Upadek dyrektywy o pracy platformowej. Lobbyści firm takich jak Uber, Bolt czy Glovo mogą otwierać szampana

Opracowywana przez Unię Europejską dyrektywa o pracownikach platform upadła i przez kolejne lata miliony pracowników cyfrowych platform zostaną bez ochrony. Uregulowanie tej kwestii w następnej kadencji będzie jeszcze trudniejsze, bowiem układ sił w przyszłym parlamencie będzie prawdopodobnie dużo bardziej prawicowy niż obecnie – mówi w rozmowie z Magazynem Spider’s Web+ profesor Tomasz Duraj z Uniwersytetu Łódzkiego.

Upadek dyrektywy o pracy platformowej. Lobbyści firm takich jak Uber, Bolt czy Glovo mogą otwierać szampana

Zjawisko pracy przez cyfrowe platformy od lat rozlewa się na kolejne zawody i sektory gospodarki. Z wygodnej pozycji klienta zamawiającego jedzenie przez aplikację widzimy zwykle tylko rowerzystów z kolorowymi plecakami, którzy przywożą nam pod drzwi tłuściutkiego burgera na kaca albo aromatyczną pizzę dla dzieciaków. Tyle że te bijące po oczach mocnymi kolorami torby są czymś więcej. To symbol nowego rodzaju pracy, która drobnymi kroczkami wkracza w nasz świat, wywracając zasady w relacji pracodawca pracownik. Tego drugiego w zamian za obietnicę rzekomej autonomii i niezależności pozbawiają cywilizacyjnych zdobyczy jak płatny urlop, zwolnienie lekarskie czy emerytura.

W rzeczywistości platformy często stają się dla pracowników, szczególnie migrantów, machiną wyzysku, z której trudno się wydostać. Praca przez różnego rodzaju cyfrowe platformy upowszechnia się w kolejnych zawodach i sektorach gospodarki. Okiełznać to tsunami próbuje Unia Europejska, która od kilku lat pracuje nad dyrektywą o pracy platformowej. Jej założenia zmierzają do stworzenia ram praw pracowniczych dla pracowników wykonujących zlecenia np. przez aplikację. Potrzeba takich regulacji jest paląca, bo liczba osób zatrudnionych na tej zasadzie dynamicznie rośnie.

Mimo intensywnych prac w ostatnich miesiącach i osiągniętego wstępnie porozumienia prace nad dyrektywą upadły. O tym, jakie były jej założenia i czy istnieje choćby cień szansy na to, aby jeszcze w tej kadencji Parlamentu Europejskiego poprawić los pracowników platformowych, rozmawiamy z profesorem Tomaszem Durajem, kierownikiem Centrum Nietypowych Stosunków Zatrudnienia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, który specjalizuje się w problematyce indywidualnego prawa pracy, ze szczególnym uwzględnieniem nietypowych form zatrudnienia. Profesor Duraj współzarządza również działem zatrudnienia B2B w Kancelarii Baran-Książek-Bigaj.

 class="wp-image-4453503" width="837"
Profesor Tomasz Duraj z Uniwersytetu Łódzkiego

Szacuje się, że w przyszłym roku w całej Unii Europejskiej poprzez platformy cyfrowe jak Uber czy Glovo będzie pracowało 43 mln osób. Liczba wirtualnie "zatrudnionych" dynamicznie rośnie, więc UE przygotowywała dyrektywę, która miała objąć ochroną prawną kurierów, którzy dowożą nam jedzenie, czy kierowców taksówek zamawianych przez aplikacje. Dlaczego w ogóle uznano, że trzeba uregulować pracę platformową?

