Wyobraź sobie: śpisz, śni ci się jeszcze coś miłego, a tu ping. Telefon. Powiadomienie. Jeszcze półprzytomny wyciągasz rękę niby po to, żeby wyłączyć budzik. Ale zanim zdążysz się zorientować, już scrollujesz. Twitter, Instagram, Facebook, TikTok. Palec pracuje, mózg się nakręca. Zanim wstaniesz z łóżka, już wpakowałeś sobie w głowę kilkanaście nagłówków, setkę zdjęć, dziesiątki komentarzy. Dopamina za darmo, śmieciowe kalorie dla psychiki. I tak codziennie.
To nie jest niewinny nawyk. To cywilizacyjna pułapka. Smartfon, ta niepozorna czarna skrzynka na szafce nocnej, stał się pilotem do naszego życia. Steruje emocjami, rytmem dnia, a nawet jakością snu. Kiedyś straszyli nas telewizją – że ogłupia i uzależnia. Śmieszne, prawda? Telewizor przynajmniej stał w salonie. Smartfon stoi na straży naszego mózgu 24/7 i wtula się w nas w łóżku jak kochanek, z którym nie potrafimy zerwać.
I nie jest to problem jednostek. To choroba pokoleniowa. Staliśmy się homo digitalis – nową wersją człowieka, który zamiast patrzeć światu w oczy, patrzy w ekran. Funkcjonujemy równolegle w dwóch rzeczywistościach i coraz częściej ta cyfrowa wygrywa z realną. Nie ma już „logowania” i „wylogowania”. Jest permanentne bycie online, wieczny dopływ bodźców, powiadomień i newsów, z których połowa to fejki.
Ale są tacy, którzy mówią: stop. Jednym z nich jest Wojtek Kardyś, ekspert od social mediów, autor książki "Homo digitalis" (Wydawnictwo Znak).
Kardyś mówi wprost: social media nie są złe, tylko nie nauczyliśmy się ich używać. Zapraszamy do rozmowy o tym, jak wyjść z cyfrowej klatki, nie rezygnując z samej sieci. O influencerach, fejk newsach i o tym, dlaczego offline stał się luksusem.
Rafał Pikuła: Zacznę od sprawy fundamentalnej: jak zaczynasz dzień? Jaka jest pierwsza rzecz, którą robisz po przebudzeniu?
Wojciech Kardyś: Super, dziękuję za to pytanie. Więc tak, ja od ponad roku nie mam telefonu w sypialni.
Dlaczego?
To jest coś, czego się nauczyłem. W pandemii miałem problem z social mediami i technologią. W tym sensie, że uzależniłem się, straciłem kontrolę. Spędzałem za dużo czasu w social mediach. Wstawałem – bo ja zawsze wstaję od poniedziałku do niedzieli o siódmej rano, to taki mój nawyk od lat – i przepadałem w scrollowaniu. Wyłączałem budzik i od razu scrollowałem: najpierw Twitter, potem grupy na Facebooku, potem Instagram. I tak zaczynałem dzień. Po jakimś czasie zrozumiałem, że nie chciałbym, żeby tak wyglądał każdy mój poranek. Rozpocząłem terapię...
Terapię?
Tak. To nie była żadna terapia z powodu uzależnień, ale klasyczna terapia behawioralna. Zrozumiałem, że jako osoba z ADHD mam dużą skłonność do uzależnień. Dzięki terapii zminimalizowałem alkohol oraz inne rzeczy, które mogą spowodować, że w jakimś stopniu się uzależnię. Ponieważ to kwestia dopaminy, sam dobrze wiesz, bo też jesteś zdiagnozowany.
A media społecznościowe uzależniają jak inne używki.
Rok temu wprowadziłem pewne zmiany. Są strefy "no phone" w mieszkaniu. Jednym z takich miejsc jest sypialnia: tam telefon nie ma wstępu. Mam budzik analogowy, który budzi mnie radiem, mam ustawione RMF Classic
Jeśli nie Instagram i X, to co robisz po obudzeniu się?
