Jakby problemów było mało, telepraca i brak kontroli nad procesami w firmie zaowocował tym, że luki w zabezpieczeniach wyczuli cyberprzestępcy. – Prawdę mówiąc, kiedy wybuchł COVID-19, to pomyślałem, że będzie źle. Dlaczego? Całe zasoby firmy zostały przeniesione na zewnątrz, więc znalezienie słabego punktu dostępu stało się znacznie prostsze. Prawdopodobieństwo, że ktoś z dziesiątek pracowników nie dopilnuje czegoś, jest spore, a zabezpieczenie, gdy łączymy się zewnętrznie choćby za pomocą VPN, mniejsze, niż gdy pracujesz w tradycyjnych warunkach. Ale to, że dopuszczono do ataku o jednak wcale niemałej skali, nie najlepiej świadczy o nich i o firmie. To jest przecież duża, giełdowa spółka. Powinna więc mieć zatrudnionych specjalistów od analizy ryzyka i to w najbardziej nawet nieprawdopodobnych scenariuszach – ocenia Ryszard Chojnowski.