Zjawisko pracy platformowej dynamicznie się rozwija. Ten model pracy jest coraz szerzej stosowany we wszystkich państwach członkowskich UE. Nowe technologie pozwalają klientom wygodniej zamawiać pewne usługi, a przedsiębiorcy taniej je realizują, bo mają mniejsze koszty. Ich wykonawcy doceniają zaś elastyczność, bo mogą pracować, kiedy chcą, to oni decydują, jak długo będą pracować…

Brzmi jak raj. Tyle tylko, że ta wizja ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, co pokazują badania prof. Dominiki Polkowskiej z UMCS. Badaczka zestawiała obietnice Ubera z rzeczywistością. Wyniki? Kierowcy stawali się zakładnikami elastyczności, którą jako zaletę przedstawiają platformy. Aby mieć szansę na godziwy zarobek, musieli być dostępni non stop. Jednocześnie byli zatrudniani na umowę-zlecenie bądź na umowę "użyczenia samochodu", co pozbawiało ich wielu praw.

To prawda, żeby osiągnąć przyzwoity poziom dochodów w ten sposób, trzeba się napracować. Jednak większość wykonawców to osoby, które jedynie okazjonalnie dorabiają za pośrednictwem platform cyfrowych. To np. studenci, którzy takiej elastyczności wręcz oczekują. Ale jest też druga grupa, czyli osoby, dla których to zajęcie jest głównym źródłem utrzymania. I tu rzeczywiście zgodzę się, że ta praca jest prekaryjna. Nie daje stabilizacji, nie zapewnia podstawowych praw, m.in. do limitu czasu pracy, odpoczynku, zwolnienia lekarskiego, emerytury czy nawet wynagrodzenia. Nie zapewnia też ochrony BHP. To jest duży problem, szczególnie że osób pracujących w ten sposób będzie przybywało.

W Polsce już przybywa, szczególnie w postaci migrantów. Opisywałem, jak często taka praca staje się dla nich pułapką. To oni są najbardziej wyzyskiwani, bo zazwyczaj pracują przez pośredników, muszą spłacić długi za przyjazd do Polski. 

Zdecydowanie. Widzimy, jak wielu cudzoziemców zajmuje się pracą przez aplikację, co często staje się dla nich jedynym źródłem utrzymania. Nierzadko bywa, że wykonują oni pracę nielegalnie, bez wymaganych zezwoleń, bo podpisują umowę na przysłowiowy wynajem roweru, kompletnie omijając prawo, działając w szarej strefie.

Stąd dyrektywa o pracy platformowej.

Bardzo potrzeba tych regulacji, które gwarantowałyby chociaż minimalny standard ochrony. Dobrze, że Unia Europejska dostrzegła ten pęczniejący problem, szczególnie że wielu krajach, także w Polsce, brakuje w tym zakresie przepisów. Platformy działają więc właściwie poza prawem, bo nie ma ani ich rejestru, żadnych szczegółowych ani nawet ogólnych wytycznych i wymogów dotyczących ich funkcjonowania. W efekcie organy państwowe (takie jak PIP) są bezbronne, jeśli chodzi o kontrolowanie platform. Dlatego pilnie potrzebujemy rozwiązań, które cywilizowałyby działanie platform, ale i gwarantowały pewien standard ochrony osób, które pracują w ten sposób, i poprawiały warunki pracy za pośrednictwem platform.

Co zakłada projekt dyrektywy?

Propozycja dyrektywy platformowej  ma trzy zasadnicze cele.

Po pierwsze, uregulowanie zarządzania algorytmicznego, czyli kwestii związanych choćby z tym, że to system przydziela wykonawcom zadania, ustala im grafik, stawkę godzinową. To wszystko często jest nietransparentne. Pracownicy nie mają wglądu w to, jak działa algorytm czy system sztucznej inteligencji. Nie wiedzą, na jakiej podstawie i z czego wynikają jego decyzje dotyczące np. rekrutacji, wynagrodzenia czy zwolnień z pracy. Co do tego obszaru na poziomie UE panowała zgoda, że należy go uregulować prawnie.

