Apple śpiewa w rytm własnej pieśni
Sekret tego dlaczego w większości dobrze przewidziałem wydarzenia podczas keynote, na którym zaprezentowano iPhone OS 4.0 leży w zrozumieniu charakteru marketingowego rozwoju cyklu życia produktów Apple'a. Oczywiście nie miałem żadnych informatorów (kilka osób dało się nabrać); polegałem tylko i wyłącznie na swoim rozumie. Wydaje się, że Apple nie pokazał niczego rewolucyjnego? Pokazał jedną rewolucyjną rzecz.
Apple rozwija swoje produkty dokładnie tak jak w podręczniku do marketingu - najpierw hitowy produkt, który z miejsca zyskuje uznanie w oczach milionów klientów ze względu na swoją innowacyjność, a później ustawiczne mniejsze kroki, które z jednej strony nie są rewolucyjne w stosunku do oryginału, a z drugiej mają na celu odpowiedź na aktualne zapotrzebowania rynkowe. Tak właśnie było z iPodem, tak jest aktualnie z iPhone'm i tak z pewnością będzie z iPadem.
Można oczywiście się spierać, czy iPod, iPhone i iPad w dniu swoich pierwszych premier były rewolucyjne (zapewne znajdzie się rzesza takich, którzy będą dowodzić, że Nokia to miała "to wszystko" dużo wcześniej), ale spierać na temat ich wymiaru dla biznesu się nie sposób - wszystkie trzy (włącznie z iPadem, co już czuć na odległość) zmieniły diametralnie obraz rynku i stanowiły i stanowią swoisty punkt odniesienia dla wszystkich bez wyjątku producentów konkurencyjnych produktów. Dziś, trzy lata po debiucie iPhone'a pierwszej generacji - pierwszego smartfonu z ekranem dotykowym i systemem multi-touch - ponad połowa wszystkich telefonów z systemem operacyjnym aktualnie w użyciu ma dotykowy ekran. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że za trzy lata większość komputerów przenośnych w użyciu będzie tabletami.
Takie podejście zapewnia Apple'owi maksymalnie długi okres życia produktu, który na dodatek pozwala na stopniowe i naturalne wygaszanie jednego hitu produktowego i zastępowanie go drugim (przypadek iPoda przeistaczającego się w iPada) bez uszczerbku na wizerunku marki i dramatycznym spadkom dynamiki sprzedaży i przychodów. Stąd również tak mała liczba rozwijanych przez Apple'a produktów.
Od razu po dzisiejszej konferencji Apple'a niby ci postronni obserwatorzy zaczęli swoją śpiewkę na Twitterze ogłaszając "Fanatycy Apple ślinią się z podniecenia (dodano multi-tasking)", w której aż kipi od ukrytej złośliwości i.. niezrozumienia. Tak, Apple dodał do iPhone'a wielozadaniowość, mini zarządzanie folderami, znacznie poprawił działanie aplikacji do obsługi poczty internetowej, otworzył dostęp do księgarni iBooks, wydzielił odrębne miejsce na centrum gier oraz dodał platformę reklam mobilnych iAd. Łącznie wszystkich nowości w iPhone OS 4.0 ma być ponad 100 w porównaniu do wersji 3.0. Z jednym wyjątkiem - o którym za chwilę - nic czego inne smartfony na rynku wcześniej nie oferowały. Owszem, większość nowych rozwiązań w mobilnym OS Apple'a jest przygotowana w taki sposób, że próżno go szukać w rozwiązaniach innych producentów, ale nie oszukujmy się - w znacznej większości to ponownie doszlusowanie do standardów rynkowych niźli ich kreowanie.
Jednym wyjątkiem, który czyni dzisiejszą prezentację Apple'a bardzo ważną jest powstanie platformy reklam mobilnych iAd. Sygnalizuje on bowiem wejście firmy Steve'a Jobsa na nowy rynek i to rynek, który jest w dokładnie w takim samym momencie rozwoju jak rynek e-książek, czy tabletów, czyli przed wielkim boomem. Z iAd Apple wchodzi z impetem na rynek mobilnej reklamy wyświetlanej na urządzeniach przenośnych. Ten rynek, mimo iż nie stanowi dziś więcej niż 2% wartości całego rynku reklamy w internecie jest jedyną niszą, która ma szansę na dynamiczny rozwój. Będzie on związany głównie z geolokalizacją, czyli mówiąc kolokwialnie reklama będzie "chodziła" za posiadaczem iPhone'a, czy iPoda touch (o iPadzie nie wspominając). Ten rynek już wkrótce wystrzeli niczym z procy, bo wszyscy reklamodawcy będą chcieli wykorzystać fakt, że na osobistym smartfonie i w odpowiednim kontekście geolokalizacyjnym ich przekaz reklamowy będzie dużo skuteczniejszy.
Powstanie iAd jest niczym wystrzał z pistoletu startera w biegu po majątek. Mimo, iż jak zwykle to nie Apple zbudowało tę kategorię, to jak zwykle Apple nagle, jednym prostym ruchem stoi na czele peletonu po wielką wygraną. Google, który jest hegemonem totalnym reklamy w internecie, dzisiaj z pewnością patrzy z rozdziawioną buzią jak świetnie Apple podeszło do sprawy reklamy mobilnej na swoich urządzeniach. Teraz nie dość, że Google będzie gonił rynek, to na dodatek stracił medialny splendor kreatora nowych rozwiązań na swoim własnym polektu. Oczywiście nie oznacza to, że - mówiąc kolokwialnie - Apple jednym ruchem posprzątało rynek. Nie, ale spokojnie można obstawiać zakłady, że w najbliższych dwóch, trzech latach zysk operacyjny z branży reklamy mobilnej w większej części będzie należał do Apple'a.
I tak właśnie - w mojej ocenie - należy odbierać to, co Apple dziś pokazało.