Groupon Polska o Grouponie Polska i fryzjerze dla Spider's Web
- Pewnego dnia, gdy znudzony pracą w korporacji, gdzie przygotowywałem raporty 'o internecie' do zarządu, których i tak nikt nigdy nie czytał, zadzwonił telefon. Dzwonili bracia Samwer z Niemiec - giganci na lokalnym rynku, którzy sztukę klonowania hitowych serwisów ze Stanów Zjednoczonych doprowadzili do perfekcji. - Możesz być za 2 godziny w Berlinie? - spytali. Sprawdziłem - za 40 minut był samolot do Niemiec. - Mogę - odpowiedziałem i tak zostałem szefem CityDeals w Polsce.
Groupon Polska załapał w ostatnim czasie trochę 'negatywnego pijaru', głównie po tym jak w 'top boksie' na Gazeta.pl przez dzień cały przeleżał tekst o pewnym niezadowolonym z usług tego największego na świecie serwisu zakupów grupowych fryzjerze. - Wiele z tego, co zostało tam napisane to nieprawda. Chociaż biję się w piersi, bo powinniśmy być bardziej uważni - mówił mi szef polskiego Groupona, Marcin Szałek, który postanowił spotkać się z wybranymi przedstawicielami mediów by wyjaśnić to i owo. Udało mi się przy okazji namówić go na ciekawą opowieść o Grouponie w Polsce.
- W samolocie spotkałem się z czterema innymi młodymi ludźmi z Polski, których do Berlina zaprosili bracia Samwer. Byli to założyciele Crocodeal, jednego z pierwszych - o ile nie pierwszego - polskiego start-upu zakupów grupowych. Jak dojechaliśmy do Niemiec, dogadaliśmy się w kilka minut. Potem nie było już tak łatwo, bo Samwerowie chcieli, żebyśmy się wszystkiego nauczyli od niemieckiego CityDeal. Mieliśmy 15-minutowe rundy spotkań z poszczególnymi menadżerami z Niemiec, którzy mieli nam przekazać podstawowe informacje o swojej działalności. Na koniec dnia jeden z Samwerów zapytał nas - wiecie już wszystko, tak? Do wracajcie do Polski i do roboty.
- Zaczynaliśmy w kilka osób. Czuliśmy się jak totalny start-up, bo wprawdzie zaplecze finansowe mieliśmy z Niemiec, ale tak naprawdę całość biznesu i firmy musieliśmy budować sami. Miesiąc później CityDeal zostało przejęte przez Groupona. Dziś funkcjonujemy pod marką Groupon Polska, ale tak naprawdę infrastrukturalnie i kapitałowo wciąż powiązani jesteśmy z naszym niemieckim oddziałem. Chociaż Amerykanie coraz bardziej interesują się naszym rynkiem. Wiesz czemu? - pyta Szałek. - Nie wiem, skąd mam wiedzieć? - odpowiadam. - Bo polski oddział Groupona generuje piąte najwyższe przychody w Europie. - O, a jakie to przychody? - pytam. - Tego nie mogę powiedzieć. Powiem tylko, że dzięki nam Polacy oszczędzili już 250 mln zł.
- Rok temu, gdy przejmował nas Groupon zatrudnialiśmy w Polsce 6 osób. Dziś zatrudniamy ponad 200 ludzi, z czego ponad 30% w bezpośredniej sprzedaży. Mamy siatkę przedstawicieli we wszystkich największych miastach Polski. Obsługujemy ponad 3 tys. kontrahentów na naszym rynku, którzy dotychczas zaoferowali swoim klientom 6 tys. ofert za naszym pośrednictwem. Codziennie oferujemy ok 900 nowych ofert. Mamy ponad 4 mln zarejestrowanych klientów, z czego 800 tys. w Warszawie. Można powiedzieć - osiągnęliśmy sukces. Choć to dopiero początek tego gigantycznego rynku.