Po drugie, zapewnienie przejrzystości, ale w funkcjonowaniu platform, zwłaszcza o charakterze transgranicznym. Chodzi o sytuację, w której np. w Polsce funkcjonują platformy mające siedzibę w innym kraju. Bywało, że kiedy dochodziło do kontroli, to inspektorzy PIP nawet nie mieli z kim porozmawiać, bo całe biuro było skrytką pocztową. Dyrektywa miała to zmienić.

A po trzecie?

Trzeci obszar to najważniejszy cel dyrektywy, czyli poprawa warunków pracy i zapewnienie ochrony wykonawcom w pracy platformowej. Zaproponowano tutaj kontrowersyjne rozwiązanie, czyli domniemanie stosunku pracy.

fot. shutterstock/ Roman Samborskyi
fot. shutterstock/ Roman Samborskyi

Kontrowersyjne?

Tak. Już sama koncepcja poprawy warunków pracy pracowników platformowych poprzez zastosowanie konstrukcji domniemania jest dosyć wątpliwa prawnie. Opiera się na założeniu, że osoba wykonująca pracę, po spełnieniu dwóch z pięciu kryteriów albo trzech z siedmiu, w zależności od wersji projektu dyrektywy, automatycznie staje się pracownikiem. Platforma mogłaby co najwyżej pójść do sądu i tam udowodnić, że jest inaczej. To dość „agresywny” sposób zapewnienia pracownikom ochrony.

Może tak trzeba, skoro platformy nie chcą zapewniać ochrony i umywają ręce, twierdząc, że "tylko pośredniczą i nikogo nie zatrudniają"?

Tyle tylko, że konstrukcja domniemania może naruszać inne podstawowe zasady naszego porządku prawnego, jak choćby konstytucyjną zasadę wolności gospodarczej czy zasadę swobody zawierania umów, co mogłoby odbić się negatywnie na osobach pracujących dziś w Polsce na warunkach B2B. A tutaj unijny ustawodawca narzuca nam konkretną (bardzo kosztowną i mało elastyczną) formę zatrudnienia, czyli stosunek pracy. UE chciała na siłę zrobić z tych wykonawców pracowników. Dać im wszystkie przewidziane w prawie przywileje i gwarancje, czyli bardzo wysoki standard ochrony. A to z punktu widzenia podmiotu zatrudniającego przekłada się na koszty i staje się ogromnym problemem.

Lepiej, żeby kurierzy dowożący nam zamówione przez aplikację pracowali bez prawa do odpoczynku, zwolnienia lekarskiego i tak dalej?

Tego nie mówię, ale można było podejść nieco inaczej do tego problemu. Nie wtłaczać tych wykonawców na siłę w stosunek pracy, bo jak ktoś raz na jakiś czas weźmie przysłowiowy rower czy skuter i zawiezie komuś jedzenie, to nie oznacza jeszcze, że jest pracownikiem. Aby ustalić stosunek pracy, muszą być spełnione jego przesłanki konstrukcyjne, a w wielu przypadkach praca platformowa spełnia cechy tej formy zatrudnienia. Oznacza to, że konstrukcja domniemania stosunku pracy jest tu nadmiarowa.

Ale przecież przez platformy pracują także osoby, dla których to nie jest dorabianie, lecz stała praca i źródło utrzymania. Poza tym nawet ci dorabiający powinni mieć jakąś ochronę i standardy BHP.

Taką koncepcję mają związki zawodowe. Uznają, że każdy, kto wykonuje pracę za wynagrodzeniem, jest pracownikiem i przysługuje mu pełna ochrona. Ochrona pracy jest potrzebna w każdym stosunku zatrudnienia, ale nie oznacza to, że od razu musi mieć ona najwyższy poziom.

Co w tym złego?

