Pomaganie pozwoliło nam oderwać się na moment od własnych trudów. Ktoś stracił pracę, ale zyskał sens, robiąc zakupy seniorom

Przed pandemią spośród Polaków, którzy pomagali innym trochę ponad 12 proc. deklarowało, że działa tak w sieci. Jak wynika z badania Orange po wybuchu Covid-19 takie deklaracje wzrosły aż do 21 proc. badanych. Uświadomiliśmy sobie nie tylko to, że pomoc innym faktycznie wspiera całe społeczeństwo, ale także, że pomaganie może być łatwiejsze niż kiedykolwiek.

Pomaganie pozwoliło nam oderwać się na moment od własnych trudów. Ktoś stracił pracę, ale zyskał sens, robiąc zakupy seniorom

Kulminacja pandemii koronawirusa. Młoda dziewczyna trafia na oddział epidemiologiczny z podejrzeniem koronawirusa. Jej matka odchodzi od zmysłów. Została sama w domu z poleceniem odizolowania się, aby nikogo nie zarazić. Mieszka w małym miasteczku na obrzeżach Warszawy i nie może skontaktować się z córką. W sieci znajduje człowieka, któremu nie tylko udaje się podrzucić telefon córce, ale i doładować kartę sim, aby mogła poinformować mamę, że już z nią wszystko w porządku.

W tym samym czasie napięcie wywołane niepewnością o jutro udziela się młodej kobiecie z innej części Polski. Swoje emocje przelewa na bloga, którym dzieli się w internecie. Jej twórczość przypadkowo trafia w ręce osoby zarządzającej wydawnictwem literackim, która oferuje kobiecie napisanie książki o samotności w czasach koronawirusa.

Kilka postów niżej o pomoc proszą polscy turyści, poszukujący sposobu na powrót do kraju. Pandemia zastała ich na innym kontynencie, a kolejne kraje powoli zamykają swoje granice i wstrzymują ruch lotniczy. Cenna jest każda informacja o międzylądowaniu i możliwości powrotu do ojczyzny. Internauci dwoją się i troją, wynajdują połączenia, które nie zostały jeszcze anulowane. Po czterech dniach grupa bezpiecznie ląduje w Polsce i zaczyna kwarantannę.

Pandemiczne sprzężenie zwrotne

Powyższe historie, to tylko przykłady z facebookowej grupy Widzialna Ręka, która w różnych miejscach Polski ale i świata zrzesza setki tysięcy ludzi. Ludzi,  którzy wraz z wybuchem pandemii poczuli, że nie wystarczy im zadbać o samych siebie i własne zdrowie. – Kładłem się spać zakładając grupę dla znajomych, a obudziłem się, widząc setki próśb o dołączenie – mówi Filip Żulewski, warszawski pracownik naukowy, który właściwie przez przypadek zbudował całkiem silny oddolny ruch społeczny. – Pomyślałem albo zostawiam grupę i niech rośnie, jak chce, albo angażuję się w nią na 100 proc. i pilnuję jej rozwoju – wspomina.

Przez pierwsze trzy tygodnie stało się to dla niego praktycznie pracą na pełen etat. Szybko do Widzialnej Ręki dołączyli kolejni admini, a inicjatywa rozrosła się na cały kraj i wszędzie tam, gdzie Polacy mieszkają za granicą. – Nie chcemy tworzyć kolejnej fundacji czy stowarzyszenia. W szybkim działaniu lepiej sprawdzają się niesformalizowane, lokalne grupy, które doskonale się znają – zauważa Żulewski. Zaczęło się od wsparcia psychicznego, rozmów przez internet i dzielenia doświadczeniami, kiedy nikt nie wiedział jeszcze jak będzie wyglądała kwarantanna. Później na pierwszy plan wysunęło się szycie maseczek i drukowanie przyłbic, a także zakupy dla potrzebujących uwięzionych we własnych mieszkaniach. Pomocy potrzebowały szpitale, starsi, a także bezdomni.

- Zadziałało dodatnie sprzężenie zwrotne. Zaczęliśmy pomagać i chcieliśmy czynić jeszcze więcej dobra – komentuje Żulewski.

To co zadziało się z Widzialną Ręką to niezwykle wyraźne odbicie wyników badania przeprowadzonego przez Orange „Dobroczynność a Covid-19”. Wynika z niego, że w trakcie pandemii blisko 60 proc. Polaków zaangażowało się w pomoc osobom potrzebującym wsparcia. Dwóch na pięciu Polaków poświęciło swój czas i umiejętności innym, na przykład szyjąc maseczki, robiąc zakupy, przygotowując posiłki dla medyków czy udzielając internetowych korepetycji. 

