Czego uczy historia zagubionego (skradzionego) iPhone'a
Historia najnowszego, nie wydanego jeszcze przez Apple'a iPhone'a czwartej generacji, w którego posiadanie wszedł serwis Gizmodo, skłania do daleko idących wniosków nie tylko odnośnie funkcjonowania i moralności mediów, ale również delikatności strategii marketingowej opartej z jednej strony na budowaniu aury totalnej konspiracji, a z drugiej kontrolowanych przecieków.
To, co jeszcze wczoraj nie było pewne dziś można z całą stanowczością potwierdzić - zdjęcia i opis iPhone'a, które opublikował serwis Gizmodo są autentyczne. To rzeczywiście urządzenie należące do Apple'a. Wiadomo to na pewno z listu, jaki wiceprezes Apple'a ds. prawnych Bruce Sewell przesłał do Gizmodo. Potwierdza on w nim, że internetowy serwis jest w posiadaniu urządzenia należącego do Apple'a i żąda jego zwrotu.
Jakim cudem Gizmodo wszedł w posiadanie prototypu iPhone'a? Ta sprawa nie jest do końca jasna, ale raczej na pewno wiadomo, że nie jest prawnie czysta. 17 kwietnia (sobota) do właścicieli serwisu Engadget zgłasza się osoba (lub osoby), która twierdzi, iż jest w posiadaniu nowego iPhone'a. Chce go sprzedać serwisowi. Ten odmawia zakupu. Dwa dni później, 19 kwietnia (poniedziałek) konkurencyjny do Engadget serwis Gizmodo publikuje zdjęcia tajemniczego urządzenia twierdząc, że jest to nowa generacja iPhone'a, którą Apple ma zaprezentować dopiero w czerwcu.
Z pierwszych informacji przekazanych przez Gizmodo wynikało, że telefon został "znaleziony" w barze w Redwood City, który - jak skrupulatnie wyliczono - znajduje się dokładnie 19 mil od siedziby Apple'a. Wtedy odezwał się Engadget, którego redaktorzy poinformowali o tym, że mieli propozycję kupienia iPhone'a już 17 kwietnia i z niej nie skorzystali. Podali również nieco inną wersję wydarzeń zdobycia iPhone'a przez osoby trzecie - miał on leżeć na podłodze baru. Wtedy odpowiedział Gizmodo ustami szefa firmy Gawker - Nicka Dentona, które jest właścicielem serwisu, potwierdzając, że telefon został kupiony od znalazcy za 5 tysięcy dolarów. Jeszcze później wieczorem Gizmodo podał także w szczegółach, do kogo zgubiony iPhone należał - to inżynier Apple'a Gray Powell. Wtedy do gry włączył się Apple, najpierw w postaci nieoficjalnego telefonu Steve'a Jobsa do Gizmodo, a następnie oficjalnego listu prawnika Apple'a, o którym mowa powyżej.
Sprawa znalezionego iPhone'a czwartej generacji nabiera dopiero rumieńców i można domniemywać, że znajdzie swój finał w sądzie. Jak informuje bowiem blisko związany z Apple'm bloger John Gruber, Apple nie traktuje sprawy utraty prototypowego smartfonu w kategoriach "zguby" lecz "kradzieży". Nieważne jednak czy Gray Powell zgubił iPhone'a, czy został okradziony - wydaje się, że to, co zrobili znalazca iPhone'a i Gizmodo jest przestępstwem według prawa stanowego w Kalifornii (i zapewne nie tylko tam). Będąc bowiem w posiadaniu wartościowego przedmiotu, którego właściciel może być łatwo zdefiniowany, znalazca winien jest mu go oddać, mogąc przy okazji domagać się odpowiedniej za to gratyfikacji. Wiedząc lub domyślając się, że urządzenie może należeć do Apple'a, kupując iPhone'a Gizmodo popełniło przestępstwo w postaci świadomego paserstwa.
Abstrahując od oceny i konsekwencji prawnej czynu Gizmodo, nie sposób nie czuć zażenowania i zniesmaczenia całą sprawą. Oczywiście znajdą się tacy, którzy Gizmodo tłumaczyć zechcą "rzetelnością" dziennikarską, czy nawet "wolnością słowa" i obrony dziennikarskich śledztw, ale ocena moralna właścicieli serwisu musi być jednoznacznie negatywna. Bez mrugnięcia oka, zapewne zdając sobie sprawę z faktu łamania prawa Gizmodo publikuje zdjęcia skradzionego (lub znalezionego) iPhone'a licząc na profity z tym związane. Zapewne cel swój osiągnięto, bo jak informuje "New York Times" ponad 1 mln użytkowników odwiedziło w godzinach porannych serwis Gizmodo.
Nie sposób jednak oceniać czynu Gizmodo w oderwaniu od rzeczywistości. A rzeczywistość jest taka, że Apple od lat konsekwentnie buduje aurę totalnej skrytości, graniczącej wręcz z konspiracyjnością wokół swoich produktów. To Apple od lat zręcznie nakręca spiralę medialnych oczekiwań, czego bolesną eskalacją są właśnie wczorajsze wydarzenia. Warto wspomnieć choćby miesiące przez premierą iPada i doniesienia deweloperów o przytwierdzonych łańcuchem do biurek testowych egzemplarzy tabletu, o specjalnie zaciemnionych i monitorowanych pomieszczeniach do testowania tabletu, o czarnej płachcie, która przykrywać miała urządzenie i ręce testującego je dewelopera, o zakazie rozmów na temat tabletu z członkami własnych rodzin, itd. To wszystko skutecznie buduje "zapotrzebowanie" medialne na wyrywanie tajemnic Apple'a.
Co śmieszniejsze, można ze 100% pewnością założyć, że sama firma Apple od lat hołubi polityce kontrolowanych przecieków wtedy, kiedy akurat firmie to pasuje najbardziej, czyli na kilka tygodni przez konferencjami prasowymi, na których szumnie prezentowane są nowości produktowe. Dzięki temu Apple jest na ustach świata technologicznego praktycznie bez przerwy - na tygodnie przed konferencją, dzięki pojawiającym się tu i ówdzie zdjęciami i opisami niewydanych jeszcze produktów oraz tygodnie po konferencji, kiedy debiutujące produkty analizowane są na wszystkie możliwe sposoby.
Taka strategia jest niebezpieczna i dzisiaj Apple boleśnie przekonuje się jak bardzo. Dziś wszyscy: konkurenci i naśladowcy wiedzą jaki będzie nowy iPhone, co nowego będzie przynosił i w którym kierunku pójdzie jego rozwój. Ta stracona wiedza to kolosalne pieniądze dla Apple'a. Nie dość, że konkurenci mają kilka miesięcy czasu, aby szybko wydać produkt, który będzie rynkowo odpowiadał na nowego iPhone'a, to jeszcze chińscy producenci podróbek wszelakiej maści mogą już dziś włączyć swoje kserokopiarki.
A może?. - czego również nie można wykluczyć - całość intrygi to zręcznie utkana przez Apple'a sieć pajęcza, która z jednej strony zmylić ma wszystkich wokół, z drugiej wykluczyć wąskie gardła wewnątrz firmy (znana taktyka wewnętrznej kontroli), a z trzeciej po raz kolejny przedłużyć odmienianie przez media nazw marek Apple i iPhone przez wszystkie przypadki i zmieść z medialnej przestrzeni wszelkie dyskusje o produktach konkurentów.
Czemu tak może być? Warto przyjrzeć się dokładnie zdjęciom Gizmodo? Czyżby nowy iPhone byłby aż tak niedopracowany??