Musimy patrzeć realnie. Wtłaczanie na siłę każdego wykonawcy pracy platformowej w stosunek pracy jest zbyt kosztowne i wątpliwe konstrukcyjnie. Przedsiębiorców nie będzie na to stać. Będą uciekać z rynku platform cyfrowych, który stanie się dla nich nieatrakcyjny. A tutaj tak mogłoby się stać, bo ryzyko ustalenia stosunku pracy byłoby za duże, wiązałoby się ze zbyt dużymi kosztami. Tak stało się w Hiszpanii, gdzie zbyt mocne regulacje (wprowadzenie prawnego domniemania stosunku pracy) sprawiły, że platformom mniej opłaca się tam działać. Z tego kraju wyszło choćby brytyjskie Deliveroo

Ale inne platformy, jak Uber czy Glovo, wciąż tam działają, tylko poprawiły warunki pracy pracownikom. Może więc to nie najgorszy sposób na to, aby rynek opuścili ci, którym biznes opłaca się dopiero wtedy, gdy nie dają pracownikom prawie żadnych praw.

Trzeba pamiętać o tym, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Zbyt daleko idąca ochrona może doprowadzić do zduszenia rynku. Firmy mogą z niego uciekać, ale mogą też, ze względu na słabość proponowanej konstrukcji domniemania stosunku pracy, po prostu omijać przepisy, całkowicie pozbawiając wykonawców platformowych ochrony. De facto zbyt silne regulacje mogą pogorszyć jeszcze sytuację tych wykonawców, bo zostaną oni przesunięci do szarej strefy, gdzie tych niekorzystnych rozwiązań będzie więcej.

Czyli umowy o najem roweru będą powszechniejsze?

Tak, a w tym przypadku wykonawca nie ma już żadnej ochrony.

A więc ta dyrektywa, wprowadzając domniemanie stosunku pracy, byłaby zwyczajnie nieskuteczna, szczególnie że kluczowa byłaby w niej rola inspekcji pracy, która w założeniu dyrektywy miałaby decydować o zastosowaniu bądź niezastosowaniu w konkretnym przypadku tej konstrukcji prawnej. A PIP już teraz jest w Polsce przeciążona, niedofinansowana, brakuje inspektorów. Jeśli instytucja ta zostałaby dodatkowo obciążona obowiązkami w zakresie kontroli platform oraz badania, czy należy zastosować w konkretnym przypadku domniemanie stosunku pracy, to jej zdolności byłyby bardzo ograniczone. W efekcie ochrony tak naprawdę nie byłoby wcale.

Poza tym jest jeszcze jeden problem. 

Jaki?

Jeżeli Polska chciałaby implementować tę dyrektywę w kontekście domniemania stosunku pracy do swojego porządku prawnego, to okazałoby się, że nie da się tego zrobić tylko w odniesieniu do rynku platform, a konstrukcja ta musiałaby zostać zastosowana powszechnie w polskim prawie pracy. Implementacja dyrektywy platformowej polegająca na wprowadzeniu do polskiego porządku prawnego konstrukcji domniemania stosunku pracy ograniczonej jedynie do sektora platform internetowych byłaby niezgodna z konstytucyjnymi zasadami: równości wobec prawa, konkurencji oraz swobody prowadzenia działalności gospodarczej. Przedsiębiorcy, którzy realizują określony rodzaj usług przy wykorzystaniu platform internetowych, byliby bowiem w nieporównywalnie gorszej sytuacji prawno-ekonomicznej niż przedsiębiorcy świadczący ten sam rodzaj usług (np. w sektorze transportowym czy w branży delivery) w formule tradycyjnej. Oznacza to, że proponowane w dyrektywie rozwiązania miałyby zatem wpływ na cały rynek pracy, a nie tylko na wykonawców pracy platformowej. Kwestie te musiałyby być uregulowane globalnie, na całym rynku pracy, a nie tylko w sektorze platform.

Podobnie ze sztuczną inteligencją czy zarządzaniem algorytmicznym. W końcu rozwiązania te stosuje się powszechnie, także w tradycyjnych firmach, choćby do wsparcia rekrutacji, rozliczania zadań, szkoleń czy oceniania. Potrzeba prawnego unormowania tej kwestii znacznie zatem wykracza poza sektor platform cyfrowych.

fot. shutterstock/ Anton Vierietin
fot. shutterstock/ Anton Vierietin

Nie dziwi mnie, że dyrektywa powstawała tak długo.

