i phisherami. Nawet jeśli ma niezbędne antywirusy i na czas instaluje wszystkie aktualizacje.

Przez długie lata czułem się w Sieci względnie bezpiecznie – do niedawna nie korzystałem nawet z żadnego antywirusa, bo byłem święcie przekonany, że moja wiedza na temat zagrożeń i typowych metod ataku z powodzeniem wystarczy mi do zabezpieczenia się przed wszelkimi komputerowymi paskudztwami. Ale od kilkunastu miesięcy już nie jestem tego taki pewien i na wszystkich używanych komputerach poinstalowałem antywirusa. Nie, żebym był przekonany, że obroni mnie zawsze i wszędzie – ale uznałem, że dodatkowa linia obrony nie zawadzi. Bo ten cały Internet zrobił się, cholera, naprawdę niebezpieczny.

Czytam sobie właśnie o pewnym podłym szkodniku, tzw. ransomware – czyli złośliwym programie, który po zainstalowaniu w komputerze zaczyna wyświetlać komunikaty informujące, że użytkownik dopuścił się jakichś nielegalnych aktywności i musi teraz zapłacić za to karę finansową (to i tak dość łagodna forma ransomware, bo ten akurat tylko straszy – inne programy tego typu potrafią zaszyfrować pliki użytkownika i domagać się kasy za odszyfrowanie).

Problem polega na tym, że przed tym konkretnym programem taki zwykły użytkownik zupełnie nie ma się jak zabezpieczyć – z informacji dostarczonych przez Microsoft wynika, że szkodnik instaluje się w systemie dzięki exploitowi wykorzystującemu cały zestaw luk w popularnych przeglądarkach i wtyczkach do nich. Wśród nich są m.in. luki, na które producenci aplikacji wciąż nie dostarczyli poprawek, więc użytkownik nie może zrobić nic, by się w 100% zabezpieczyć przed atakiem. Ewentualnie można zrezygnować z danej przeglądarki – ale doświadczenie pokazuje, że ta kwestia bywa dość dynamiczna – program, który dziś wydaje się bezpieczny, jutro może okazać się dziurawy. A zmienianie przeglądarki co kwartał nie wydaje się najrozsądniejszym pomysłem.

Czyli o jednej „złotej zasadzie bezpieczeństwa” – czyli szybkim aktualizowaniu oprogramowywania – możemy zapomnieć. Oczywiście, należy to robić, bo instalując wszystkie niezbędne poprawki znacząco ograniczamy powierzchnię ataku. Ale 100% zabezpieczeniem już to nie jest.

To samo z antywirusami – one oczywiście wciąż są bardzo przydatne i zalecane. Ale choć ich producenci od lat chwalą się, jakie to kolejne przełomy zaliczają ich aplikacje, to generalnie wciąż obowiązuje stara zasada: antywirus wykryje i zatrzyma wirusa (czy cokolwiek innego), jeśli go zna. Owszem, jest coś takiego jak heurystyczne skanowanie kodu – ale testy pokazują, że popularnym antywirusom identyfikowanie złośliwego kodu na podstawie jego zachowania idzie, delikanie rzecz ujmując, średnio. Czyli cały czas jesteśmy podatni na ataki nowych wirusów – takich, które zdołają zaatakować komputer zanim producent antywirusa stworzy odpowiednie sygnatury antywirusowe.

Ostatnia zasada – w myśl której nie należy odwiedzać podejrzanych stron – oczywiście również pozostaje aktualna. Tyle, że stosowanie się do niej już nie gwarantuje bezpieczeństwa, bo przestępcy z lubością wykorzystują błędy w konfiguracji popularnych, powszechnie uważanych za bezpieczne witryn do umieszczania na nich złośliwej zawartości (nie tak dawno przez kilka tygodni wirusami „siała” np. strona największego indyjskiego banku – HDFC).

Wszystko to sprawia, że nawet całkiem nieźle zorientowany w świecie Internetu i bezpieczeństwa użytkownik nie może się dziś czuć w 100% bezpieczny. A taki zwykły, domowo-biurowy użytkownik ma przechlapane po wielokroć – bo na domiar złego nie ma świadomości wszystkich tych nowych zagrożeń. Specjaliści ds. bezpieczeństwa i my – dziennikarze – przez dłuższy czas tłumaczyliśmy mu, że wystarczy, by trzymał się trzech zasad i będzie bezpieczny. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy takie tłumaczenie nie było błędem – Von.g napisał wszak celnie w komentarzu pod którymś z moich niedawnych tekstów (parafrazuję nieco, bo komentarz dotyczył app store’ów), że „tworzenie mirażu bezpieczeństwa może narobić więcej szkody niż pożytku”. Trudno się nie zgodzić.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA