Zablokuj wszystko z Google?em
Google ostatnimi czasy wprowadza dużo zmian w swoim flagowym produkcie - wyszukiwarce. Z pozoru mało zauważalne, jednak bardzo ważne dla samego wyszukiwania. Coraz głośniejszy temat content farm skłonił Google'a do wypuszczenia dodatku pozwalającego blokować konkretne strony w wynikach wyszukiwania. Teraz pojawia się taka możliwość bez potrzeby instalowania rozszerzeń. Pozycja lidera skłania Google'a do dostosowania się do szybko zmieniających się warunków rynku. Dla zwykłego użytkownika oznacza to coraz większą kontrolę nad tym, co pojawia się w wynikach.
Opcja blokowania wybranych stron pojawia się stopniowo w różnych wersjach lokalnych Google'a. Pod linkiem i skrótem strony pojawi się dodatkowy przycisk - ''block all..''. Raz zablokowana strona w przyszłości przestanie pojawiać się w przyszłych wynikach wyszukiwania, a wszystkimi zablokowanymi witrynami będzie można dowolnie zarządzać w ustawieniach. To ukłon w stronę użytkowników narzekających na pogarszającą się jakość wyszukiwania. To także przyznanie, że z ''producentami'' treści zoptymalizowanych pod wyniki wyszukiwania nie da się definitywnie wygrać.
Pod koniec lutego Google poinformował, że anglojęzyczna wersja algorytmu uległa zmianie, by lepiej promować treści specjalistyczne. Zmiany mają zostać wprowadzone także w innych językach. Niecałe dwa tygodnie później Google wprowadza blokowanie wybranych witryn. Tłumaczy, że to pomoże w dostosowaniu wyników wyszukiwania do indywidualnych potrzeb oraz dostarczy wartościowych informacji na temat najbardziej niechcianych stron. Takie tłumaczenie ma sens, ale pokazuje też niemoc wszelkich algorytmów wobec optymalizacji SEO.
Walka z content farmami, które każdego dnia dostarczają dziesiątki tysięcy materiałów do internetu to zabawa w kotka i myszkę. Google zmienia algorytm, specjaliści SEO rozgryzają go jak najszybciej i dostosowują proces tworzenia treści. Google w odpowiedzi znów zmienia algorytm... I tak w kółko. Bo wyszukiwarka ma jedną, podstawową wadę - brakuje jej elastycznego czynnika ludzkiego. Na razie żaden, nawet najlepszy algorytm nie zastąpi użytkowników, odbiorców którzy dynamicznie oceniają treści.
Google w końcu to zrozumiał i postanowił ich zwerbować - chcesz lepszego wyszukiwania, to sam się do tego przyłóż. Dostaniesz przefiltrowane wyniki a my dzięki temu ulepszymy algorytm. W swojej prostocie genialne podejście. Oczywiste, że użytkownik całkowicie nie wyeliminuje spamu z wyników wyszukiwania, ale przynajmniej pozbędzie się najbardziej męczących witryn.
A Google zyska co najmniej podwójnie. Oprócz oczywistych korzyści dostanie do ręki kolejny argument w walce ze zbierający, coraz więcej ruchu Facebookiem. Poza tym odskoczy konkurentom, zwłaszcza Bingowi który poczyna sobie coraz śmielej.
Aż dziw, że Google nie wpadł na tę prostą pomoc w rozwiązaniu problemu wcześniej. Teraz pozostaje mu liczyć, że miliony użytkowników wyszukiwarki zacznie korzystać z tej opcji masowo.