I w końcu w ostatnich dniach upadła, przynajmniej w kończącej się już kadencji wybieralnych organów UE.

Głównie za sprawą Francji, jednego z krajów, które zniweczyły zawierane porozumienia. A pamiętamy, że jej prezydent Emmanuel Macron, kiedy był jeszcze ministrem gospodarki, miał bliskie stosunki z Uberem. Francuska deputowana UE Leïla Chaibi oceniła, że Macron robił wszystko, aby bronić interesów Ubera.

Postawa Francji rzeczywiście jest zaskakująca, bo to kraj o dużej tradycji propracowniczej, gdzie ochrona socjalna jest bardzo rozbudowana. Jednak Francuzi uznali, że dyrektywa nadmiernie ingeruje w krajowe prawo pracy i wykracza poza kompetencje unijne. Przyjęli, że kryteria decydujące o domniemaniu stosunku pracy są niejednoznaczne i niejasne. Spore kontrowersje i wątpliwości budziło też to, czy uda się postanowienia dyrektywy dopasować do przepisów państw członkowskich. Dlatego dążyli do rozmycia konstrukcji domniemania stosunku pracy. Poparła ich w tym Grecja i Estonia oraz Niemcy, wstrzymując się od głosu, co ostatecznie doprowadziło do upadku projektu dyrektywy.

Lobbyści pewnie otwierali szampana. Sporo zainwestowali, aby tak się stało. Pamiętam słowa holenderskiej europosłanki Kim van Sparrentak, która mówiła, że lobby, szczególnie Ubera, było niezwykle silne. Na tyle, że czasem miała wrażenie, że "negocjuje z firmami technologicznymi, a nie z państwami członkowskimi". 

Nie ma co się oszukiwać. Lobby platform i pracodawców platformowych jest w Unii bardzo silne. To są ogromne pieniądze. Rynek o gigantycznej wartości i potencjale na przyszłość. Szacuje się, że w ciągu ostatnich pięciu lat dochody w gospodarce cyfrowej platform pracy w UE wzrosły o około 500%. Obecnie ponad 28 mln osób w UE pracuje za pośrednictwem cyfrowych platform pracy, a oczekuje się, że w 2025 roku ich liczba osiągnie 43 mln. W interesie lobby platform i pracodawców platformowych było to, aby przepisy te nie weszły w życie. Wiem, że także w polskim środowisku przedsiębiorców informacja o fiasku negocjacji nad dyrektywą platformową została przyjęta z zadowoleniem. 

Co oznacza brak porozumienia w sprawie dyrektywy dla pracowników platformowych? Elisabetta Gualmini z grupy parlamentarnej socjaldemokratów (S&D) oceniła to jako hańbę i zmarnowanie historycznej szansy na ochronę wszystkich pracowników w erze cyfrowej.

W tej kadencji Parlamentu Europejskiego raczej nic już się nie wydarzy. Na wiosnę są wybory, a dopóki nowe władze się nie ukonstytuują, co zajmie pewnie z rok, sytuacja pracowników platformowych się nie zmieni. Na pewno nie jest to dobra informacja dla wykonawców pracy platformowej.

Czyli za rok wracamy do tematu?

