Startup Fest - miało być jak zwykle, a wyszło świetnie!
Podobnie jak w przypadku Startup Weekendu, nie będę pisał o tym jaka to była impreza. Z pewnością i tak stała na wysokim poziomie. Liczy się to, że wreszcie wygrał startup z prawdziwego zdarzenia - Save Up.
Aplikacja SaveUp jest oparta na technologii rozpoznawania obrazów. Identyfikuje produkt porównując jego zdjęcie ze zdjęciami produktów w bazie danych. Dzięki temu użytkownik już w kilka sekund po zrobieniu fotografii otrzymuje możliwość nabycia sfotografowanego przedmiotu. Tyle o tym, czym jest projekt, ale nie to jest jest najważniejsze. Twórcy projektu analizując zachowania rynku doszli do wniosku, że samą aplikacją niewiele zdziałają. Tak naprawdę liczy się technologia, którą dysponują i to wokół niej będą tworzyć swój biznes. Już dziś zapowiadają jej sprzedaż na całym świecie, między innymi w Argentynie i w Chinach.
Najlepiej w takiej sytuacji oddać głos twórcom projektu:
http://youtu.be/7bMM9fFTlyo
Nawiązując jeszcze do samej imprezy - Wiadomo, że Startup Fest to zupełnie inna impreza niż Startup Weekend i dowodem na to jest między innymi wybór zwycięzcy. Startup Weekend to spotkanie młodych, którym się chce, ale czy jest to domena tylko tego rodzaju wydarzeń? Organizatorzy chwalą się tym, że tworzą miejsce w którym mogą spotkać się młodzi ludzie i złapać bakcyla internetowego biznesu. Poznać osoby dużo bardziej doświadczone od siebie. Żeby to zrobić musimy kupić bilet, niejednokrotnie przejechać pół Polski, zapewnić sobie nocleg i wyżywienie na kilka dni. OK, ale to chyba nie tak powinno wyglądać?
Gdyby wybrać się w trasę po uczelniach wyższych, zajrzeć do klubu miłośników książki lub po prostu przejrzeć setki internetowych projektów, znaleźlibyśmy dziesiątki młodych ludzi, którym się chce. Często nie stać ich, by być tam gdzie głaskanie po głowie to chleb powszedni. Mimo, że często realizują projekty dużo ciekawsze niż większość zaprezentowanych na takich imprezach jak Startup Weekend, to w większości pozostają niezauważeni. Na szczęście to właśnie oni, prędzej czy później wychodzą górą z pojedynku, w którym ceną jest własny biznes.
Podczas takich imprez jak Startup Weekend czy ostatnio HackFest powstają dziesiątki “skończonych” aplikacji. Można zbudować coś w kilka dni, ale co dalej z tymi wszystkimi projektami? Mamy ich twórców uczyć robienia kolejnych śmieciowych stron, które i tak prędzej czy później odejdą w zapomnienie? Czy powinniśmy zaszczepiać im robienie projektów, które mają być przez nich rozwijane i zmieniane na realny biznes?
Chcieć to nie zawsze znaczy móc. Pomiędzy jest jeszcze potrafić i to powinno uświadamiać się każdemu kto próbuje zrobić biznes. Gdyby na samym początku biznesowej drogi głaskano po główce dzisiejszych “mentorów” polskiej branży startupowej byliby pewnie wciąż anonimowymi wyrobnikami. Wspieranie młodych ma sens, ale musi być robienie umiejętnie.
Posługując się analogią piłkarską. Olbrzymią sztuką jest wprowadzenie 17-letniego zawodnika do gry w drużynie walczącej o mistrzostwo. Można wpuścić go do gry w meczu z wymagającym przeciwnikiem. Uda się albo nie, jeżeli strzeli bramkę to z miejsca stanie się bohaterem. Jeżeli nie, dostanie jeszcze jedną lub dwie szanse. Przez kilka tygodniu media będą nim zachwycone, ale gdy któryś z kolei mecz w jego wykonaniu będzie stał na niskim poziomie, z miejsca staniem się ofiarą własnego mini sukcesu. Nawet Messi nie od razu był tym zawodnikiem, którym jest dzisiaj. Każdy potrzebuje czasu na budowanie filarów swojego biznesu lub kariery.
Mówienie, że “dwóch młodych chłopaków wymyśliło system” świadczy głównie o tym, jak bardzo leniwi są zarówno redaktorzy, jak i mentorzy na tego rodzaju eventach. Naprawdę, nie potrzeba wiele zachodu by sprawdzić, że projekt uważany za innowacyjny jest w rzeczywistości kopią czegoś, co już od dłuższego czasu działa i ma się bardzo dobrze.
Wiele razy słyszałem, że pomysł nie jest najważniejszy. Liczy się stojący za nim zespół, biznes i determinacja z jaką projekt jest realizowany. Niestety w większości przypadków ważniejsze jest głaskanie po głowie, ale są konkursy takie jak Startup Fest, które mimo, że mogą wzbudzić niewielkie wątpliwości pod względem składu jury to bronią się podejmowaniem słusznych decyzji. Oprócz trafnego wyboru zwycięzcy wyróżnienia dla Migam.pl i Manubia.pl to mega pozytywna wiadomość. Pierwszy projekt rozwiązuje wyjątkowy problem, dla bardzo wąskiej grupy osób, ale spełnia bardzo ważną potrzebę. Mimo, że może nigdy nie będzie stanowił części wielkiego biznesu to niesie ze sobą olbrzymie wartości i pasję z jaką jest realizowany. Manubia natomiast, mimo że pod wieloma względami kontrowersyjna, rozwija się w bardzo fajny sposób i mimo zastrzeżeń konkurencji ma szansę na globalny sukces.
Idea eventów jest różna, nie zmienia się natomiast idea budowania firmy, projektu, startupu. Najważniejsza jest determinacja, pomysł i ciężka praca. Niejednokrotnie te właśnie elementy składają się na długoterminowy sukces. Pisząc i mówiąc o pomyśle - jesteście fajni, spoko, róbcie swoje jest w porządku, ale do czasu. W sytuacji, gdy zachłyśnięci pierwszymi powodzeniami po krótkim czasie zaczynamy tonąć szybko tracimy wiarę w sukces, wiarę w dotychczas włożoną w projekt pracę. Energia to nie wszystko. Ona jest, była, ale najważniejsze to czy będzie. Budowanie otoczki sukcesu wokół czegoś, co na sukces w rzeczywistości nie zasłużyło, nie ma najmniejszego sensu.
Droga do budowania biznesu nigdy nie była i nie będzie usłana różami. Żadna, nawet najmniejsza nagroda, nie powinna być prosta w zdobyciu. Gdyby na początku biznesowej drogi wszystkich młodych wilków traktowano jak gwiazdy, to żaden z nich, nie stworzyłby projektu o sukcesie na miarę portalu o2 czy Naszej Klasy. Niestety dziś każdy, nawet najbardziej banalny i wtórny pomysł opisywany jest z wielką pompa i to w jakimś stopniu krzywdzi zarówno kreatywność jak i tych, którym się chce.
“Twórzcie firmy, a nie startupy!” powiedział, w którymś z ostatnich wywiadów dotyczących Startup Fest Piotr Wilam. Wygląda na to, że SaveUp idzie właśnie tą drogą.