I co ważne ogromna część z tych działań wymagała naprawdę oddolnego zaangażowania, samodzielnego odkrycia jakie ma się kompetencje i poszukania najlepszego kanału ich wykorzystania. - Nasze badanie przełamało myślenie o pomocy niesionej przez Polaków. Zwykle ograniczaliśmy się do kręgu najbliższych. Teraz chętnie angażujemy się w pomaganie osobom, z którymi nie mamy nic wspólnego, ale znaleźli się w trudnym położeniu - opowiada Konrad Ciesiołkiewicz, prezes Fundacji Orange. 

Internet katalizatorem pomocy 

- Psychiatrzy we włoskiej Lombardii korzystają z WhatsApp, aby sprawdzać, jak pacjenci radzą sobie ze stresem i niepokojem w czasie kwarantanny. Docierają do znacznie szerszej grupy ludzi niż zwykle – opowiadał pod koniec marca (kiedy Włochy zmagały się największą falą zachorowań) Mark Zuckerberg, szef Facebooka. Wtedy też okazało się jak bardzo media społecznościowe przydają się w organizacji grup samopomocowych. Prawie każdy ma do nich dostęp. 

Pomaganie przez internet niesie ze sobą jeszcze jedną zaletę. Wcześniej potrzebna była konkretna fizyczna czynność. - Trzeba było gdzieś pojechać i spotkać się z ludźmi twarzą w twarz. Teraz można włączyć na chwilę internet, sprawdzić zadania, połączyć się z kimś na komunikatorze i zacząć działać przy komputerze. Pomaganie online zyskało o wiele większą akceptację. Obniżyło też próg wejścia dla introwertyków czy osób z niepełnosprawnością ruchową – opisuje Marzena Kacprowicz, koordynatorka TuDu.org.pl - platformy dla e-wolontariuszy. Podkreśla, że dla wielu osób jest to pierwszy krok, który sprawi, że w przyszłości jeszcze mocniej zaangażują się w pomaganie. - Czasem wystarczy 15 minut, aby w znaczący sposób przyczynić się do sukcesu akcji społecznej – dodaje.

Przytakuje jej Ciesiołkiewicz: - Internet otworzył nas na kreatywne pomaganie. Choć byliśmy zamknięci, to organizowaliśmy się w sieci. Oddolne inicjatywy, takie jak robienie zakupów seniorom, troska o niepełnosprawnych czy medyków, pokazały pokłady empatii. Dlatego internet i jego upowszechnianie nie powinny być celami samymi w sobie. To narzędzia, które możemy wykorzystać w trudnych chwilach, aby zachować zdrowie psychiczne - opowiada szef Fundacji Orange. 

Od tłumaczenia tekstów i montażu wideo, przez dzielenie się wiedzą, po burze mózgów – e-wolontariat obejmuje ogromne spektrum zadań, które łączy wspólny mianownik – można je wykonywać zdalnie. Właśnie dlatego strony z zadaniami dla e-wolontariuszy – podobnie jak serwery Facebooka – przeżywały prawdziwe oblężenie. Tylko na stronie TuDu można zaangażować się w prowadzenie lekcji matematyki dla polskiej klasy w Uzbekistanie, tłumaczyć ofertę stypendialną dla uzdolnionej młodzieży czy pomóc w rebrandingu profili społecznościowych fundacji. – Wolontariusze mogą współpracować z ludźmi z całej Polski i jednocześnie podnosić własne kwalifikacje, uczyć się pracy przy projekcie nawet bez wychodzenia z domu – wyjaśnia Kacprowicz.

Podobne zjawisko zaobserwowano także w wolontariacie pracowniczym w Orange. Bo choć nie mógł on funkcjonować tak, jak na co dzień, przecież zamknięto szkoły, placówki edukacyjne i drastycznie ograniczono spotkania więc wolontariusze Fundacji Orange nie mogli organizować zajęć dla dzieci i młodzieży na temat zasad bezpiecznego internetu. Ale w zamian niektórzy z nich takie zajęcia zaczęli prowadzić online. Wielu też okazało wsparcie techniczne szkołom i nauczycielom w obsłudze narzędzi do prowadzenia lekcji online. To przez internet także ustalali dostawy wyprodukowanych przyłbic czy maseczek dla medyków, seniorów i nauczycieli na czas egzaminów.