Pierwsze, co robię, to oddycham. Znasz Wima Hofa? To taki gość, który uczy oddychania, znany na całym świecie. On wymyślił "breath box" – pudełko oddychania: 5 sekund wdech, 5 sekund trzymasz, 5 sekund wydech, 5 sekund znowu trzymasz. Robię to przez 3 minuty. I tak zaczynam dzień.
A kiedy jest ten moment, gdy bierzesz telefon do ręki?
Jak zaczynam pracę, około 7.45. Wcześniej kawa, prysznic. Czasami była jeszcze joga, ale teraz nie mam maty, bo ją zgubiłem (śmiech).
Rozumiem, że dzień kończysz też bez telefonu.
Tak, kończę dzień bez telefonu. Zazwyczaj z książką, czasami filmem. Nie prowadzę imprezowego stylu życia, więc wieczorem zostaję w domu, może wyjdę do kina albo teatru. Potrzebuję bodźców, które są inne niż praca. Zazwyczaj między 8.00 a 16.00 jestem non stop przy komputerze i przy telefonie. Potem sport, który daje mi dużo wytchnienia, pięć razy w tygodniu ćwiczę crossfit. Na koniec dnia sięgam do mediów społecznościowych, ale z nimi nie zasypiam.
Myślę jednak, że po 16.00 nie znikasz z socjali. W końcu jesteś influencerem, a lwią częścią Twojej pracy jest bycie aktywnym użytkownikiem mediów społecznościowych.
Nie nazwałbym siebie influencerem. Wolę określenie: "twórca cyfrowy z dobrym personal brandingiem", ale nie influencer.
Słowo "influencer" źle Ci się kojarzy?
Tak, jest pejoratywne. Wszyscy wiemy, że influencer i youtuber to jedne z najmniej szanowanych zawodów w Polsce. Dlatego gdy ktoś mnie nazywa influencerem, prostuję, że jestem publicystą, komentatorem socialmediowym, ale nie influencerem. Faktycznie, żyję z tworzenia treści w sieci, ale mam też sporo klientów i innych zleceń, robię kampanie marketingowe. Nie jestem więc osobą, która żyje tylko ze współprac na Instagramie.
W swojej książce piszesz, że staliśmy się homo digitalis, czyli człowiekiem, dla którego cyfrowa rzeczywistość jest tożsama, a nawet ważniejsza niż ta realna.
To nowy człowiek, coś jakby nowa wersja homo sapiens. Telefon stał się jego protezą – nie odkłada go nawet na chwilę. Zamiast doświadczać życia, patrzy na nie przez szybkę wyświetlacza. Funkcjonuje równolegle w dwóch rzeczywistościach: tej fizycznej, gdzie chodzi do pracy, płaci w sklepie czy wymienia kilka zdań na żywo, oraz tej cyfrowej, gdzie scrolluje bez końca, publikuje, komentuje, klika i rozdaje lajki. Obie traktuje z taką samą powagą, choć to właśnie ta druga coraz częściej wciąga go bardziej. Homo digitalis nie istnieje bez połączenia z siecią – offline jest dla niego jak odcięcie od tlenu.
Ale żeby była jasność: nie uważam, że media społecznościowe są z gruntu złe. Po prostu się w nich zatraciliśmy. Wzięliśmy je bezrefleksyjnie, zamiast nauczyć się z nich korzystać.
To też kwestia tego, jak używasz mediów społecznościowych. Ja uważam, że jako dziennikarz muszę być w mediach społecznościowych. Ucieczka z nich byłaby oddaniem pola siewcom nienawiści i fejk newsów. Nieobecność w mediach społecznościowych to luksus, na który nie mogę sobie pozwolić.
Ładnie powiedziane. Zgadzam się. Ja nie mogę nie być w social mediach, bo to moja praca. Tak zarabiam, są dla mnie takim narzędziem jak siekiera dla drwala. Jeśli ktoś może żyć i zarabiać bez social mediów, jest w luksusowej sytuacji. Zauważ, że obecna infrastruktura informacyjna zmusza nas do obecności w nich. Nawet jak jesteś dentystą czy mechanikiem samochodowym, musisz mieć konto na Google Maps czy w mediach społecznościowych. W innym przypadku będzie ci trudno stać się widocznym.