- Pewnie, że boimy się konkurencji. Widzimy co się dzieje. Wkrótce każda grupa medialna w Polsce będzie miała serwis zakupów grupowych, a i mniejszych indywidualnych start-upów ostatnio strasznie się namnożyło. Mimo wszystko i tak lepiej jest w u nas w Polsce niż na przykład w Czechach - na dużo mniejszym rynku od polskiego - jest już dziś ponad 200 serwisów zakupów grupowych. Myślę, że powalczymy jakością obsługi klienta i tym, że większość naszych klientów: zarówno partnerów handlowych, jak i konsumentów końcowych do nas wraca. Coś ci powiem - ostatnio robiliśmy dużą akcję z chorzowskim Wesołym Miasteczkiem. Kilkanaście tysięcy kuponów w bardzo krótkim czasie. Pojechaliśmy więc do Chorzowa by pomóc naszemu partnerowi - udostępniliśmy dodatkowy sprzęt komputerowy, skanery na kupony i dodatkową obsługę. Myślę, że konkurencji jeszcze długo nie będzie na to stać.
- Sprawa opisywanego przez Gazeta.pl fryzjera jest trudna, a relacja medialna znacznie przesadzona. Zresztą drugi tekst na Gazeta.pl, którego losy śledziliśmy na bieżąco: pojawiał się w różnych miejscach i znikał z portalu, każe się zastanowić nad celowością takiego działania. Szczególnie druga publikacja w wielu miejscach opiera się na nieprawdziwych lub przeinaczonych informacjach. Prawda jest taka, że rzeczywiście naszym błędem było nieustalenie górnego pułapu sprzedaży kuponów oraz nieco przespaliśmy wielkie zainteresowanie ofertą pana Jarosława Budnego, ale sposób w jaki przystąpiliśmy do naprawy tej sytuacji był w moim odczuciu poprawny.
- Długo szukaliśmy kontaktu z panem Budnym, co nie było wcale proste, gdyż pan Budny jest niezwykle zajętym człowiekiem. To my wyszliśmy z szeregiem propozycji rozwiązania problemu, które wspólnie z panem Budnym omawialiśmy i wspólnie zdecydowaliśmy się na stosowne działania. Zaproponowaliśmy zatrudnienie asystentki na nasz koszt, która mogłaby wspomóc pana Budnego w kontaktach z klientkami. Proponowaliśmy także pomoc w znalezieniu specjalisty, który mógłby wspomóc pana Budnego przy realizowaniu kupionych w Grouponie usług. To my w końcu zaproponowaliśmy specjalny mailing do wszystkich osób, które wykupiły bony na usługi pana Budnego, w którym przedstawialiśmy szereg możliwości: czy to pełnego zwrotu pieniędzy, czy deklaracji poczekania na realizację usługi. W mailingu tego nie napisaliśmy, ale na osoby, które wybiorą zwrot pieniędzy czekają bonusy do wykorzystania na kolejnych zakupach na Grouponie, zaś osoby, które zdecydują się poczekać na usługę, wspólnie z panem Budnym przygotowujemy upominki. Cały koszt bonusów i upominków pokrywa oczywiście Groupon.
- Tę trzecią opcję wybrał pan Budny i nawet na piśmie wyraził swoje zadowolenie sposobem rozwiązania sprawy. Co więcej pan Budny wyraził również chęć przyszłej współpracy z Grouponem proponując rychłe powtórzenie akcji - to wszystko mamy na piśmie. Nigdy też nie zakazywaliśmy panu Budnemu rozmawiania z przedstawicielami mediów. Co więcej, od początku jesteśmy bardzo otwarci w tej sprawie, zarówno przed panem Budnym, jak i mediami. Wokół całej sprawy powstało wiele niezdrowego dla całej branży szumu medialnego, niemniej jednak jestem przekonany, że z całej sprawy wyjdziemy silniejsi i jeszcze lepszymi standardami współpracy z klientami. Już pracujemy nad rozszerzonym programem edukacyjnym, obejmującym stronę internetową, animacje, filmy oraz poradniki.