W teorii jedynymi zasobami, którymi muszą dysponować e-wolontariusze są chęci i wolny czas, ale w praktyce wiele zadań wymaga choćby znajomości obsługi pakietów biurowych, programów obróbki filmów czy grafiki albo języka obcego. Choć jest to praca za darmo, to zdobyte doświadczenie może w przyszłości zaprocentować.

Pro-bono można również pracować przy bardziej technologicznie zaawansowanych projektach. Zrzesza je platforma Tech Kontra Wirus. „Potrzebujemy, by personel medyczny mógł teraz działać z pełną energią i wydajnością, oraz np. nie potrzebował brać wolnego z pracy by zajmować się dziećmi. Odciążmy ich w zakupach, sprzątaniu, drobnych zadaniach pozapracowych, opiece nad dziećmi”, czytamy w opisie najpopularniejszego pomysłu na stronie Tech Kontra Wirus, gdzie wolontariusze skrzyknęli się, by skopiować amerykańską platformę Hospital Hero. Za Oceanem blisko 500 wolontariuszy działa w 48 stanach, pomagając medykom skoncentrować się na ratowaniu ludzkiego życia. Platforma działa jak startup: pracuje nad nią pięciu developerów, dwóch managerów i designerów, specjaliści od partnerstw i PR-u. 

Tech Kontra Wirus również łączy profesjonalistów z różnych dziedzin. Mogą pracować nad hubem skupiającym wydarzenia z całego internetu czy mapą miejsc odwiedzanych przez osoby z koronawirusem. Fani hardware’u mogą naprawiać starsze komputery i przekazywać je dzieciakom, które jedyny kontakt z nauczycielami przez kilka ostatnich miesięcy miały przez sieć. 

Widać tu rosnące nowe zjawisko. Jak podaje wspomniane badanie Orange, wśród Polaków, którzy już przed pandemią pomagali innym trochę ponad 12 proc. deklarowało, że działa tak w sieci. Po wybuchu Covid-19 takie deklaracje wzrosły aż do 21 proc. Jeżeli doliczyć do tego także wzrost podobnych deklaracji związanych z bezpośrednim przekazywaniem pieniędzy potrzebującym, lub przekazywaniem takiej pomocy poprzez wyspecjalizowane instytucje oraz braniem udziału w zbiórkach na rzecz konkretnych osób lub inicjatyw to widać, że pandemia pokazała nam jak dzięki nowym technologiom możemy łatwiej organizować się do pomocy innym. Bo to przecież przez internet organizowana i nagłaśniana jest dziś ogromna część takich zbiórek i wpłat. 

Nowa pomoc systemowa 

Tyle, że same wpłaty pieniędzy nie zawsze wystarczą. Niestety widać to było po problemach przed jakimi stanęła edukacja. Wraz z lock downem nauczyciele i dzieci prawie natychmiast musieli przerzucić się na nauczanie zdalne. Jednym wyszło to lepiej innym gorzej. Ale problemy były na każdym poziomie. Od braku niezbędnego sprzętu do nauki, przez braki kompetencji u nauczycieli do prowadzenia zdalnej nauki po smutny fakt, że dzieci w domach zaczęły też dezorganizować pracę rodziców. 

Oczywiście nie da się całej tele-szkoły naprawić dobroczynnością. Ale już od pierwszych tygodni pandemii zaczęły się pojawiać kolejne akcje starające się przynajmniej na bieżąco poprawić sytuację. Orange powrócił do akcji „Pomagajmy Gigabajtami”. W 2019 roku klienci sieci przekazali 15 TB niewykorzystanego transferu danych na rzecz fundacji Dorastaj z Nami. Dostawca zamienił go na darmowy internet dla 100 rodzin. Podobnie było tym razem – przekazane pakiety danych operator zamienił na 130 tabletów od Fundacji Orange dla dzieci ze śląskich domów dziecka. Wszystkie oczywiśćie z darmowym internetem od operatora. Co więcej użytkownicy Orange Flex tak się zmobilizowali, że kwietniu w niecałe 24 godziny udało się zebrać ustaloną pulę transferu, którą Orange podwoił. Łącznie 10 000 GB zostało zamienionych na 1000 modemów LTE z kartą Orange Flex. Co więcej akcja ta cały czas trwa.

Fundacja Orange pomagała też, organizując webinary, z których nauczycielemogli dowiedzieć się, jak prowadzić zdalne lekcje i nie pogubić
się w gąszczu narzędzi. Szczególnym wsparciem otoczyła wychowawców
najmłodszych klas, pokazując, jak tworzyć interaktywne materiały edukacyjne: quizy, puzzle i koła fortuny; jak korzystać z tablicy, gdzie uczniowie mogą pochwalić się swoimi pracami; jak szukać zasobów sieci i kreatywnie prowadzić prezentację czy wymyślać nowe zadania.