Zgadzam się, ale wciąż mamy możliwość wyboru, jak korzystać z mediów społecznościowych. Ja na przykład staram się wchodzić na ulubione serwisy informacyjne, nie przeklikując się z Google’a czy z mediów społecznościowych. Wpisuję z palca adresy albo korzystam z zapisanych haseł w zakładkach.
Działam podobnie, też mam swoje zakładki i coś na kształt mojej prasówki codziennej. Ale większość ludzi konsumuje treści inaczej – wchodzi przez social media albo Google. Ruch mediów zabijają także modele językowe i inne narzędzia AI. Ludzie zaczęli wyszukiwać informacje m.in. za pomocą ChataGPT.
Więc media robią, co mogą, by się ratować, i coraz częściej używają klikbajtowych tytułów, by przyciągnąć odbiorców. Niektórzy tego nie rozumieją, zarzucając mediom wyłącznie złą wolę.
Klikbajty to nie największy problem. Galopującym wyzwaniem jest walka ze ściekiem i fejk newsami w mediach społecznościowych. Powiem ci przykład sprzed kilkunastu godzin (rozmawiamy we wtorek 3 września – przyp. red.).
Dziennikarz Telewizji Republika, niejaki pan Janusz Życzkowski, opublikował na TwitterX zdjęcie przedstawiające mężczyznę w krótkich spodenkach i zielonym polo, który kładzie wieniec pod Kamieniem Pamięci dla Polski. Szybko jednak okazało się, że to kłamstwo – na fotografii widniał ogrodnik lub pracownik kwiaciarni, który jedynie przyniósł wieniec, a przedstawiciele niemieckiego rządu, mający złożyć hołd, pojawili się na miejscu później. To doskonały przykład manipulacji faktami.
"Dziennikarz" pełniąc funkcję zapalnika, z premedytacją stworzył alternatywną wersję wydarzeń, przedstawiając nieprawdę jako fakty, by dostarczyć amunicji opozycji i prawej stronie sceny politycznej. Post Życzkowskiego rozprzestrzenił się na TwitterX, osiągając niemal milionowy zasięg, i został podany dalej przez czołowych publicystów oraz polityków, również z lewej strony. Oburzenie, które wywołał, sprawiło, że treść rozniosła się jeszcze szerzej. Wkrótce "news" trafił do portali takich jak Tysol, Republika czy Polska24, co nadało mu pozory wiarygodności, a politycy zaczęli powielać go na innych platformach, m.in. Facebooku i Instagramie. Dzięki temu, że informacja pojawiła się w mediach alternatywnego obiegu, w którym funkcjonuje wielu Polaków, nikt z odbiorców nie miał wątpliwości, że jest prawdziwa.
Media nie radzą sobie w tej rzeczywistości. Przegrywają z emocjonalnymi, często fałszywymi "newsami". Inna rzecz, że przespały rewolucję technologiczną. Dla Homo digitalis czytanie gazet, ale też i książek w sytuacji bombardowania bodźcami jest archaiczne. Trzeba robić media po nowemu, pokazał to m.in. sukces Kanału Zero.
Tyle że bez taniego populizmu? Myślę, że to jest droga. Robienie atrakcyjnego, ale wciąż jakościowego contentu. Jeśli klikbajt, to w szczytnym celu. Zobacz, jak ja to robię w swoich socjalach. Najpierw zarzucam kotwicę, hasło, słowo klucz. Ok, mogę napisać, że coś jest "przerażające", aby w dalszej części posta merytorycznie i na faktach objaśnić zjawisko.
Tworzę, moim zdaniem, przyciągający uwagę content, ale nie manipuluję, nie wrzucam fake newsów. A jeżeli mi się to zdarzy, kasuję ten post i przepraszam. Mam odwagę, której czasem brakuje "dziennikarzom" czy celebrytom.
W kontekście przyznania się do błędu: ostatnio w mediach społecznościowych Kanał Zero podał fejkowe zdjęcie z Macronem i innymi europejskimi przywódcami. Pod presją opinii publicznej przeprosili i post usunęli.
