Problemem był nie tylko słaby sprzęt, ale też brak doświadczenia całej ekipy - tak kaskaderów, jak i animatorów z CD Projektu. Jak wspomina Kwiatkowski, ich jedyną wskazówką na tym etapie pracy były filmy z YouTube'a. Podpatrywali na nim, jak pracowano nad mocapem, czyli technologią przechwytywania ruchu, do kultowego „Devil May Cry”. Wszyscy uczyli się w locie, czego właściwie potrzebują i jak to zdobyć. Sesję we Francji trzeba było przedłużyć o kolejne 3 dni. - Materiał z mocapu nie jest materiałem docelowym jak w filmie. Jeśli na mocapie wyjdzie nam świetne ujęcie, bo element, który ma wyjść w tym ruchu, jest idealny, ale jedna stopa stanęła źle i to brzydko wygląda, to nie problem, by to potem wyczyścić w animacji. Tyle że my tego we Francji nie wiedzieliśmy i rzeźbiliśmy po 30 razy jeden ruch, żeby był perfekcyjny, bo ktoś stopę źle postawił, albo ręka się źle ułożyła na mieczu. Wracaliśmy stamtąd strasznie przetyrani - wspomina Maciej Kwiatkowski.