Nie tak szybko! Po pierwsze, są ważniejsze wyzwania, takie jak wojna w Ukrainie. A nawet jeśli prace nad dyrektywą wrócą, to minie kolejny rok, zanim państwa członkowskie dojdą do jakiegoś porozumienia. Potem jeszcze przynajmniej dwa lata na implementację. Uregulowanie pracy platformowej w następnej kadencji będzie jeszcze trudniejsze, bowiem układ sił w przyszłym parlamencie będzie prawdopodobnie dużo bardziej prawicowy niż obecnie. Możliwe więc, że dla nowego składu PE ten temat nie będzie priorytetem. Byłoby szkoda, bo niektóre propozycje zawarte w projekcie dyrektywy są potrzebne i należy je jak najszybciej wprowadzić w życie na obszarze UE. W szczególności dotyczy to przejrzystości zarządzania algorytmicznego i transparentności funkcjonowania platform internetowych, zwłaszcza o charakterze transgranicznym, w państwach członkowskich. Wątpliwa konstrukcja domniemania stosunku pracy nie jest dobrym rozwiązaniem i to ona zdetonowała prace nad tymi ważnymi regulacjami na poziomie UE.

To skoro nie UE, to może Polska? Co sami moglibyśmy zrobić, skoro dyrektywy prawdopodobnie szybko nie będzie?

Lepszym rozwiązaniem będzie zapewnienie wszystkim wykonawcom pracy zarobkowej pewnego minimum standardu ochrony poza stosunkiem pracy. I nieważne, czy wykonywaliby pracę dla platform czy w tradycyjny sposób. Nie dawałoby to im pełnej ochrony, jak praca na etacie, ale skończyłoby wolnoamerykankę, którą mamy teraz.

fot. shutterstock/ Roman Samborskyi
fot. shutterstock/ Roman Samborskyi

W jaki sposób? Można to zrobić ustawowo?

Polski ustawodawca powinien podjąć intensywne prace nad stworzeniem całościowego i spójnego modelu ochrony osób wykonujących pracę zarobkową poza stosunkiem pracy (zwłaszcza samozatrudnionych), w tym także wykonawców platformowych. Dodatkowo już teraz należy poważnie zastanowić się nad wprowadzeniem ustawowych regulacji normujących stosowanie w Polsce, nie tylko w sektorze platform cyfrowych, systemów zarządzania algorytmicznego wykorzystujących sztuczną inteligencję w stosunkach zatrudnienia. Pilne są także prace legislacyjne nad stworzeniem przejrzystych i transparentnych zasad w zakresie funkcjonowania na polskim rynku pracy platform cyfrowych. PIP musi zostać wyposażona w odpowiednie instrumenty prawne, które umożliwią skuteczną i efektywną kontrolę platform z punktu widzenia przestrzegania obowiązujących w Polsce przepisów prawa pracy.

Co to minimum ochrony mogłoby zawierać?

To oczywiście kwestia do dyskusji, ale myślę, że moglibyśmy dojść do porozumienia, że przyjmujemy standard ochrony wyznaczony gwarancjami wynikającymi z prawa międzynarodowego, np. z aktów ONZ czy Międzynarodowej Organizacji Pracy. Wynika z nich ochrona życia i zdrowia (czyli BHP), która powinna przysługiwać każdemu wykonawcy pracy.

Druga kwestia to ochrona godności, równe traktowanie i brak dyskryminacji. Niby mamy ustawę równościową z 2010 roku, ale z uwagi na nieprecyzyjne unormowania oraz brak dostosowania do specyfiki osób wykonujących pracę poza stosunkiem pracy, jest ona obecnie nieskutecznym (martwym) prawem.

Trzecia gwarancja to płaca minimalna? Jak wynika z danych Komisji Europejskiej, aż 55 proc. osób pracujących dla platform otrzymuje wynagrodzenie niższe niż minimalna krajowa. Zwracali na to uwagę kurierzy zrzeszeni w OPZZ Konfederacja Pracy.

Obecnie obowiązująca ustawa o minimalnym wynagrodzeniu gwarantuje minimalną stawkę godzinową również poza stosunkiem pracy, ale nie dla wszystkich wykonawców pracy zarobkowej. Ustawodawca powinien znowelizować ten akt w kierunku przyjęcia tej gwarancji wobec wszystkich osób, które świadczą pracę w warunkach zależności ekonomicznej od podmiotu zatrudniającego. Wykonawcy platformowi są jednak szczególną grupą (tu praca często ma charakter okazjonalny) i należy wprowadzić odrębne unormowania gwarantujące minimalną stawkę wynagrodzenia za wykonanie jednostkowej usługi.