Nie wiem, czy Stanowski jest jeszcze dziennikarzem, czy już celebrytą, wiem na pewno, że doskonale rozumie współczesne media i jest świetnym biznesmenem.
Media nie potrafiły się przebić ze swoim przekazem, nie rozumiały social mediów. Co robiły TVP, TVN? Robiły CTRL+C ze swoich programów i CTRL+V do shortów na YouTube. Bez sensu. A tu przychodzi Stanowski, który mówi to, co ludzie chcą słyszeć. On nie bawi się w subtelne analizy, tam jest "oranie", rechot, igrzyska.
On potrafił mówić o polityce, sporcie i Natalii Janoszek. Do tego Stanowski wybił się na tej fali anti-woke, trochę pro-Elonowskiej, tak bym to nazwał. Wahadło odbiło i on idealnie trafił w ten moment.
Ale nie jest tak, że tylko “oranie” się klika. Patrz na sukces choćby podcastu "Dwie lewe ręce". W kraju, w którym lewica zdobywa kilka procent w wyborach, Giełzak z Dymkiem robią ponad dwugodzinne programy gęste od merytorycznych treści.
Mówisz: "Dwie lewe ręce", ja odbijam: "Didaskalia". Podcast Patrycjusza Wyżgi cieszy się ogromnym zainteresowaniem, a porusza trudne tematy. Jednak obok tego są przecież patoinfluencerzy, oszuści; komentatorzy w stylu Dzikiego Trenera, który, krzycząc, głosi swoje mądrości pełne manipulacji faktami. Co z tego, że ktoś to potem weryfikuje, skoro prawda dociera już do nielicznych. Logika chłopskiego rozumu wygrywa z autorytetami.
A może jest po prostu tak, że żyjąc w przebodźcowanym świecie, nie mamy już sił na weryfikację. Zmęczeni pracą, niepewnością, polikryzysami szukamy prostych rozwiązań trudnych problemów?
Bardzo możliwe. I chociaż mamy najbardziej wykształcone społeczeństwo w historii, to nie oznacza, że wraz z liczbą dyplomów przybyło nam zdolności krytycznego myślenia. Rewolucja informacyjna to ostatnie 20 lat, rozwój mediów społecznościowych był nagły i niekontrolowany. Wierzę, że ktoś może mieć doktorat z jednej dziedziny i wierzyć w absolutne brednie na inny temat. Internet jest pełen śmieci. Nawet będąc świetnie wykształconym, zorientowanym, można dać się zmanipulować.
Mam wrażenie, że robienie wody z mózgu to nie tylko wina influencerów. To także element biznesu.To przecież marka L'Oréal zatrudniła Ari Kytsyę, znaną z OnlyFans, do reklamowania swojej linii makijażowej. Promowanie patologii to działanie z góry obliczone na skandal?
Na oburzenie. Nie wierzę, że dziewczyna z OnlyFans to dobry target dla kosmetyków. Kosmetyki kupują głównie kobiety, a kobiety stanowią tylko mniej niż 10 proc. klientów OnlyFans. Reszta to mężczyźni, często żonaci. Marki testują granice: ile mogą, zanim przestanie im się to opłacać.
Powinniśmy się oburzać czy to ignorować?
Marki zaczną słuchać, gdy przestaniemy kupować ich produkty. Ale bojkoty konsumenckie zwykle nie działają. Granie na emocjach, "sprzedawanie seksem" się opłaca. Wprowadzanie gwiazd OnlyFans do mainstreamu to także element wojny kulturowej, która oczywiście się klika. Tak działa ta samonapędzająca się machina.
Ale na takich aferach korzystają też media i inni influencerzy. Mogą grać w grę "święte oburzenie".
Fejm i ruch w kanałach musi się zgadzać. Weź na przykład Friza. W mojej opinii to najpotężniejszy influencer w Polsce. Stworzył Wersow, razem są "power couple". Ich potęga polega na tym, że inni na nich zarabiają, bo każda wzmianka o nich winduje statystyki. Przykład? Logo sowy u Wersow. Błahostka, za którą przeprosiła, ale temat rozdmuchano, bo ich nazwiska generują ruch.