Oto przykład jednego z nich. – Najpierw trzeba się dobrać w grupy, następnie wybrać osobę, z którą chce się przeprowadzić wywiad. Dzieci dodatkowo muszą wcześniej poznać, czym w ogóle jest wywiad, zapisać pytania, zebrać materiał. Po wykonaniu zadania dzieci w gronie klasowym prezentują swoją pracę. Uczniowie przekazują sobie uwagi i pochwały. Współpraca ogromna, a efekty znakomite – ocenia Aleksandra Schoen – Kamińska, prowadząca webinary.

W 2017 roku została nauczycielem roku w Wielkopolsce, a teraz dzieli się swoją wiedzą z kolegami i koleżankami po fachu. Odnajduje najlepsze narzędzia online, dokumentuje ich wykorzystanie i dzieli się wiedzą. W ten sposób pomagać może każdy z nas, kto ma doświadczenie z online’owymi narzędziami. Często wystarczy się rozejrzeć dookoła, aby znaleźć potrzebujących.

W czasie pandemii wystartował również projekt „Strefa komfortu” tym razem skierowany dnie do młodszych uczniów a do studentów. Parlament Studentów RP stawia sobie za cel zatroszczenię się o zdrowie psychologiczne na uczelniach. W ramach projektu każdy student może skorzystać z terapii online i wziąć udział w webinariach prowadzonych przez specjalistów. Dotychczas dotyczyły one produktywnego wykorzystania czasu, radzenia sobie z lękiem, pielęgnacji relacji z bliskimi czy depresji. Podpowiadają także jak radzić sobie takich sytuacjach jak konieczność spędzenia świąt bez bliskich czy przygotowania się do sesji, którą trzeba będzie zaliczyć zdalnie.

Patrz trochę szerzej

Wielki test sprawności funkcjonowania naszego świata jaki zrobił nam Covid pokazał też, że warto inaczej spojrzeć na to czym jest pomoc i jaka jest jej społeczna wartość. - Chcemy pomagać innym, nie tylko z kręgu najbliższej rodziny, ale również z dalszych kręgów znajomych, należących do naszej lokalnej społeczności. Ten wyjątkowy czas pokazał, jak ogromna wartość płynie z solidarności – mówi Ciesiołkiewicz, prezes Fundacji Orange. - To ogromna zmiana, bo od lat cechował nas niski indeks zaufania społecznego – dodaje.

I co więcej to niskie zaufanie z roku na rok w nas rośnie. CBOS w swoim raporcie z 2018 roku wskazywał, że tylko co piąty badany twierdził, że większości ludzi można ufać. Ta postawa nieufności w kontaktach międzyludzkich nigdy, odkąd CBOS prowadzi takie badania nie była tak silna.

– A przecież pomaganie wymaga zaufania pomiędzy stronami. To tak, jak z ofiarowaniem pieniędzy bezdomnemu, któremu ufamy, że nie jest naciągaczem. W Skandynawii i innych krajach z wysokim zaufaniem pomaganie jest normą społeczną. Najgorzej w Unii jest w Rumunii i Bułgarii, ale Polska jest niewiele wyżej – komentuje prof. Marek Nowak, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Socjolog podkreśla, że polska pomoc wymyka się często statystyce, bo jest słabo sformalizowana. – Pomagamy, ale raczej na forum lokalnym. Staramy się zmienić świat, ale blisko nas – opisuje i podaje przykład ochotniczej straży pożarnej czy działalności na terenie parafii. Właśnie w takich luźnych organizacjach szansy upatruje też Żulewski. Widzi niszę w sferze potrzeb, które muszą zostać adresowane tu i teraz.

– Fundacje działają wolniej, muszą przestrzegać regulacji i hierarchii. Małe osiedlowe grupy mogą zadziałać już po pięciu minutach, kiedy ktoś zobaczy posta na grupie – podkreśla działacz i podaje przykład grup spowinowaconych, czyli kilkuosobowego koła, które łączy ludzi, chcących działać. – Grupy powinny czuć autonomię, bo to one znają lokalne uwarunkowania i są w stanie dotrzeć tam, gdzie nie dociera internet – dodaje. To kluczowa kwestia dla seniorów czy osób niepełnosprawnych, które nie mogą lub nie potrafią poprosić o pomoc w internecie.

Faza post-traumatyczna

W czasie pandemii przechodziliśmy różne fazy emocji. Od niepewności i strachu na początku, przez przyzwyczajanie się do nowej normalności i obawę przed ścisłą kwarantanną, po zmęczenie zamknięciem i bunt. 