Po czwarte, minimum powinno obejmować również prawo do zabezpieczenia społecznego. Aby wykonawcy mieli zapewnioną ochronę na wypadek choroby czy wypadku i płacili składki emerytalne.

fot. shutterstock/ Roman Samborskyi
fot. shutterstock/ Roman Samborskyi

Po piąte, minimum powinno gwarantować prawo do zrzeszania się w związkach zawodowych. Dzisiaj jest to co prawda możliwe na gruncie ustawy o związkach zawodowych, ale obowiązujące w tym zakresie regulacje są wadliwe, co skutkuje tym, że osoby wykonujące pracę zarobkową poza stosunkiem pracy nie korzystają w praktyce z prawa koalicji.

Wreszcie po szóste, o czym już mówiłem, należy uporządkować rynek platform, czyli wprowadzić obowiązek ich rejestracji, tak jak w przypadku agencji zatrudnienia. Wtedy będzie można określić zasady ich funkcjonowania, wymagane procedury, osoby odpowiedzialne itd. Tak, aby przy wzmocnieniu inspekcji pracy było można skutecznie je kontrolować. I co ważne, wszystkie te kwestie należałoby opracować tak, aby uwzględniały specyfikę branży platformowej i tego obszaru zatrudnienia.

Niezła wyliczanka. To wszystko nie sprawi, że platformy uciekną?

One już teraz walczą o wykonawców, bo mamy niskie bezrobocie. Niektóre już powszechnie stosują umowy-zlecenia, a inne oferują dodatkowe ubezpieczenia czy szereg gwarancji ochronnych, aby przyciągnąć wykonawców platformowych. To są mechanizmy wewnętrzne samych platform, które można jeszcze wzmocnić mądrymi i efektywnymi regulacjami.

Wierzy Pan, że nowy rząd o to zadba?

Na czele Ministerstwa Pracy stoi wywodząca się ze środowisk lewicowych Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która ma propracownicze poglądy. Coraz silniejszą pozycję ma także OPZZ. W kampanii wyborczej zapowiadano walkę z zatrudnieniem śmieciowym (prekaryjnym), a zatem trzeba mieć nadzieję na zmiany idące w kierunku wzmocnienia gwarancji ochronnych dla wykonawców działających poza stosunkiem pracy.

Czyli lada moment takie rozwiązania zostaną wprowadzone?

Nie mam złudzeń, że tak się stanie. Nie oszukujmy się. W ciągu najbliższego roku na pewno nic się nie wydarzy. Proszę spojrzeć, z jakimi problemami zmaga się nowy rząd. Poza tym mamy rok wyborczy, a za rok kolejne wybory prezydenckie. Zanim te plebiscyty nie będą rozstrzygnięte, żadna władza nie podejmie budzących kontrowersje, niepopularnych działań, szczególnie że w ten sposób mogłaby stracić głosy wyborców, którzy są przedsiębiorcami.

Wyborcami są też pracownicy.

Tak, ale jako kurierzy czy taksówkarze na platformach pracują głównie migranci, którzy nie wezmą udział w wyborach. Nie widzę zatem zbyt wielu szans, żeby w najbliższym czasie rząd podejmował aktywność, aby cokolwiek w tym obszarze zmienić, choć oczywiście pilne działania są potrzebne i niezbędne. Bo nie może być tak, że przysłowiowa umowa o użyczenie roweru jest podstawą świadczenia pracy, a osoba ją wykonująca nie ma żadnej ochrony prawnej. Nie może być też tak, że cudzoziemcy wykonują pracę bez pozwolenia w strefie zupełnie niekontrolowanej przez państwo, a inspekcja jest całkowicie bezradna, pomimo pełnej świadomości ogromnej skali naruszeń w sektorze platform cyfrowych.