Film o ich ślubie? On na pewno będzie sukcesem, bo Friz wie, jak z rzeczy, które wydają się nudne, stworzyć angażujący kontent. Oni są blisko ludzi, sprzedają swoją prywatność.
Wojciech Kardyś, ekspert od mediów społecznościowych i autor książki "Homo digitalis". Fot. Karol Karnas
Dwie dekady temu, przed epoką mediów społecznościowych, tak sprzedawać próbowała telewizja. Był "Big Brother", potem reality show z Michałem Wiśniewskim. Dom Wielkiego Brata wszyscy oglądali.
Oglądaliśmy, bo wszyscy oglądali. Młodzi nie traktują Friza jako autorytetu, ale oglądają go, żeby być częścią grupy. Dla nastolatków najgorsza jest alienacja. Jeśli nie oglądasz Friza, nie masz o czym rozmawiać. To samo dotyczy freak fightów – oglądają je, bo chcą być częścią dyskusji.
Dziś freak fighty czy imby influencerów to mainstream. Jednak wciąż wiele osób nie odnajduje się w świecie kształtowanym przez media społecznościowe. Próbujesz przebić się z tymi tematami do szerokiej publiczności. Twoja książka to nie jest publikacja naukowa, nie ma w niej np. wykresów. Jedni zarzucają, że nie ma pogłębionych wątków, inni, że próbujesz grać eksperta od wszystkiego.
Początkowo chciałem opisać głównie fejk newsy i hejt, potem stwierdziłem, że wybiorę więcej problemów, by napisać to w formie opowiadania jak "Black Mirror". W ostateczności wygrała forma reportażowa, obserwacje z 12 lat mojego doświadczenia w social mediach. Zebrało się osiem dużych tematów. Gdybym chciał je opisać dogłębnie, wyszłoby 800 stron i nikt by tego nie przeczytał. Zależało mi, żeby to była książka dla osób takich jak np. jak moja mama, żyjących offline, ale chcących zrozumieć, jak działa współczesny świat. Nie udaję dziennikarza, naukowca, specjalisty w wąskiej dziedzinie. Pokazuję najważniejsze zagadnienia ze świata nowych technologii w prosty, przystępny sposób.
Ludzie nie słuchają naukowców. Chcą, jak już mówiliśmy, prostego przekazu.
Eksperci mówią, że hasła typu "12345678" to oczywistość, ale milion osób nadal ich używa. Książka jest dla nich. Eksperci zaczynają z wysoka, ale prawdziwa rewolucja zaczyna się na dole. W tej książce znajdziesz historie wypełnione emocjami, zdarzeniami i ludźmi. Każdy rozdział to osobna migawka z cyfrowego życia wsparta moimi obserwacjami i doświadczeniem, które zdobywałem przez ponad 12 lat życia i pracy w social mediach.
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-09-11T21:36:32+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T21:16:19+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T19:31:53+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T19:18:30+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T18:57:42+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T18:42:34+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T18:02:04+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T17:41:37+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T17:21:52+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T16:27:06+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T16:07:54+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T15:57:47+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T15:41:33+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T15:16:57+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T14:18:38+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T14:01:51+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T13:08:36+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T12:56:35+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T11:52:11+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T11:08:25+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T10:35:08+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T10:08:49+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T09:48:07+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T09:16:55+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T09:01:46+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T08:44:18+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T08:05:35+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T06:45:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T06:34:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T06:23:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T06:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T06:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-10T21:16:52+02:00
Aktualizacja: 2025-09-10T20:52:29+02:00
Aktualizacja: 2025-09-10T20:23:42+02:00
Aktualizacja: 2025-09-10T20:07:08+02:00
Aktualizacja: 2025-09-10T19:44:36+02:00
Aktualizacja: 2025-09-10T19:16:46+02:00
Aktualizacja: 2025-09-10T18:56:58+02:00
Aktualizacja: 2025-09-10T18:07:50+02:00