Marek Nowak zauważa tu schemat, który społeczności przechodzą w momentach rewolucyjnych.

- Na samym początku była euforia, kiedy pomagaliśmy sobie, aby przetrwać. Czuliśmy solidarność, bo wszyscy znaleźliśmy się w zupełnie niespotykanej sytuacji. Później zaczęły się budzić demony – opowiada badacz. Zaczynaliśmy od balkonowego bicia braw pracownikom służby zdrowia, ale później pojawił się hejt. 

Sąsiedzi nie chcieli lekarzy na swoich osiedlach, a sklepy nie obsługiwały pielęgniarek w obawie przed zarażeniem. Oberwało się też listonoszom, których nazywano „posłańcami śmierci. – Zaczęła dominować neurotyczna reakcja na koronawirusa i kontestacja zagrożeń. Do głosu dochodziły obawy o zagrożenia z zewnątrz – dodaje Nowak i podkreśla, że w takich momentach ludzie często zamykają się we własnych enklawach czy społecznościowych bąblach.

Administratorzy Widzialnej Ręki zdawali sobie z tego sprawę. Wiedzieli, że zwykle pomagamy tym, z którymi coś nas łączy, np. światopogląd czy podejście do życia. Tymczasem tutaj potrzeba była uniwersalna pomoc, niesiona niezależnie od pochodzenia czy przekonań. – Usuwaliśmy wszelkie posty, które nie były prośbą o pomoc. Nie chcieliśmy, aby grupa przerodziła się w forum dyskusyjne, gdzie ludzie mogli budować między sobą mury. Wychodziliśmy od potrzeb i do nich staraliśmy się dopasować posiadane zasoby – wyjaśnia Żulewski. Do dziś w setkach grup Widzialnej Ręki udaje się utrzymać raz fundacji, którą zarządza narzucony rygor, który nie pozwala na dekoncentrację.

Ale nie jest tak, że tylko obudziły się w nas tylko demony. Wręcz przeciwnie co także pokazuje badanie dla Orange obudziła się w nas także świadomość, że dobro całego społeczeństwa jest cenne. Koronawirus sprawił, że aż 56 proc. z nas zmieniło zdanie o pomaganiu. Zdaliśmy sobie sprawę, jak cenne jest niesienie pomocy i jak dzięki wzajemnemu wsparciu można łatwiej radzić sobie w trudnych czasach. Jest to szczególnie istotne, ponieważ po pokonaniu koronawirusa część pacjentów może cierpieć na syndrom stresu pourazowego. W przypadku przeszłych pandemii stał się on udziałem aż 30 proc. chorych.

 – Im dłużej będziemy zmagali się z wirusem, tym bardziej wystawiamy się na ryzyko chorób psychicznych, które na pozór nie są związane z chorobami zakaźnymi. Dlatego tak ważne jest wyciąganie wniosków z lekcji pandemii i wyrobienie w sobie nawyku pomagania – zauważa Ciesiołkiewicz.

Badanie Orange pokazało, że po doświadczeniach związanych z epidemią połowa z nas jest bardziej skłonna pomagać nieznajomym z najbliższego otoczenia, a blisko co trzeci z nas nieznajomym w ogóle. – Ogromne znaczenie w takich chwilach ma empatia, umiejętność postawiania się w skórze innego człowieka i współodczuwania. Wówczas pomaganie przychodzi łatwiej, bo kulturowo jesteśmy predestynowani do wybierania dobra – zauważam Nowak.

Dzięki możliwościom, jakie daje nam internet nie liczy się, gdzie mieszkamy, ile mamy lat, a nawet czy jesteśmy w pełni sprawni fizycznie. E-pomagać i dzielić się swoją energią może każdy, ale czy powszechna akceptacja online’owego środka komunikacji nie sprawi, że wolontariusze zamkną się w swoich domach? – Nie obawiałabym się tego. Oba sposoby niesienia pomocy – w realu i wirtualu – doskonale się zazębiają. W sieci łatwiej zawiązać zespoły, które później zrobią coś dobrego w świecie rzeczywistym – opisuje Marzena Kacprowicz z TuDu.pl.

Wtóruje jej Filip Żulewski. – Pomaganie pozwoliło nam oderwać się na moment od własnych trudów. Ktoś stracił pracę, ale zyskał sens robiąc zakupy seniorom. Baliśmy się o przyszłość, ale zaangażowanie w problemy innych pomogło nam poukładać własne priorytety w życiu.

*Materiał powstał we współpracy z Orange.