REKLAMA

Większe nie zawsze lepsze - ekranom w topowych smartfonach coraz bliżej do tabletów

09.05.2011 12.00
Większe nie zawsze lepsze – ekranom w topowych smartfonach coraz bliżej do tabletów
REKLAMA
REKLAMA

Samsung Galaxy S II wzbudza ogromne zainteresowanie – jeszcze przed oficjalną premierą wstępnie zamówionych zastało ponad 3 miliony sztuk tego urządzenia. Na rynku rodzimym, w Korei jest bardzo pożądany, nawet bardziej, niż iPhone. Galaxy S II jest na jak najlepszej drodze do pobicia sprzedaży poprzednika, poza tym pokazuje widoczny już od jakiegoś czasu trend w nowych smartfonach. Ekrany stają się coraz większe, zwłaszcza w tych high-endowych urządzeniach.

Galaxy S II ma ekran SuperAMOLED o przekątnej 4,3 cala. Pierwszy Galaxy S miał 4 cale. Zapowiedziany przed weekendem dla amerykańskiej sieci AT&T Samsung Infuse 4G jest jeszcze większy – 4,5 cala. Zresztą nie tylko Samsungi brylują w tej dziedzinie. HTC, Motorola czy LG również mają w ofertach topowe modele smartfonów z dużymi ekranami.

Czy obsługa takich urządzeń jest wygodna – to już kwestia dyskusyjna. Pewne jest natomiast, że znaczna przekątna ekranu stała się wyznacznikiem mocy urządzenia. Smartfony przygotowywane z myślą o rynku masowym nie przekraczają zazwyczaj 3,5 cala, dzięki temu są tańsze i mogą być oferowane za złotówkę przy niższych abonamentach. Smartfon mocniejszy jest automatycznie większy (i droższy). Da się więc nawet uwierzyć w plotki, że iPhone 5 może „urosnąć” do czterech cali. Wpisałby się idealnie w trend.

Jedynie HP z modelem Veer wyłamał się z szeregu oferując ekran 2,6 cala i systemem webOS. Jednak to małe urządzenie pracuje pod kontrolą procesora o taktowaniu z częstotliwością 800 MHz, więc nazywanie go high-endem patrząc przez pryzmat hardware’u byłoby nietrafione.

Rodzi się naturalne pytanie, czy topowym smartonom bliżej do telefonów czy tabletów – Dell Streak, który według producenta jest tabletem, ma 5 cali. Poza tym czterem i pół cala tak naprawdę bliżej siedmiu niż siedmiu bliżej dziesięciu (PlayBook, Galaxy Tab). Specyfikacją techniczną smartfony zazwyczaj w niczym nie ustępują tabletom – podobne lub nawet te same procesory, pamięć itp. – w tym aspekcie różnice są minimalne.

I kolejne, chyba nawet ważniejsze pytanie – czy to konieczne? Duży, ponad czterocalowy ekran oznacza większą ilość powierzchni roboczej, ale nie jest koniecznie równoznaczny z komfortem. Nie tylko ja spotkałam się z problemem zbyt dużego ekranu, który ciężko obsłużyć jedną dłonią trzymającą nieruchomo telefon. Sięganie kciukiem do górnych krawędzi wymaga często niewygodnej gimnastyki i przesuwania urządzenia w dół, tak że traci ono stabilność.

W ankiecie Business Insidera większość odpowiadających przyznała, że ich kolejnym wyborem będzie najnowszy, drogi smartfon. Siłą rzeczy będzie to urządzenie ponad czterocalowe – tylko takie są teraz na topie, tylko takie otrzymują dwurdzeniowe procesory, 1 gigabajt RAMu i najnowsze wersje systemów. Szukając czegoś o podobnych parametrach ale o ekranie do 3,5 cala można nieźle się rozczarować. Nie ma.

Wojna na jakość ekranu jest zrozumiała. Lepsze odwzorowanie koloru, większa rozdzielczość, mniejszy pobór energii, lepsza czytelność są w cenie. Jednak producenci zapominają, że wielkość nie zawsze jest zaletą. Samsung chce chwalić się SuperAMOLEDami, a nic nie wygląda bardziej widowiskowego niż duży ekran. Tyle, że widowiskowe nie znaczy wygodne, nie dla wszystkich. Na pewno nie tylko ja skusiłabym się na coś w stylu Galaxy SII z mniejszym wyświetlaczem. Nawet byłabym w stanie zrezygnować z tych 8,49 milimetra grubości, byle dostać urządzenie dopasowane do potrzeb.

Wybór taki jak teraz, czyli najnowszy smartfon z przeogromnym ekranem lub mniejszy ekran ze starszym hardware działa tylko na niekorzyść producentów. Niejeden konsument kupiłby topowy telefon, ale nijak nie wyobraża sobie zmieszczenia go w kieszeni.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA