Nawet producenci nie chcą już Androida na tabletach
Tablety z Androidem w wersji 3.x i 4.0 miały być odpowiedzią na dominację iPada. Lepsze, szybsze, wydajniejsze, oferujące większe możliwości i o wiele bardziej zaawansowane opcje personalizacji, miały szturmem wedrzeć się na sklepowe półki oraz do świadomości i „kieszeni” klientów. I częściowo tak się stało – łączny udział tabletów z systemem operacyjnym Google przekroczył w ostatnim kwartale 25% i wydawało się, że może być już tylko lepiej. Bardzo jednak prawdopodobne, że… lepiej już było i trzeba się z tym pogodzić. Według najnowszych doniesień, z tego rynku stopniowo planują się bowiem wycofywać najwięksi światowi producenci komputerów, którzy z uwagi na brak pomysłu na skuteczną konkurencję z iPadem czy tanimi tabletami od Barnes&Noble czy Amazonu, a także brak jakichkolwiek perspektyw zarobkowych, wolą skupić się na innych tworzeniu innych produktów.
W gronie tych, którym miało by już przestać zależeć na tworzeniu tabletów z Androidem znaleźli się tacy giganci jak Asus, Acer czy Dell – bez wątpienia jedne z najważniejszych figur w świecie PC, nieszczególnie przy tym potrafiący odnaleźć się w nowej „rzeczywistości”. Oczywiście „opuszczenie” przez nich rynku nie będzie natychmiastowe – stopniowo jednak zmniejszane są zamówienia na ilość nowych urządzeń, a cały proces ma się zakończyć już w przyszłym roku. Jeśli więc ktoś czekał np. na Asusa Transfromem Prime z czterordzeniowym procesorem, nie ma najmniejszych powodów do obaw – tablet bez wątpienia trafi na rynek, tyle że jego następcy trudno będzie się już raczej spodziewać. Bo na „zielonym robocie” w tabletach nie zależy już nawet producentom.
Wszystko to głównie z powodu „wojny cenowej” sprytnie zapoczątkowanej przez Apple jeszcze w momencie, kiedy na rynku nie było tak naprawdę żadnej konkurencji. Szybko okazało się, że stworzenie urządzenia mogącego konkurować z nim na płaszczyźnie sprzętowej jest dość kosztowne, co udowodniły modele trafiające na rynek niedługo później, w cenach często zupełnie niekonkurencyjnych. Kilka tygodni temu kolejną „barierę cenową” ustalił Amazon, którego Kindle Fire wyceniony został na zaledwie 199$. Urządzenie wprawdzie nie zachwyca parametrami, według pierwszych recenzji jest raczej powolne i posiada całkiem sporo wad, których łatwo było uniknąć, ale do tego, do czego większości klientów potrzebny jest tablet, całkowicie wystarcza. Wszyscy producenci, znajdując się „pomiędzy” Kindle Fire (i Nook Tablet) oraz iPadem, postawieni zostali w dość nieciekawej sytuacji – system mają przecież ten sam co o wiele tańsza konkurencja, „nie są iPadem”, a za 200$ mogą sprzedawać swoje urządzenia praktycznie tylko wtedy, kiedy za wszelką cenę chcą w jakikolwiek sposób zaistnieć na rynku – ciężko oczekiwać, żeby udało im się na takiej wyprzedaży cokolwiek zarobić.
Nawet jeśli jednak udałoby im się osiągnąć optymalny kompromis pomiędzy ceną, jakością i możliwością zarobku, w dalszym ciągu mają spory problem – ekosystem. Kompletny zestaw, zawierający nie tylko aplikacje, ale i muzykę, filmy, klipy wideo, książki i innego rodzaju „treści multimedialne” również posiadają wyłącznie Amazon, Apple oraz (choć w nieco mniejszym zakresie) Barnes&Noble. Wystarczyłoby przejrzeć czym są „dodatkowe sklepy” oznaczone logo wybranych producentów na urządzeniach z Androidem – niczym więcej niż zbiorem kilku, kilkunastu, czasem kilkudziesięciu programów przygotowanych przez twórców urządzenia lub dodatkowo pod jego kątem zoptymalizowane. Biorąc pod uwagę dominujące zastosowanie tabletów, którym według wszystkich badań jest ogólnie pojęta „konsumpcja treści”, wygrywa ten, kto zaoferuje jej najwięcej i w jak najbardziej przystępnej formie. Tego nie jest w stanie zrobić obecnie praktycznie nikt poza wymienioną wcześniej „wielką trójcą”, a innym pozostaje jedynie „robienie tabletów” – może i ładnych, wydajnych, od czasu do czasu z funkcjami, których nie ma u konkurencji, ale… po prostu nudnych i w ostatecznym rozliczeniu - do bólu wtórnych.
Nic więc dziwnego, że pomimo tego, że Android 3.x (a wkrótce i 4.0) „jakoś” się sprzedaje (z tych 25%, niestety zaledwie ułamek stanowią wersje dedykowane tabletom) i są klienci, którzy ostatecznie zdecydują się właśnie na ten system operacyjny, nic nie wskazuje na to, aby miał jakąkolwiek przyszłość. Zapotrzebowanie na tablety jest jeszcze wprawdzie całkiem duże, ale pozostaje jedynie kwestią czasu, kiedy ludzie zaczną od sprzętu kosztującego często niewiele mniej niż laptop, wymagać o wiele więcej niż jest im on w stanie zaoferować. I właśnie na pracach nad takim rozwiązaniem skupią się producenci, bez większego żalu porzucając w większości przypadków Androida, który miał już swoją szansę.
Wyjściem z problemu będzie oczywiście Windows 8, mający potencjalnie stworzyć zupełnie nowy rynek, na którym na początku (czyli prawdopodobnie od trzeciego kwartału przyszłego roku) wszyscy będą mieli równe szanse. Pod warunkiem, że przygotowania zaczną już teraz – kosztem Androida. I chyba mało komu, z wyjątkiem Google, będzie z tego powodu przykro.